Nowy TATERNIK (2/2015) pełen emocji

Tym numerem rządzą emocje. Od okładki, która nawiązuje do tragedii w Nepalu, przez niezwykle osobistą rozmowę Marcina Tomaszewskiego z „legendą samotnego bigwallu” - Markiem Raganowiczem, po materiał himalaistki Anny Okopińskiej i wywiad Jagody Mytych z „nepalozależną”, czyli Anną Czerwińską. Bo przecież dla tych, którzy zdobywają najwyższe szczyty świata, Nepal jest drugim domem. Dwie Anny oraz podróżnik i kierownik wypraw trekkingowych Radek Kucharski opisują m. in. sytuację podczas i po trzęsieniu ziemi w tym kraju, zastanawiają się, jak mądrze pomagać.

taternik 2 2015

Zaś Kacper Tekieli przygotował dla Was wywiad z zakochaną w sobie i we wspinaniu parą taterników i alpinistów – Małgorzatą Jurewicz i Józkiem Soszyńskim z KW Trójmiasto. To, co ich spotkało, nazywają: „zbliżeniem do absolutu – ze swoją drugą połówką przeżywasz przygody życia”...

Dalej również bazujemy na uczuciach: pisząc o wątkach górskich w pieśniach Włodzimierza Wysockiego i publikując wspomnienie Bogumiła Słamy o Januszu Kurczabie „Jano – jeden z najważniejszych i najbliższych mi ludzi, jakich spotkałem”.  B. Słama podkreśla: „nauczył mnie, że podczas wspinaczki trzeba być dla siebie dobrym”.

Janusz Kurczab, „dobra dusza” naszego pisma, były redaktor naczelny i do końca stały współpracownik, specjalizował się w opracowaniach dotyczących gór wysokich. Temat z powodzeniem kontynuuje himalaistka Krystyna Palmowska,która – tak jak Janusz – rzeczowo i drobiazgowopodsumowuje wydarzenia w Himalajach i Karakorum.

Polecamy również monografię „Polacy w jaskiniach Abchazji” przygotowaną przez Rafała Kardasia i Karolinę Wróblewską. Natomiast Dariusz Porada, o którym ostatnio głośno za sprawą nowego podręcznika „Wspinaczka na własnej asekuracji w teorii i praktyce”, przygotował materiał szkoleniowy  „»Mam auto« – czy aby na pewno?”.

A poza tym w tym „Taterniku” znajdziecie wiele innych tekstów z różnych dyscyplin górskich – od wspinaczki, przez jaskinie, narciarstwo wysokogórskie. Są, jak zwykle, relacje, podsumowania, wspomnienia, literatura, pożegnania.

A w to wszystko zostały wplecione znakomite zdjęcia Julity Chudko, Marty Wrzask i Sławomira Sajkowskiego.

***

Emocje porusza ostatnio również dalszy los „Taternika”.

Przez ostatnie kilka lat magazyn mocno się zmieniał – zaczynaliśmy od 48 stron, w połowie czarno-białych, z uboższą szatą graficzną, skromniejszą tematyką i jakością wydania. Przez te lata zmieniliśmy też formę dystrybucji, rodziły się nowe pomysły, wyszliśmy bardziej „na zewnątrz”.

Świadomi „dziedzictwa” naszego czasopisma i ponad 100-letniej tradycji, równocześnie chcielibyśmy sprostać Waszym oczekiwaniom i wymaganiom obecnych czasów. Chcemy tworzyć coraz lepszego „Taternika”, który jest nie tylko „kultowym” górskim magazynem, ale również swego rodzaju instytucją kultury górskiej. Dlatego cały ubiegły rok i początek bieżącego upłynął nam pod znakiem poszukiwania nowych dróg dla pisma. Odbyliśmy dziesiątki rozmów, telefonów, spotkań dotyczących źródeł finansowania, kształtu, merytoryki, organizacji redakcji, współpracy, dystrybucji, odbiorców, prenumeraty, marketingu itd. Właściwie poruszaliśmy wszystkie możliwe tematy dotyczące wydawania prasy specjalistycznej, współpracując w tym zakresie z doświadczonymi wydawcami, instytucjami i osobami z branży.

Efektem tych działań jest przedstawiona przez Grzegorza Bielejca zarządowi PZA już kilka miesięcy temu, a delegatom klubów zrzeszonych w PZA podczas walnego zgromadzenia w maju br., strategia rozwoju „Taternika” na kolejne dwa lata. Grzegorz Bielejec - pasjonat gór, członek Klubu Wysokogórskiego Katowice - związany jest z „Taternikiem” od 2011 r. To z jego drukarni wychodzą kolejne numery pisma. Ostatnio podjął się utworzenia Rady Wydawniczej, która ma zająć się reorganizacją „Taternika”.

A tymczasem na stronie internetowej: www.taternik.org publikujemy ankietę dotyczącą naszego pisma z gorącą prośbą do Was o jej wypełnienie. Pomoże nam w dalszej pracy nad magazynem.

Zachęcamy też do prenumeraty przez powyższą stronę. Dzięki temu płacicie za numer tylko 12 zł z dostawą do domu, a jako stali, zarejestrowani w naszej bazie Czytelnicy bierzecie co miesiąc udział w losowaniu wielu atrakcyjnych upominków.

Na koniec jeszcze jedna zapowiedź: kolejny numer „Taternika” będzie wydaniem specjalnym. Przygotowujemy go wspólnie z Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym. Tematyka będzie wciąż bogata, choć bardziej związana z Tatrami, bezpieczeństwem, ratownictwem i ludźmi, którzy niosą pomoc w górach.

