Splitboard - z czym to się je?

Wielokrotnie składając sprzęt i przygotowując się do wyjścia w góry, przy schronisku, czy na parkingu, pada pytanie: „Po co Ci takie szerokie tury w tych warunkach śniegowych?”. Odpowiedź zawsze jest jedna – „To nie tury, to splitboard”.

Montaż splitboarda

Montaż splitboarda. Fot. arch. Łukasz Siekierka

Czym jest i skąd się wziął splitboard?

Odpowiedź na pierwszą część tego pytania jest prosta. Jest to snowboard, który możemy rozdzielić na dwie deski, założyć foki, przestawić wiązania i podchodzić do góry jak na skiturach.

Splitboard i skitury. Fot. arch. Łukasz Siekierka

Później składamy deskę w jedną całość i podobnie jak koledzy na nartach cieszymy się dostępnością nowych terenów do jazdy. O plusach, minusach i najczęściej spotykanych odmianach tego rozwiązania za moment. Najpierw jednak wypada zastanowić się nad drugą częścią pytania. Skąd ta idea się wzięła. Myślę, że warto tu zahaczyć na moment o lata 60-te, konkretnie 1965 rok i poruszyć temat historii snowboardu. Wtedy powstał Snurfer. W zamierzeniu zabawka, którą amerykański inżynier chemii, pan Sherman Popen skonstruował dla córki, łącząc ze sobą dwie narty, wywołując lawinę zdarzeń. Na snurferze swoją przygodę zaczynał między innymi Jake Burton, jeden z trzech wariatów, których działalność konstruktorska doprowadziła w latach 70-tych do powstania snowboardu we współczesnym wymiarze.

Spliboard z fokami

Foki pod Splitboard. Fot. arch. Łukasz Siekierka

I tak po niemal 30 latach znów pojawia się idea jednej deski złożonej z dwóch części. Na początku lat 90-tych kolejny Amerykanin - Bret „The Cowboy” Kobernick, bierze piłę tarczową i rozprawia się drastycznie ze swoim snowboardem, tnąc go wzdłuż osi podłużnej na dwie równe części. Później implementuje do niego wiązania skiturowe, wymyśla sposób ponownego łączenia desek do zjazdu, tworząc w ten sposób pierwszy splitboard. Odrobinę później Kobernick spotyka właściciela firmy Voilé Mountain Equipment, który to dostrzega potencjał dla pozatrasowego wykorzystania tego nowatorskiego rozwiązania.

Od tego czasu Voilé staje się największym producentem splitboardów, a firmy takie jak Burton, Prior, czy Duotone tworzą swoje dzielone deski pod ich system.

Splitboard przygotowany do podchodzenia

Splitboard przygotowany do podchodzenia. Fot. arch. Łukasz Siekierka

Jak jest zbudowany splitboard?

W najprostszym ujęciu częściami składowymi są dwie dające się połączyć deski i system ich łączenia, oraz oczywiście wiązania. W zależności od firmy, bo w chwili obecnej kilka firm ma swoje systemy dzielenia deski, wygląda to odrobinę inaczej. Ogólnie podstawę połączenia do zjazdu stanowią wiązania. Tu występują największe różnice w konstrukcji, ale generalna idea jest taka, że wiązania i sposób ich montażu mają stanowić główny punkt spinający deski. Dodatkowo na nosie i tailu deski montowane są dwa mocne punkty łączące, oraz ewentualnie w zależności od producenta i typu deski jakieś dodatkowe mniejsze punkty spinające.

Sam czas potrzebny na przygotowanie sprzętu do zjazdu, to jakieś 3 – 5 minut w zależności od wprawy i tego jak bardzo się nam chce zrobić to szybko. Wiązania w splicie posiadają oczywiście dodatkowo możliwość przepięcia ich do podejścia i w tym trybie funkcjonują analogicznie jak sprzęt skiturowy. Regulowane podniesienie piętki czy montaż harszli jest w większości przypadków standardem. Dodatkowo deski mają profilowane punkty mocowania fok. W chwili obecnej istnieje trzy lub cztery systemy dzielenia deski z których do mnie najbardziej przemawia Voilé oraz Atomic (z którego sam korzystam).

Montaż splitboardu

Montaż splitboardu. Fot. arch. Łukasz Siekierka

Plusy, minusy i ogólne wrażenia

Splitboard na pewno nie jest dla każdego. Znam kilka osób, które próbowało, ale docelowo zostało przy podchodzeniu na rakietach z deską na plecach. Zależy to w dużej mierze od tego czego oczekujemy od wyjścia w góry. Jeśli wyjdziemy z założenia, że podejście to ta nieprzyjemna część przed zjazdem, wówczas rzeczywiście rakiety wydają się mieć sens ale jeśli samo chodzenie również sprawia nam frajdę, wówczas splitboard jest optymalnym rozwiązaniem. Również w głębokim śniegu sprawdza się on zdecydowanie lepiej niż rakiety, choć ujawnia się wówczas jego mała wada. Dotyczy to tylko sytuacji gdy idziemy ze skiturowcami, wówczas w głębokim śniegu, niezależnie czy idziemy pierwsi czy jako któryś w szeregu… i tak torujemy!

Zdejmowanie fok z splitboardu

Zdejmowanie fok z splitboardu. Fot. arch. Łukasz Siekierka

Deska jest bardzo szeroka co owszem pozytywnie wpływa na utrzymywanie się na powierzchni śniegu, lecz sprawia również, że prawie każdy napotkany ślad poszerzamy. Znajomi śmiali się niejednokrotnie, że idąc ze mną to tak trochę jak za ratrakiem. Z moich czysto subiektywnych odczuć wynika również, że używając butów typowo snowboardowych podchodzi się odrobinę wolniej niż turowcy. Można to zniwelować używając systemu Voilé, w którym szyna montażowa pozwala na użycie dowolnych wiązań. Wówczas montujemy wiązania przeznaczone do twardej deski i używamy butów skiturowych.

Podchodzi się o wiele lepiej lecz moim zdaniem kuleje wówczas kwestia kontroli deski w zjeździe. Choć może da się do jazdy w tych butach przyzwyczaić. Niemniej jednak ja używając do jazdy po stoku deski gigantowej, z twardymi butami, wolę na freeride mieć miękkie trzewiki. Sama deska prowadzi się bardzo dobrze i nie odczuwam tu minusów w stosunku do adekwatnego sprzętu w „jednym kawałku”. Dodatkowo ta, której ja używam ma lekki swallowtail, co sprawia, że naprawdę przy niewielkiej prędkości błyskawicznie wyciąga nos ze śniegu i bardzo przyjemnie prowadzi się nie tylko po większych polach śnieżnych ale też rewelacyjnie kręci między drzewami.

Złożony splitboard

Złożony splitboard. Fot. arch. Łukasz Siekierka

Podsumowując: jeśli jeździsz na desce, lubisz jazdę freeride i backcountry, podchodzenie samo w sobie również jest dla Ciebie przyjemną częścią wyrypy, dodatkowo masz znajomych jeżdżących na turach czy splicie wówczas istnieje duże prawdopodobieństwo, że splitboard jest dla Ciebie.

Łukasz „Shakir” Siekierka

Powiązane artykuły