Kto jest Kto - Marcin Tasiemski

"Kto jest Kto?". Przedstawiam Marcina Tasiemskiego. Dzięki którem możemy się wspinać w świetnym ogródku drytoolowym, jakim jest Sektor Nora w Dolinie Wrzosy. Aczkolwiek Marcin znany jest chyba najbardziej ze swoich krótkometrażowych filmów wspinaczkowych, które rozbawiają ludzi od lat. Jeśli jeszcze nie widzieliście: "Niematotamto", "Taśma Drajtulowiec", oraz "Historia drytoolingu" to zapraszamy do obejrzenia!

M. Tasiemski w Chirocco

Damian Granowski: Data ur. i staż wspinaczkowy?

Marcin Tasiemski: 5 października 1968, wspinam się ponad ćwierć wieku, ale tak na poważniej to jak skończyłem 24 lata, wcześniej tańczyłem w balecie ;)

M. Tasiemski w balecie

Dawno temu... Fot. arch. Marcin Tasiemski

Najlepszy OS w drytoolingu, oraz lodzie (Klasycznie-zimowo)?

W drytoolu M 7+, a w lodzie WI 6

Najlepsze RP w drytoolu, oraz lodzie?

U mnie w jamie, na Wrzosie – sufit za M8+. W lodzie raz odpadłem w kurtynie i teraz chodzę tylko na oesy ;)

Jakie dziaby i raki?
Pierwsze to toporne CASSIN-FORMULA z pętlami nadgarstkowymi – jednym słowem dramat. Następne to CHARLET QUARK z początku z pętlami, potem doczepiłem gripresta, odrzucając pętle i zaczęło się prawdziwe wspinanie, prawdziwa wolność. Do trudnego drytoola kupiłem GRIVEL MONSTER, a teraz jestem szczęśliwym posiadaczem CHARLET NOMIC bis do wszystkiego. Raki to GRIVEL RAMBO przerobione na monopointy, a obecnie RAMBO 4, a do trudnych rzeczy zintegrowane TRIOPY.

Sponsorzy?

Nie wspinam się na takim poziomie, aby ktoś był zainteresowany poza mną samym ;)

Najlepsze miejsce na zawodach, meetingach drytoolowych?

Raz byłem z kumplami na Słowacji na zawodach, ale drytooling po paździerzu, drewnianych klockach i krążkach hokejowych jakoś mnie nie zachwycił. Natomiast imprezy krajowe można traktować tylko towarzysko, ponieważ odbywają się w miejscach gdzie ternujemy, więc trudno współzawodniczyć na rozkminionych problemach, chyba że na czas ;)

Jak zacząłeś przygodę z dziabami? Czy najpierw wspinałeś się latem, czy zimą?

Jestem zwolennikiem robienia wszystkiego po kolei, od podstaw. Zacząłem od skałek, potem Tatry latem, lodospady a na końcu mikst. Jedynie ze szkoleniem coś pogmatwałem, pierwszy kurs, jaki zrobiłem to zimowy tatrzański, a drugi to instruktorski.

Niektórzy zimą wspinają się z musu, bo jest to dla nich alternatywa od sklejki, inni po prostu to lubią. A jaki jest twój ulubiony rodzaj wspinu? Co cię przy nim trzyma?

„Od strzału” to jest jedyny ulubiony rodzaj wspinu, pewnie dla tego nie mam na koncie żadnej trudnej drogi. W skałkach mogę wstawić się drugi raz, ewentualnie trzeci, jeżeli nie puszcza, z pokorą uznaję jej wyższość i odpuszczam ;). Kiedyś znajomy instruktor narciarstwa powiedział mi że: „nie ma złych warunków śniegowych, trzeba zmienić tylko technikę”, myślę, że we wspinaniu jest podobnie. Dla mnie kompletny wspinacz to taki, który kieruje się zasadą „gdzie wola, tam droga” i napiera bez względu na bariery stosując różne techniki. I tak potrafi wspinać się w suchej skale, jeżeli jest mokro to znaczy, że jest o stopień trudniej, jak spadnie śnieg i zmrozi lodem to napiera w rakach i z dziabami w dłoniach, a jak się nie da przejść i trzeba haczyć to ławy zostawia w domu i drtytooluje. Najbardziej mnie cieszy wolność jaką daje wspinanie, znam różne techniki i mogę wspinać się przez cały rok w naturalnej skale.

Co jest dla Ciebie najważniejsze we wspinaczce zimowej? Chęć przeżycia przygody, trudności, klimat zimy, czy może sława i kobiety;) ?

Jest coś romantycznego wręcz magicznego we wspinaniu zimowym. Sam rytuał ubierania się, kolejne warstwy zabezpieczające przed śniegiem i mrozem, dziaby, raki i cały ten szpej zimowy jakoś kojarzy mi się ze średniowieczną wyprawą na bitwę z podstępnym przeciwnikiem gdzie trudności nie ograniczają się do samych zmagań ze ścianą, ale dochodzą do tego zagrożenia obiektywne. Po skończonej drodze gratulujesz partnerowi dopiero w schronisku, a twój wygląd Yeti wzbudza zainteresowanie osób postronnych, no i na deser wpis do książki „zrobione”. Tak bardzo intensywne jest fizyczne i emocjonalne zaangażowanie, że pamiętam prawie każdą drogę, w przeciwieństwie do wspinania na paździerzu, gdzie pamiętam jedynie ulicę, przy której się znajduje. A kobiety? Te, co się nie wspinają to i tak nie mają pojęcia, co zrobiłeś, a przed tymi, co wiedzą, o co chodzi przecież nie będziesz się przechwalać. Tak źle i tak nie dobrze ;)

M. Tasiemski w Norze w dolinie Wrzosy

A to już ujęcie z Doliny Wrzosy. Łatwo nie jest. Fot. arch. Marcin Tasiemski

Oczywiście nie możemy uciec od serii pytań w stylu "Naj", czyli jaki jest twój ulubiony rejon drajtulowy? Co ma takiego w sobie, że chcesz tam wracać?