Serdecznie pozdrawiam i życzę przyjemnej lektury,

Renata Wcisło

 

SPIS TREŚCI:

Legenda samotnego bigwallu (wywiad z Markiem Raganowiczem)

Podsumowanie roku 2014 w górach wysokich (K. Palmowska)

Odbudujmy Nepal – drugi dom himalaistów (A. Okopińska)

Nepalozależni (wywiad z Anną Czerwińską)

W ogniu wydarzeń: Nepal on my mind (R. Kucharski)

Nowe przewodniki po Himalajach Jana Kiełkowskiego (J. Majer)

Karakorum: Małgorzata Skowrońska w Ghujerab Mountains i promowanie wspinaczki wśród Pakistanek (J. Wala)

Wspinanie wielowyciągowe na Costa Blanca (R. Remisz)

Partnerzy w życiu i we wspinaniu to najlepszy układ (wywiad z Małgorzatą Jurewicz i Józef Soszyńskim)

Nowe drogi w Tatrach (M. Pronobis)

Podsumowanie sezonu w narciarstwie wysokogórskim 2014/2015 – idzie nowe! (Monika Strojny i M. Zwoliński)

Trawers Tatr Zachodnich (A. Gomola)

Kaukaz: o abchaskich jaskiniach w Lądku-Zdroju

Polacy w jaskiniach Abchazji 1964-1991 (R. Kardaś)

Zestawienie działalności polskich grotołazów w Abchazji (lata 2005-2014) (K. Wróblewska)

Słowenia: pierwsze polskie przejście drugiego pod względem głębokości trawersu jaskiniowego świata (P. Sienkiewicz)

2014 rok w jaskiniach – podsumowanie działalności Polaków (J. Nowak)

Wątki górskie w pieśniach Włodzimierza Wysockiego (A. Kwiatkowski)

Wydawnictwa seryjne w polskiej literaturze alpinistycznej (M. Maluda)

Bibliotekarz (M. Kiełkowska)

Polonika w londyńskiej Alpine Club Library (T. Hudowski)

Tatry są moją „chorobą” psychiczną (W. Szatkowski)

Wielcy alpiniści – mali ludzie (B. Kowalski)

W skrócie

„Mam auto” – czy aby na pewno? (D. Porada)

Ślad zapomnianej górskiej tragedii (P. Kukurowski)

23. spotkanie taterników-seniorów w Morskim Oku i odsłonięcie tablicy Zdzisława Dziędzielewicza-Kirkina (B. Morawska-Nowak)

Jano – jeden z najważniejszych i najbliższych mi ludzi, jakich spotkałem (B. Słama)

Ryszard Gradziński ((1929–2014)

Wiesław Chachuła (1929-2014)

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Wracam z epoki Kamiennej – krótka recenzja

Heinrich Harrer to dla mnie zawsze była niezwykle ciekawa postać. Po przeczytaniu Białego Pająka i Wracam z Epoki Kamiennej, tym bardziej utwierdzam się w tym przekonaniu.

Wracam z epoki kamiennej

Fot. Damian Granowski

Książka jest zapisem wyprawy Harrera w 1962 roku na Papuę Nową Gwineę. Podczas półrocznej działalności udało się im zdobyć ponad 30 szczytów, w tym Piramidę Carstensza (Puncak Jaya), najwyższy szczyt Australii i Oceanii. Dodatkowo Harrer odkrywa źródło kamiennych siekier, kamieniołomu, gdzie Papuasi wyrabiali pierwotne narzędzia. Wyprawa zyskała szeroki rozgłos w prasie światowej.

„Wracam z Epoki Kamiennej” jest zapisem, dzień po dniu, wielkiej przygody. Autor dwa razy otarł się podczas niej o śmierć. Polskie wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Stapis. Tłumaczem była Małgorzata Kiełkowska.

Na 231 stronach mamy tekst, sporą ilość zdjęć, kilka map i szkiców. Do wyboru są dwie okładki. Ogólnie od strony technicznej nie ma się czego doczepić.

Książka ma formę dziennika z zapisem, mniej więcej, dzień po dniu. Z punktu widzenia wspinacza nie będzie tam za wiele czytania. Na zdobycie Piramidy Carstensza autor przeznaczył mniej więcej jedną trzecią objętości książki. Weźcie też pod uwagę, że dotarcie pod samą górę jest niebanalne, więc opisu samej akcji górskiej jest naprawdę niewiele. Później autor opisuje jeszcze poszukiwania Źródła Kamiennych Siekier, swój wypadek oraz przebycie Wąwozu Baliem.

Dostajemy więc sporo opisów zwyczajów i kultury Papuasów. Wyłania się z tego obraz rejonu, gdzie epoka kamienna jeszcze się nie skończyła, chociaż po ponad 50 latach od napisania książki pewnie już sporo się zmieniło.

Należy się więc nastawić, że książka Heinricha Harrera to raczej literatura podróżnicza. Wspinania jest tu mało, lecz opisane inne przygody niejednego wciągną i dadzą kilka godzin porządnej rozrywki. Styl pisania Harrera osobiście bardzo mi podszedł i co ciekawe czytało mi się tą książkę lepiej niż Białego Pająka.

Opis książki wydawcy: "Wracam z Epoki Kamiennej".

Damian Granowski

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Czarny Szczyt / Cesta Horskych Zvodcov VII+ i Lepsi pozde, nezli nikdy! VII-

Za sprawą czeskich zespołów powstały dwie nowe drogi na Ramieniu Czarnego Szczytu. Pierwsza Cesta horskych zvodcov wyceniona została na 7+ i ma 3 wyciągi. Druga to Lepší pozdě, něžli nikdy 7-, która już jest nieco dłuższa. Poniżej fotki i schematy. Opracowani schematów Radek Lienerth.

cesta horskych zvodcov ramie czarnego szczytu

lepsi pozdy nezli nikdy ramie czarnego szczytu

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Friendy - budowa i historia

Friendy, czyli kości mechaniczne są na rynku od ponad 38 lat. Umożliwiły one wielki przeskok w jakości asekuracji w równoległych rysach. Dziś każdy szanujący się wspinacz tradycyjny ma co najmniej jeden set friendów. Te przyrządy asekuracyjne spokojnie zapełniłyby kilka tomów opracowania. Postaram się krótko napisać trochę o budowie, trochę o historii.

