W starych opowiadaniach tatrzańskich znajduje się mnóstwo historii, w których znane postacie, czołowi taternicy epoki przeżywają przygody mrożące krew w żyłach, a wszystkie one są opowiedziane ze swadą, humorem, a nawet nonszalancją, jakby nie było w nich zapachu siarki i śmierci, jakby tak naprawdę ktoś je wymyślił dla pobudzenia wyobraźni górskich neofitów. A jednak wydarzyły się one naprawdę i gdy sięgam w głąb swoich górskich przeżyć, to wtedy rozumiem, iż nie można inaczej opisać ponownych narodzin, jak tylko z uśmiechem i niedowierzaniem w ich rzeczywiste zaistnienie.
........
Stałem bez raków na zmrożonym śniegu z małym kamykiem jaki mój anioł stróż podrzucił mi w tej pełnej trwogi godzinie i kułem dziury w lodzie by się do żywych dostać. A z chaty pod Rysami dochodziła mnie wesołość tak beztroska i żywa, że aż miałem żal do Boga i tamtych na dole, iż tak nieczuli mogą być na ludzką niedolę. Patrzyłem na swoje dłonie krwią oblepione i jakiś dziwny śmiech mnie ogarnął nad sobą, moją nędzą i paradoksem całej sytuacji."
Cały tekst dostępny na stronie:
http://www.tatry.przejscia.pl/
Komentarze obsługiwane przez CComment