Lepsze nad wszystkie kwaśne mleka.

Mlekiem i śmietaną można się było kiedyś posilić wysoko, na tatrzańskich szlakach. Wynosiły je góralki z dolin, w których kwitło życie pasterskie.
„Na Karczmisku wesoły góral rozłożył kilka baniek z mlekiem. Mile mnie pozdrowił, podziękował za papierosy i poczęstował kwaśnym mlekiem. Nie skończyło się na jednej szklaneczce i na dwóch zdaniach. Pogadaliśmy o „wszystkim i niczym” i po chwili samotnie wędrowałem dalej” – wspominał w książce „O Tatrach rozmowy” Jerzy Młodziejowski. Do końca lat 60. ubiegłego wieku na tatrzańskich szlakach można było spotkać góralki, które oferowały spragnionym turystom kwaśne mleko, pyszną śmietanę, a nawet borówki czy maliny z cukrem i śmietaną. Wszystko musiały same wynieść na plecach. Wodę w bańkach, a produkty mleczne w plecakach. W górach takie mleko smakowało bardziej, niż inne kwaśne mleka. W Tatrach były takie stałe miejsca, gdzie stały babki mleczarki, m.in. wspomniane już Karczmisko, Skupniów Upłaz, morena nad Czarnym Stawem Gąsienicowym, a nawet Zawrat. Był to czas, kiedy jeszcze na wielu halach odbywał się wypas owiec. 
 
 Góralki na Przełęczy Herbacianej raczyły turystów jagodami z domową śmietaną. 
Na Przełęczy Herbacianej

Najbardziej znana była Wyżnia Kondracka Przełęcz, do dziś zwana przez wiele osób Przełęczą Herbacianą. To rozdeptane siodełko pod szczytową kopułą Giewontu swoją nazwę zawdzięcza herbacie, którą – oprócz mleka – można tam było kupić od góralki. Tutaj jeszcze do lat 70. ubiegłego stulecia gospodarzyły dwie panie. – Tu gazdowała stara Wójciocka z Murzasichla. Zapamiętałem ją jako siwiutką kobietę. Z Małej Łąki wychodziła zawsze rano, jeszcze przed świtaniem. Z jej wychodzeniem zaczynał się cały ruch na polanie, początek codziennego życia pasterskiego. Ona szła ku przełęczy, juhasi doić owce, a dziewki oporządzić krowy – opowiada Wojciech Gąsienica Byrcyn. – Nazywałem ją ciotką. Gdy częstowała mnie mlekiem, mówiła: „Wypij, chłopce, wypij, a rośnij, cobyś sie nom przydoł”. Pamiętam, jak pięknie śpiewała. Kiedy wiatr wiał od zachodu, śpiewała ku Kondratowej. A gdy wiatr był wschodni, w kierunku Małej Łąki – wspomina. Wójciocka nie tylko oferowała mleko czy śmietanę, ale gotowała też herbatę dla turystów, którzy rozsiadali się na trawie wokół niej. Rozpalała niewielkie ognisko z igliwia i suchych gałązek kosówki, gotowała wodę w czajniku, który razem ze szklankami, kubkami i miseczkami na jagody chowała na noc w krzakach kosodrzewiny. Gdy nie sprzedała mleka lub śmietany, również zostawiała w kosówce, ale wiele osób wiedziało, gdzie chowa zapasy. – Kiedyś mój dziadek z kumotrem Stanisławem Gąsienicą z Lasa poszli na pomoc kobiecie, która zrobiła sobie coś w nogę pod Giewontem i nie mogła sama zejść. Gdy doszli, byli głodni, a nie wzięli ze sobą nic do jedzenia. Ale dziadek znalazł śmietanę Wójciocki. Jeszcze i panią nakarmili. Przyznał się jej dopiero po latach – śmieje się Wojciech Gąsienica Byrcyn.

Nieraz, kiedy była dobra pogoda, góralka nie wracała do Małej Łąki lub do domu, tylko spała w kosówce. Następnego dnia, gdy przyszli pierwsi turyści, miała już gotową herbatę i świeżo nazbierane borówki. – Ona potrafiła ocenić, czy noc będzie na tyle ciepła, żeby zostać na przełęczy. Ale miała taką zasadę, że nie nocowała tam po piątym sierpnia – wspomina Byrcyn.

Na Zawrat wychodził Stanisław Strączek Helios. Nosił tam wiktuały z Hali Gąsienicowej. – Mówiono mi, że gdy zarobił tam pół dniówki robotnika, to był wielki zarobek. Kiedyś podsłuchałem też rozmowę dziewcząt z Jaworzynki, które czasem szły z mlekiem na Przełęcz między Kopami. Mówiły między sobą, że nie zarobią tym nawet na spódnicę – opowiada pan Wojciech.

Mleka można było się napić w niżej położonych dolinach, a przy szałasach – żętycy. Niegdyś takim miejscem była Polana Zahradziska. – W jednej trzeciej polana była własnością mojej mamy. Przyjeżdżaliśmy tam wozem zaprzęgniętym w konia. Mama opowiadała mi o Błachutce, która miała na polanie szałas. Pokazywała mi to miejsce. Przed wojną Błachutka wystawiała kwaśne mleko i śmietanę, czyściutkie garnuszki i wodę w cebrzyku – mówi Wojciech Gąsienica Byrcyn. Turyści, którzy tam zachodzili, mogli się napić. Na przygotowanym talerzyku zostawiali pieniądze, bo jej tam zazwyczaj nie było. Zachodziła tylko, żeby zostawić świeże mleko i czystą wodę.
 
więcej czytaj na stronach tygodnika podhalańskiego

Powiązane artykuły

Podsumowanie sezonu letniego 2023 w Tatrach

Podsumowanie sezonu letniego 2023 w Tatrach

Podsumowanie sezonu zimowego 2022/23 w Tatrach

Podsumowanie sezonu zimowego 2022/23 w Tatrach

Wielka Korona Tatr