I have 153 friends and none of them are human Stevie Haston

muzeum kosci asekuracyjnych

Ekspozycja w muzeum sprzętu asekuracyjnego we Francji. Fot. needlesports.com

Temat jest dość skomplikowany, więc w tym opracowaniu mogą zdarzyć się błędy merytoryczne (mam nadzieję, że drobne), więc jeśli zauważycie coś nie tak to dajcie znać mailowo lub poprzez system komentarzy.

Budowa

Wszystkie mimośrodowe kostki mechaniczne SLDC (Spring Loaded Camming Devices) zwane są popularnie friendami (w Polsce, za granicą camy (w języku pol. krzywka)), mają krzywki w kształcie spirali logarytmicznej, co zapewnia stały kąt zaklinowania w szczelinach równoległych. Ciekawostką jest fakt, że ten sam zakrzywienia spirali występuje często w przyrodzie (tzw. złota spirala). Oprócz friendów efekt mimośrodu zapewniają kostki, hexy, tricamy a nawet Big Bro.

budowa friend dmm dragon

Budowa friendów na podstawie friendów DMM Dragon

budowa friend camalot 3c

Elementy budowy pokazane na Camalotach C3 firmy Black Diamond

Na rynku znajdziecie głównie friendy jednoosiowe i dwuosiowe. Trzy lub czterokrzywkowe. Są też friendy offsetowe (różne rozmiary krzywek. Friendy czterokrzywkowe są stabilniejsze niż trzykrzywkowe. Te ostatnie są nieco węższe, więc łatwiej mieszczą się w wąskich rysach lub hakodziurach.

Dawniej friendy posiadały sztywny trzonek. Aktualnie wszystkie friendy mają aktualnie elastyczne cięgło. Zazwyczaj jest mocowane centralnie między krzywkami, chociaż są jeszcze cięgła w kształcie U.

Dwuosiowe friendy zostały wprowadzone przez firmę Black Diamond, ale po wygaśnięciu patentu inne firmy też zaczęły je produkować (np. DMM, Rock Empire). Dzięki zastosowaniu dwóch osi friend ma większy zakres pracy i możliwość pasywnej pracy (działa jak kostka, przy pełnym rozwarciu krzywek), za to jest cięższa.

camalot x4 offset krzywki nierowne

Black Diamond X4 Offset. Dwie pary krzywek o różnych rozmiarach.

Krzywki produkowane są z lekkich stopów, nierzadko kutych na gorąco (np. DMM Dragon). Na końcach są karbowane. Mają kształt spirali logarytmicznej. Do ich ściągania służy poprzeczka zwana cynglem, do której przymocowane są druciki. Ciągnięcie za cyngiel powoduje składanie się krzywek. Za sprawą sprężyn krzywki wracają do pierwotnej pozycji.

Do friendów przymocowane są taśmy z pętli, z kolei do nich wpinamy karabinki. Ciekawym rozwiązaniem jest wydłużana taśma w friendach firmy DMM.

tasmy friendy dragon dmm

Taśmy w friendach DMM Dragon. Fot. Damian Granowski

Friendy sprzedawane są w różnych rozmiarach (zazwyczaj każdy rozmiar ma odpowiadający mu kolor taśmy, krzywek). Rozmiary kolejnych friendów nachodzą, na siebie, dzięki czemu nie zdarzy się sytuacja, że któryś friend nie siada w rysie, a mamy na podorędziu cały zestaw. Poniżej tabela rozmiarów dla Camalotów Black Diamond X4, C3 i C4.

rozmiary camalotow x4 c3 c4 black diamond

Historia - zdecydowanie skrócona :-)

Początki przyrządów SLDC nie są dokładnie jasne. Rosjanin Witalij Abałakow wymyślił kostki wyglądające podobnie do dzisiejszych tricamów (tzw. Krzywka Abałakowa). Mniej więcej w tym samym czasie Greg Lowe pracował nad podobną koncepcją. W 1972 przedstawił Cam Nut, posiadającą jedną krzywkę i jedno cięgło. Opatentował ją w 1973 roku, lecz nigdy nie okazał się komercyjnym sukcesem.

abalakow cams

Krzywki Abałakowa

cam nut greg lowe

Prototypy Cam Nut Grega Lowe'a. Fot. Needlesport

Nad SLDC pracował również Ray Jardine. Ten inżynier gdy zobaczył w 1973 roku przyrząd Lowe'a stwierdził, że może zrobić coś lepszego. Wiosną następnego roku prototypy friendów były gotowe na trip do Yosemite. 

Powstanie nazwy "friend" jest dość ciekawe. Początkowo Jardine ukrywał swoje wynalazki przed innymi wspinaczami. Jego partnerzy wspinaczkowi zoobowiązani byli do milczenia. Zazwyczaj nosił je w niebieskiej nylonowej torbie. Podczas przygotować do jednej z wspinaczek Kris Walker chciał się zapytać, czy Jardine weźmie ze sobą jego wynalazki. Jako, że w pobliżu było sporo wspinaczy, więc zapytał się, czy wziął ze sobą swoich "przyjaciół".

prototypy friendow ray jardine

Prototypy friendów. Fot. needlesports.com

W 1977 nowopowstała firma Wild Country (właścicielem był Mark Vallance, zaufany przyjaciel Jardine'a) wypuszcza na rynek Friendy. Pierwsza reklama w prasie pojawia się w magazynie Mountain w 1978 roku.

Pierwsza reklama frienda w czasopiśmie Mountain

Pierwsza reklama frienda w czasopiśmie Mountain. Fot. needlesports.com

Jardine dzięki swojemu wynalazkowi w 1977 prowadzi The Phoenix,  pierwsze 5.13a na świecie.

Steve Byrne wynalazł  pierwszy friend z elastycznym cięgłem. W 1985 roku do sprzedaży trafiają Three Cam Units, z elastycznym cięgłem w kształcie U.

