Są atawistyczne i taką ofiarowują nagrodę – pierwotne szczęście płynące z kontaktu z naturą.
Teraz zaczynam to odrobinę rozumieć. Tak, jesteśmy zainfekowani po same uszy – Ty i ja. Wpadliśmy w sidła wertykalnego świata, z którego jedyna droga ucieczki wiedzie przez sam szczyt. A potem, następuje wytchnienie, ale tylko na chwile. Po okresie nasycenia górami, po okresie spokoju nastaje kolejna burza. Gdzieś tam w środku nas, coś się kotłuje, coś tęskni, coś pcha w ten spionowany świat. I znowu wyruszamy, aby raz jeszcze, widok strzelistych ścian powalił nas na kolana. Dzieła doskonałe. Niewzruszone, i samoistnie przemijające, jak my.
fot. Piotr Picheta - Góry Prokletije, Albania
Góry są w nas, a my w nich. Dziwna ta wzajemna relacja. My nadajemy im sens, my je uczłowieczamy, a one nas uczą. Gdy stajemy się zbyt pyszni, dreszczem z wnętrza ziemi strząsają nas w piargi nasycone wilgocią. I chyba znowu zaczynam coś rozumieć. Tu nie chodzi o same góry. Tu chodzi o ludzi. O tęsknotę i poszukiwanie prostoty przyjaźni. W świecie, który szaleńczo przyspiesza coraz ciężej o człowieka. Coraz ciężej o prawdziwe i szczere relacje. A w górach wciąż jest jeszcze trochę tego autentyzmu. Wspólny strach, wspólna radość, wspólna porażka, i więź liny. Nie sposób tego zrozumieć w życiu codziennym – może dlatego wyjeżdżamy.
fot. Piotr Picheta - Zejście z Laili 4008 m (Gruzja)
fot. Piotr Picheta - autobusy ewakuacyjne podstawione przez władze Tbilisi. Podziękowania należą się ambasadzie w Tbilisi za świetnie wykonaną robotę.
fot. Piotr Picheta - Zejście z Mytikasa 2917 m. Masyw Olimpu.
I pragniemy powrotów. Bo dla tych powrotów wyjeżdżamy. Wracamy do bliskich nam ludzi, wewnętrznie rozbudzeni. Poruszeni dogłębnie dzielimy się tą naszą radością. Przez krótką chwilę w naszych żyłach tętni sens, i uświadamiamy sobie – Ty i ja – każdy z osobna, że…
Ktoś do moich oczu
wlał kubeł mgły
Stanisław Franczak „Śmierć Krajobrazów”
…i być może zatarł pasje, a przecież „Tyle nam ofiarowano, Ile możemy zapamiętać”.
fot. Maciek Chwała - Zejście z Mytikasa.
Może te moje refleksje są zbyt wyGÓROwane? Może poniosła mnie fantazja, albo słabość tego wieczoru, w którym pisałem owe wynaturzenia? Tego nie wiem, szczególnie,
iż „nie można opisać doskonałości gór, w niedoskonałych słowach”. Można się silić beznadziejnie.
Wiem natomiast i to jest pewne, że „po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój”.
Autor: Piotr Picheta