Kolejnym świetnym rozwiązaniem są Camaloty firmy Chouinard Equipment (dzisiejszy Black Diamond). Tony Christianson wprowadza dwie osie, które zapewniały większe bezpieczeństwo i zasięg ich camalota.

camalot black diamond pierwsza generacja

Pierwsza generacja Camalotów

camalot black diamond druga generacja

Camalot C4 BD z trzeciej generacji

trzecia generacja black diamond c4

czwarta generacja Camalotów

W 1986 David Vaggoner, wspinacz z Kolorado, zaczyna produkować metodą chałupniczą swoje friendy. Wprowadza w nich giętką konstrukcję na spust i skrócenie cięgieł. Kombinacja tych dwóch usprawnień doprowadzi do produkcji Alienów, świetnych friendów.

friendy alieny prototyp

Alieny. Fot. needlesports.com

Jak przystało na zakompleksionego faceta, który lubi przerysy to chciałoby się mieć w zestawie swojego szpeju jak największy sprzęt. Największy friend ze stajni BD to Cam #6 (114 mm do 195 mm). Jednak Amerykanie nie poprzestali na tym i w kraju, gdzie wspinanie w rysach jest chyba najbardziej popularne znadziecie różne inne wynalazki.

friendy valley giant set

Prototypy friendów Valley Giant, 2002 rok. Fot. valleygiant.com

Maksymalny rozmiar friendów możliwych do kupienia to produkty VG9 i VG12 firmy Valley Giant (9 i 12 cali). Wyglądają imponująco :-).

valley giants duze camy

Od lewej Black Diamond #4 i #5 (dziś #6). Następnie  VG7 (taki rozmiar jak dzisiejszy BD #6), VG9, VG12 i VG#16 (krzywki ze sklejki!). Fot. valleygiant.com

ValleyGiants2007

VG9 (200$), VG 12 (300$), a z prawej VG16  (Godzilla Cam) robiony na zamówienie. W pełni sprawny, aczkolwiek bardzo ciężki (nie podano na stronie wagi, ale pewnie znaczna skoro VG12 waży 990 gram). Fot. valleygiant.com

drewniany friend valley giant

VG16 z krzwkami ze sklejki. Friend stworzony do hakówki w szerokich rysach. Wytrzymuje wagę ciała, a waga jest dość rozsądna (1350 gram). Fot. valleygiant.com

Polecane strony

Nut museum

Valley Giant

Poradnik dla kupujących friendy

Wkrótce :-)

Damian Granowski

Napisz komentarz (4 Komentarze)

Prowadzenie na drogach sportowych - różne niebezpieczeństwa i triki

Wspinaczka na prowadzeniu jest kwintensencją wspinania i zazwyczaj każdy wspinacz dąży do tego, aby prowadzić drogi. Wspinanie sportowe jest jedną z „najłagodniejszych” form wspinania. Dobrze obite drogi wspinaczkowe sprawiają, że przy zachowaniu wszelkich zasad bezpieczeństwa, prawdopodobieństwo wypadku jest dosyć niskie.

Bartek Nowak na prowadzeniu na Filarze Wroniej Baszty, Dol. Kobylańska

Bartek Nowak na prowadzeniu na Filarze Wroniej Baszty, Dol. Kobylańska. Fot. Damian Granowski

Pomimo tego nie można lekceważyć wspinania z dołem. Są też pewne niebezpieczeństwa na które powinniście zwrócić uwagę. Niestety sporo osób – nie tylko początkujących – zapomina o tym. Na szczęście większość błędów (a tych popełnia się sporo) ma konsekwencje tylko przy niekorzystnym zbiegu okoliczności (np. kilka błędów na raz).

Jeśli przyjmiecie, że nie będziecie odpadać, to właściwie większość porad z tego artykułu możecie sobie darować :-). Loty są jednak integralną częścią wspinania sportowego, więc prędzej, czy później będziecie zmuszeni do latania.


 Ten artykuł jest jednym z szerszego cyklu, pt. "Szkoła wspinania" mającego na celu popularyzację bezpiecznych metod wspinania oraz usprawnienie, a co za tym idzie wzrost ogólnego poziomu wspinania. Celem tego "projektu" jest przekazanie/utrwalenie podstawowej wiedzy dla początkujących jak i również różnych patentów dla bardziej zaawansowanych. Uprzedzam jednak, że nie jest to internetowy kurs wspinania, a jedynie uzupełnienie takich kursów + ewentualne przypomnienie. Jeśli myślisz o kursie/sekcjach wspinaczkowych i podoba ci się mój sposób przekazywania wiedzy to zapraszam do kontaktu.

Jeśli jesteś tu pierwszy raz i strona ci się podoba to zajrzyj do artykułu "pierwszy raz na drytooling.com.pl" znajdziesz tam kilka wskazówek, co warto przeczytać na stronie :-). Polecam również zapisać się na newsletter (będziesz dostawał na niego powiadomienia o nowych, wartościowych artykułach. Spamu... nie będzie. Zapraszam też do polubienia profilu FB ;).


Zagrożenia obiektywne

Zacznę od niezależnych od nas zagrożeń, które występują również na drogach sportowych. Chyba najpopularniejsza jest kruszyzna. Nie musi to być na całej drodze, wystarczy, że w jednym miejscu urwie się nam chwyt lub stopień i mamy potencjalnie niebezpieczny lot. Sam kamień – w zależności od wielkości - może być niebezpieczny dla nas lub (co gorsza) dla naszego asekuranta.

Pamiętajcie, że chwyty urywają się również na „litych” drogach. Dobrą ochronę zapewnia kask wspinaczkowy.

Stare spity, ringi, stanowiska niepewnego pochodzenia

Aktualnie w Polsce większość rejonów sportowych jest wzorowo obita w ringi ze stali nierdzewnej i pancerne stanowiska. Nie jest to regułą na świecie, więc na wyjazdach zagranicznych bądźcie równie, a nawet bardziej czujni.

W tym roku miałem ciekawy przypadek w Kanadzie. Podczas robienia drogi drytoolowej (obitej spitami) wpiąłem się szybko do spita i wyszedłem ponad niego. Nagle ekspres z plakietką wyleciały... Okazało się, że nie było nakrętki. Na szczęście do kolejnej wpinki miałem dwa łatwe ruchy.

W skałkach z rezerwą traktujcie spity i – tym bardziej – stare haki. Osadzone były kilkanaście (kilkadziesiąt) lat temu i przez ten czas były wystawione na działanie warunków atmosferycznych.

stary spit wspinaczka

Możecie jeszcze spotkać stare żebrowane ringi, które nie były osadzane na kleju.

wyrwany ring lesna baszta

Ring z Leśnej Baszty. Żebrowane ringi siedzą pancernie... zazwyczaj... Akcja miała miejsce miesiąc temu. Fot. fb

Nowe ringi ze stali nierdzewnej to świetne punkty, na których mógłby latać pewnie samochód. Pomimo tego musimy wziąć pod uwagę czynnik ludzki, czyli to, że ekiper wkleił ringa źle lub w złym miejscu (czyt. kruchym). Może się zdarzyć tak, że ring był dobrze zainstalowany, ale na przestrzeni lat zmieniła się struktura skały i aktualnie punkt nie jest już najlepszej jakości. Są to sporadyczne przypadki, aczkolwiek zdarzają się.

tafla cyklon a

Tutaj akurat spit wytrzymał... Fot. goprjura.pl

Podejrzane ringi na drodze Tenis w porcie

 Ringi na drodze Tenis w Porcie, Dol. Kobylańska. Fot. Artur Kowalczyk, źródło wspinanie.pl

Czynnik ludzki

Większość wypadków spowodowanych jest jednak przez samych wspinaczy, czy też ich zaniedbania. Swego czasu popełniłem artykuły o błędach wspinaczkowych i "Tysiąc pincet sposobów na zabicie się podczas wspinaczki"  do przeczytania których zachęcam. Tutaj ograniczę się do opisania błędów podczas prowadzenia i ich unikania.

Jak pisałem na początku – najlepiej nie latać. Nie jest to jednak możliwe na dłuższą metę, więc poniżej garść sytuacji i porad.

Poślizgnięcie się na roślinności

Drogi – zwłaszcza te łatwiejsze – mogą posiadać stopnie, chwyty porośnięte roślinnością. Wspinając się po nich miażdżymy rośliny i musimy stanąć na wilgotnych stopniach lub złapać się wilgotnych chwytów.

Pierwsze co przychodzi do głowy to starajcie się ominąć rośliny i stawać na gołej skale. Jeśli się nie da, to spróbujcie podczyścić chwyt. W ostateczności stawaj tam świadomie i bądź czujny ;).

Tutaj mała uwaga - niektóre rodzaje skał (np. granit) zapewniają dobre tarcie nawet jak są mokre. Trzeba jednak uważać gdy stajemy na mokrych, porośniętych roślinnością chwytach, bo one zdecydowanie nie zapewniają takiego tarcia.

Rzadko uczęszczane drogi bardzo szybko zarastają, więc możesz stosować się do zasady „Jedna wpinka, jedna roślinka”.

Odpowiednia ilość ekspresów wspinaczkowych

Wspinając się będziesz miał ze sobą zestaw kilku, kilkunastu ekspresów. Wbijając się w upatrzoną, trudną dla ciebie drogę policz ile ich potrzebujesz i weź dwa więcej na wszelki wypadek. Jeden i tak będzie przydatny do przewiązywania się na stanowisku, a drugi masz w razie czego.

Często w skałach gdy idę onsajtem na prostych dla mnie drogach to nie bawię się w liczenie, tylko mam ze sobą zestaw ekspresów „na oko”. Przykładowo na 30 metrowe drogi biorę 13-14 ekspresów, na 20 metrowe 8-12, itp. 10 metrowe 5-7. Wybierając się w dany rejon. Możemy sprawdzić ile drogi mają maksymalnie wpinek i później mieć tylko wystarczający set ekspresów.

Jeśli zagapisz się i weźmiesz za mało ekspresów to zawsze możesz wpiąć np. HMSa lub wpiąć np. ostatniego ekspresa i wypiąć niższego.

Dłuższe, krótsze ekspresy

W swoim secie ekspresów miej również kilka dłuższych (taśmy około. 20-22 cm), tak aby w razie czego przedłużyć przeloty. Zapobiegnie to dużemu tarciu na linie w newralgicznych miejscach. Gdybym kompletował sobie zestaw 15 ekspresów to wybrałbym 5x12cm, 7x18cm, 2 x 20-22cm.

Często ludzie swoje dwa pierwsze przeloty zakładają z dłuższych ekspresów. Może jednak na początku najlepiej będzie zakładać najkrótsze ekspresy? Chyba, że ze względu na formację, trzeba będzie zakładać dłuższe przeloty.

Zwracaj uwagę który karabinek wpinasz do liny, a który do przelotu. Karabinki zrobione są z dość miękkich stopów. Sprzyja to powstawaniu "zadziorów" na karabinkach, które pracowały w przelotach (zwłaszcza spitach) podczas lotów.

Jeśli lina będzie przechodziła przez karabinek z ostrymi zadziorami (używanym np. na spitach), to linie grożą poważne uszkodzenia. Zazwyczaj przy ekspresach używamy karabinków z giętymi zamkami do liny, a z prostymi do ringa, spita lub przelotu z własnej asekuracji.

karabinek wspinaczkowy z zadziorami

Karabinek Camp z delikatnymi zadziorami

karabinek wypolerowany przez line

Karabinek Hotwire BD wypolerowany przez linę

Wpinki

Wspinając się na prowadzeniu będziesz zakładał przeloty w które wpinasz linę. Ekspresy wspinaczkowe wpinasz w spity, ringi, haki i sprzęt do własnej (na drogach trad).

Po pierwsze ekspresy zakładaj tak, aby ramię karabinka było zwrócone w stronę linii wspinaczki. Zamek jest najsłabszym ogniwem ekspresa, więc warto aby był jak najdalej od liny. Przemyśl już na dole jak biegnie linia drogi, jak ty będziesz się tam wpinał i później na bieżąco weryfikuj wspinanie ekspresów. Możesz w takim wypadku wziąć kilka ekspresów np. na prawą stronę, jeśli wpinki będziesz robił prawą ręką. Zapobiegnie to sytuacji, że jesteś w trudnej pozycji, musisz się wpiąć prawą ręką, a na szpejarce z prawej strony nie ma ekspresów.

Po drugie wpinaj linę tak, aby lina wychodziła od ściany przez karabinek na zewnątrz. Jeśli zrobisz to na odwrót, to jest szansa aby lina wypięła się z ekspresu. Wydaje mi się, że szansa jest dość mała na to, ale zawsze jest.

Jak wpinać linę do ekspresów wspinaczkowych?

Porady firmy Petzl

Przy wpinkach, które są blisko siebie istnieje szansa zrobienia agrafki. Jest to błąd, który może nam nieźle uprzykrzyć życie.

Podczas prowadzenia ważne są pierwsze dwie wpinki. Pierwsza chroni nas od przyglebowania. Przy drugiej gleba jest prawie tak samo blisko. Do tego jeśli zaczniesz robić – jak większość – drugą wpinkę, gdy tylko jesteś wstanie sięgnąć to wybierasz sporo liny. Zostaje dużo luzu i jeśli podczas robienia wpinki odpadniesz to możesz spaść na ziemię pomimo dobrej asekuracji.

Najlepiej w tym wypadku podejść wyżej i robić wpinkę z poziomu pasa.

Na sportowych drogach wielowyciągowych pamiętaj o umieszczeniu pierwszego punktu na stanowisku, tak aby uniknąć odpadnięcia z współczynnikiem 2.

Swoją drogą jeśli masz probem z robieniem wpinek jedną ręką (bez znaczenia którą), to poćwicz to na ziemi.

Trzymanie liny w zębach

Czasem trudno jest nam wpiąć linę w ekspres (jest daleko). Wtedy wiele osób pomaga sobie tymczasowo łapiąc linę w zęby. Rozwiązanie to jest dosyć słabe jeśli w takim momencie odpadniemy. Odruch ludzki to zaciśnięcie zębów na linie. W takich sytuacjach grozi nam wyrwanie tych zębów. Znajoma miała akcję, że wyrwała sobie 4 jedynki na drytoolu :). Niezbyt ciekawie. Podobno w takich sytuacjach trzeba zebrać zęby, umyć je i włożyć z powrotem w szczękę. Jest szansa, że przyrosną :). Zdecydowanie jak najszybsza wizyta u dentysty będzie przydatna!

Aby uniknąć tej sytuacji, lepiej robić wpinki mają linę na poziomie pas-klatka piersiowa.

Prowadzenie liny

Zwracaj również czasem uwagę, jak prowadzisz linę wspinaczkową. Może się zdarzyć, że lina będzie się zakleszczała w ryskach, ocierała o okapiki, filarki, spity, itp.. Często będziesz musiał przewidzieć jak długi ekspres wpiąć, aby lina szła optymalnie. Na pocieszenie dodam, że większość dróg ma jednak dość prosty przebieg, więc nie powinno być większych problemów.

Czasem niektórzy zastanawiają się z której strony lina powinna być podczas naszego prowadzenia. Z lewej, prawej, przed nami, itp.? Idealna odpowiedź we wspinaniu to jak zwykle: „To zależy” :-).

Na pewno nie może być za za naszą łydką ( o tym w następnym podpunkcie). Ogólnie chodzi o to, aby podczas lotu lina nie zaplątała się o o nas, co pewnie spowoduje niekontrolowany obrót i uderzenie o ścianę.

Nie ma prostej odpowiedzi jak zachować się w różnych sytuacjach. Wydaje mi się, że na początku naszego wspinania musimy mocno zwracać na to uwagę, aby wyrobić sobie odpowiednie nawyki. Wtedy może wejdzie to nam w krew.

Oczywiście sporadycznie zdarza się to również doświadczonym wspinaczom. W takich wypadkach spokojnie, ustaw odpowiednio linę i napieraj dalej.

Lina za łydką i inne wariacje

Jednym z dość częstych widoków w skałach jest wyjście nad przelot wspinacza i jednocześnie lina biegnie za jego łydką. Wyobraź sobie teraz, co stałoby się z wspinaczem gdyby odpadł… Obstawiam, że obróci go głową w dół, a że zazwyczaj nie ma ta osoba kasku, to konsekwencje mogą być poważne. Według mnie jest to jedna z bardziej niebezpiecznych sytuacji, która do tego zdarza się notorycznie wśród wspinaczy.

lina wspinaczkowa za lydka - prowadzenie podczas wspinania

Na zdjęciu lina za łydką podczas robienia wpinki. Odpadnięcie w tym momencie mogłoby nie być przyjemne. Fot. Damian Granowski

Zwracaj uwagę na linę podczas wspinania, a zwłaszcza podczas wychodzenia ponad wpinkę. Najczęściej wtedy lina lubi zaplątać się za naszą nogę. Sprzyja temu również wstawienie stopy blisko wpinki, z tym, że stopa znajduje się nad liną. Lepiej w tej sytuacji stanąć tak, aby lina "leżała" na naszej stopie. W przypadku odpadnięcia nie grozi nam wtedy fikołek do tyłu.

lina na kolanie prowadzenie

Poprawna wyjście nad wpinkę - lina "leży" na udzie. Gdy wspinacz wstanie, to lina będzie znajdować się z jego lewej strony. Gdyby w tym przypadku postawił stopę nad liną, to wystąpiłaby sytuacja jak z poprzedniego zdjęcia. Oczywiście nie jest to jedyna słuszna metoda. Wszystko zależy od danej sytuacji.

Loty

O lotach i zachowaniu się podczas nich napiszę szczegółowo w innym artykule, bo temat jest dość obszerny. Póki co skrótowo:

- Bądźmy pewni naszego asekuranta ;). Robienie trudnego miejsca i słuchanie jak nasz asekurant zagaduje kogoś innego, nie zwracając na nas uwagi, może powodować pewien dyskomfort.

- Jeśli już czujemy, że odpadniemy to ostrzeżmy naszego asekuranta i przygotujmy się do lotu

- odepchnijmy się od ściany tak aby nie zawadzić o skały,

- złapmy linę jedną ręką koło węzła (zapobiegnie to odwróceniu nas do góry nogami), nogi ugięte, tak aby cały impet uderzenia zamortyzowały właśnie nogi, na czele ze stopami.

Polecam również:

10 porad dla początkujących wspinaczy

13 porad dla średniozaawansowaych wspinaczy

Sprzęt wspinaczkowy na początek i późniejsze etapy (z podsumowaniem ile to wszystko kosztuje)

 

Damian Granowski

Napisz komentarz (1 Komentarz)

Andrzej Marcisz przechodzi samotnie Grań Tatr Wysokich w 4,5 dnia

Andrzej Marcisz przeszedł w 4,5 dnia (od 2 do 6 lipca) Grań Tatr Wysokich od Przełęczy pod Kopą do Liliowego. Podczas przejścia wchodził na wszystkie nazwane punkty (łącznie 198).

 andrzej marcisz mscz

AM na Chłopku. Fot. Anna Resiak

Przejście grani odbyło się ze wspomaganiem. Andrzej nocował na Przełęczy pod Kopą, Jaworowej Przełęczy, Zachodniej Batyżowieckiej Przełęczy, Wadze i Wrotach Chałubińskiego. Na każdy nocleg miał donoszony jedzenie, wodę i rzeczy biwakowe. W czasie przejścia wśród ekwipunku miał linę, dodatkowe buty wspinaczkowe (ok. 95% grani Andrzej szedł w butach podejściowych).

W przewodniku Władysława Cywińskiego opisane jest 169 nazwanych punktów. Chociaż po przeszukaniu źródeł internetowych wyszło, że łącznie jest tych punktów 198 (m. in. słowackie nazwy, nazwy nadane przez Grzegorza Głazka w masywie MSW, itp).

Grań Tatr Wysokich pokonano w 1946 roku ( od Przełęczy pod Kopą do Liliowego). Pierwsze przejście należało do Adama Górki i Kazimierza Paszuchy. Grań Tatr Wysokich najszybciej pokonał Vlado Plulik (27 godzin), zimą z kolei udało mu się to w 50 godzin.

Grań Tatr Wysokich razem z Granią Tatr Bielskich i Zachodnich stanowią Główną Grań Tatr (lub Wielka Grań Tatr)

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Heinrich Harrer - alpinista, podróżnik i odkrywca

Heinrich Harrer - austriacki wspinacz, himalaista, pisarz i nauczyciel Dalajlamy XIV. Wraz z Heckmairem, Kasparkiem i Vörgiem dokonał pierwszego przejścia północnej ściany Eigeru (to przejście opisał w książce Biały Pająk). W późniejszych latach zoorganizował wyprawę na Nową Gwineę, gdzie zdobyto m. in. Piramidę Cartesza.

Data i miejsce urodzenia: 1912, 6 lipca , Hüttenberg

Data i miejsce śmierci: 2006, 7 stycznia, Friesach

Biografia

Heinrich Harrer urodził się 6 lipca w Hüttenbergu. Jego ojciec był pracownikiem pocztowym. Od 1933 do 1938 roku Heinrich Harrer studiował geografię i sport na uniwersytecie w Grazu. Uprawiał również narciarstwo zjazdowe i slalom. Wziął udział w zimowej olimpiadzie w 1936, niestety z powodu konfliktu z instruktorem, zrezygnował z udziału w zawodach. Prawdziwą pasją jednak było wspinanie.

Eiger

Zdecydowanie największym sukcesem Heinricha Harrera było pierwsze przejście "Mordwand", czyli północnej ściany Eigeru, w zespole z: Andreasem Heckmairem, Fritzem Kasparkiem i Ludwigiem Vörgiem . Przejście miało miejsce w terminie 21-24 lipca 1938 roku i uczyniło ich sławnymi w Niemczech.

Harrer, Kasparek, Heckmair, Vorg

Zwycięski zespół. Fot. sudeckikw.pl

Po tym sukcesie wykorzystanym przez niemiecką propagandę otrzymał stopień oberscharführera (odpowiednik "sierżanta " - Harrer był członkiem SS od 1 kwietnia, a w NSDAP od 1 maja 1938. Po wojnie Harrer musiał się tłumaczyć z powiązań z Nazistami.

Wspinacze na pamiątkowym zdjęciu z Adolfem Hitlerem. Fot. sudeckikw.pl

Heinrich przejście północnej Eigeru opisał w książce Biały Pająk. Polecamy krótki artykuł o Eigerze w którym znajdziecie m. in. szczegóły zdobywania północnej ściany. (Patrz tutaj: Eiger).

Nanga Parbat

W 1939 wziął udział w czteroosobowej niemieckiej wyprawie na Nanga Parbat pod kierownictwem Petera Aufschnaitera próbowali wytyczyć drogę na ścianie Diamir. Niestety szczytu nie udało się im zdobyć.

II Wojna Światowa

Pod koniec sierpnia Niemcy czekali na opóźniony statek do Niemiec. Harrer, Ludwig Chicken i Hans Lobenhoffer próbowali złapać inny statek do Persji. Kilkaset kilometrów dalej zostali zatrzymani przez Brytyjczyków i odeskortowani do Karachi. Dwa dni później wybuchła wojna i Niemcy zostali internowani do obozu jenieckiego niedaleko Bombaju.

Harrer i Aufschnaiter próbowali kilka razy uciec z obozu. Dopiero w 1944 roku udało się im uciec. Pieszo wędrowali przez 21 miesięcy zanim dotarli do stolicy Tybetu, Lhassy.

Siedem lat w Tybecie

15 stycznia 1946 dotarli do Tybetu, gdzie Harrer przebywał 7 lat. Początkowo Harrer pracuje jako ogrodnik. W 1948 został pracownikiem tybetańskiego rządu, tłumacząc zagraniczne wiadomości i działając jako fotograf. Miał też okazje poznać 14 Dalai Lamę, gdy został wezwany do pałacu Potala. Austriak miał nakręcić film o łyżwiarstwie (swoją drogą, sam Harrer sprowadził ten sport do Tybetu). Wkrótce zbudował kino dla Dalai Lamy. Jako napęd używany był silnik Jeepa. Wkrótce Heinrich został nauczycielem nauk ścisłych i języka angielskiego Dalai Lamy. Pomiędzy nauczycielem, a uczniem nawiązała się przyjaźć, która trwała do śmierci Harrera.

W grudniu 1952 roku Harrer opuścił Tybet, gdy chińska armia wkroczyła do Lhasy. W końcu wrócił do Austrii.  Heinrich napisał książkę "Siedem lat w Tybecie. Moje życie na dworze Dalajlamy". Bestseller przetłumaczona na 53 języki i w samych Stanach Zjednoczonych sprzedano 3 miliony kopii. W 1997 roku nakręcono na jej podstawie film w której młodego Heinricha Harrera zagrał Brad Pitt. Film okazał się wielkim hitem kinowym i ponownie "Siedem lat w Tybecie" stało się bestsellerem.

Heinrich Harrer i Dalajlama

Lata powojenne

Myliłby się ten, kto myśli, że Harrerowi pozostało tylko odcinanie kuponów od sprzedaży książki. Bierze udział w wielu etnograficznych i górskich wyprawach. Wraz z byłym królem Belgi Leopoldem III eksplorował Amazonię. W 1953 wchodzi na Ausangate w Cordillera Vicanota w Andach. W 1954 roku wraz z Fredem Beckey dokonał pierwszego wejścia na Mount Deborah i Mount Hunter na Alasce.

W 1962 roku organizuje wyprawę na Papua Nowa Gwinea, gdzie zdobywają szereg szczytów na czele z Piramidą Carstensza (najwyższy szczyt Oceanii, zdobywany w ramach Korony Ziemi).  Tam miał też miejsce wypadek Harrera, który poślizgnął się i spadł około 40 metrów, szczęśliwie spadając do małej niecki skalnej, która zatrzymała dalszy upadek. Mocno połamany przetrwał ciężki transport przez dżunglę i po paru tygodniach wrócił do eksploracji. Podczas tej półrocznej wyprawy udało się im też odkryć kamieniołomy, gdzie tubylcy wydobywali budulec na ich kamienne siekiery. Z tej wyprawy powstaje książka "Wracam z Epoki Kamiennej".

Na początku lat 80-tych Harrer wrócił do Tybetu. W późniejszej książce "Powrót do Tybetu" opisał zmiany w tym kraju pod panowaniem chińskim.

Heinrich Harrer zmarł 7 stycznia 2006 roku w Friesach

Dokonania górskie

Alpy

1938, 21-24 lipca - Pierwsze przejście północnej ściany Eigeru, 3 dni. Zespół: Anderl Heckmair, Heinrich Harrer, Fritz Kasparek, Ludwig Vörg

HImalaje i Karakorum

Inne

1953 - pierwsze wejście na Ausangate w Cordillera Vilcanota
1954 - pierwsze wejścia na Mount Deborrah i Mount Hunter na Alasce
1962 - pierwsze wejście na najwyższy szczyt Oceanii, Carstensz Pyramid.

Wiesz o przejściach danej osoby? Podziel się swoją wiedzą z nami. Dodaj przejście na dole w komentarzu!

Ciekawostki

W 1997 roku Heinrich Harrer przyznał, że był członkiem SS i partii narodowosocjalistycznej NSDAP

 Heinrich napisał książkę "Siedem lat w Tybecie. Moje życie na dworze Dalajlamy". W 1997 roku nakręcono na jej podstawie film.

Łącznie napisał 20 książek o swoich przygodach i nakręcił 40 filmów dokumentalnych.

Na swoich wyprawach zgromadził wiele cennych eksponatów, znajdują się one w założonym przez Harrera muzeum w Hüttenbergu.

Był też doskonałym golfistą - zdobył mistrzostwo Austrii w 1958 i 1970 roku.

Znasz ciekawostki o tej osobie? Podziel się z nami nimi ;)

Cytaty

Musisz być bardzo samotny, skoro zazdrościsz przyjacielowi. Powodzenie przyjaciela to przecież wielkie szczęście. Heinrich Harrer

"Człowiek poznaje siebie w ciągu życia. Myślę, że na razie wybiorę jeszcze przeżywanie zamiast czytania. Najczęściej jest tak: podejmujemy się czegoś, a kiedy to osiągamy, okazuje się, że wcale nie było ostatecznym celem, lecz tylko koniecznym przystankiem. Wyruszamy z niego w innym kierunku, o którym od dawna w głębi ducha myślimy". Heinrich Harrer (książka "Wracam z epoki kamiennej")

Dorzuć cytaty tej osoby w komentarzach ;)

Zdjęcia

Podrzuć linki do zdjęć tej osoby, a z chęcią zamieścimy

Filmy

Nie ma jeszcze filmów o tej osobie. Możesz dorzucić linki w komentarzach, a zamieścimy!

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Damian Granowski instruktor taternictwa PZACześć! Jestem Damian – założyciel bloga drytooling.com.pl . Na mojej stronie znajdziesz opisy czy schematy dróg wspinaczkowych oraz artykuły poradnikowe. Teksty są tworzone z myślą o początkujących, jak i bardziej zaawansowanych wspinaczach. Mam nadzieję, że i Ty znajdziesz coś dla siebie.
Jeśli potrzebujesz dodatkowego szkolenia z operacji sprzętowych, technik wspinaczkowych czy umiejętności orientacji w górach, zapraszam na moje kursy.

Używamy ciasteczek

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.