Zdecydowanie Dolina Wrzosy, pewnie dla tego, że jest to naturalna formacja w całości przeznaczona pod drytoola, każda droga jest inna (w kamieniołomach mają podobny charakter – odłamkowy :) ) a wszystkie drogi sam obijałem. To tak jak z pierwszą dziewczyną, tam straciłem dziewictwo drajciulowe ;))) Nad najtrudniejszymi propozycjami pracowałem z kolegami, uczyliśmy się techniki używania skrótów, steinpulerów, wspinania po niczym czyli rajbungu drajtulowego. Jednym słowem, jeżeli przejdziesz wszystkie drogi tego rejonu, to nic Cię nigdzie nie powinno zaskoczyć. No i odległość nie jest bez znaczenia, 40 minut od domu.

Abstrahując od możliwości materialnych, to na jaką górę najchętniej byś pojechał powspinać się? Co takiego ma ona w sobie?

Na El Capa, dużo tam hakowych dróg do przedrajtulowania, ciepło jest i rękawiczek nie trzeba.

Najpiękniejsza droga którą przeszedłeś? Co złożyło się na to, że zasługuje na to miano?

Chyba „Szare zacięcie” na MSW, myślę że ta droga jest kompletna, wszystkiego zawiera po trochu. Zaczyna się czujną ścianką po małych chwytach, potem jest przyjemny trawnik, wspinanie gołymi rękami, psychiczny rajbung w rakach, fajne klinowanie w ryskach, zacięcie z poziomymi steinpulerami gdzie wyglądasz jakbyś na rowerze jechał, mikro stopnie i ich brak, trochę kruszyny, i na koniec przewieszka, do tego piękna lufa, dobre stanowiska i dwa zjazdy po 60 metrów. Pewnie jeszcze to, że jest to pierwsza wspinaczka z moim „przewodnikiem” Pawłem Zioło i w dodatku pierwsze odhaczenie.

Sprzęt wspinaczkowy cały czas ewoluuje, umiejętności wspinaczy rosną. Jak myślisz w jakim kierunku w przyszłości pójdzie wspinaczka mikstowa?

Wydaje mi się, że producenci ław, wiele już nie zarobią. Dla mnie drajtul jest wspinaczkowym rozwiązywaniem problemów hakowych, wspinaniem zamiast dyndania, młodzież sięga dalej. Miałem na wrzosie jedną „białą plamę”, do połowy ściany były chwyty, potem absolutnie nic i na końcu przewieszona rysa. Absolutne nic z pewnością byłoby do pokonania w kleterkach, ale raki i dziaby na gładzi nie dają rady, przehaczyć bez wiercenia też niepodobna. Okazało się, że jak Pierdoła się wstawił, to w końcu zatopował! Poszedłem zaraz po nim i zdumiony też zatopowałem, dotarło do mnie że „niemożliwe” ma zaledwie 7+, jedyne co trzeba zrobić to myśleć abstrakcyjnie, stanąć na niczym i zahaczać o nic ;). Pierdoła ma dwadzieścia kilka lat, co jeszcze pokaże, trudno przewidzieć?

 Warianty Słoweńskie, wariant VII+M. Tasiemski

Warianty Słoweńskie, wariant VII+. Fot. Paweł Zioło

Ulubiony zestaw szpeju, który mógłbyś polecić każdemu?

Skorzystam z okazji ;), igły do trawy oczywiście mojej produkcji. Tworzyłem je trzy lata, w zeszłym sezonie wprowadziłem na rynek i zadziałała najlepsza reklama „Taśma, te igły są zajebiste, kumpel mi mówił, że świetnie siadają, dawaj pięć sztuk”. Jestem producentem narzędzi, więc połączyłem doświadczenie zawodowe z zamiłowaniem do wspinu. Kości to DMM, kilka małych friendów Metoliusa tak na hakodziury, jeden duży, kilka tricamów, jeden duży heks. Haków już nie noszę, jest lżej, ciszej i szybciej, ale noszę młotek, wbijanie igieł dziabką to tortura, a młotkiem, to wręcz sadystyczna przyjemność.

Podobno poza wspinaniem istnieją inne zainteresowania... Co najbardziej lubisz robić w wolnym czasie, gdy nie wspinasz się? (odpowiedź "czytam portale wspinaczkowe" nie jest prawidłowa)

Papierosek, gazetka i TV, też nie jest prawidłową odpowiedzią. Bardzo dobrze organizuję czas, więc znajduję go na wiele rzeczy. Ostatnio już nie tańczę, ale z choreografią się nie rozstałem. Jak mam natchnienie to maluję, jak nie mam to butelka wina problem rozwiązuje. Czytam dużo o kamerowaniu, a potem dużo kameruję ;) potem dużo tnę i czasem uda się sklecić coś fajnego. No i dużo myślę i wymyślam czasem coś fajnego, zarejestrowałem już trzy patenty międzynarodowe. Ciężko mi usiedzieć w miejscu, więc cały czas coś się dzieje.

Najtrudniejsza górska droga, którą pokonałeś? Jakie czynniki składały się na jej trudności? Zachęcasz, czy odradzasz jej powtórzenie?

Sprężyna na Kotle Kazalnicy (relacja Marcina z przejścia Sprężyny). Wspinałem się jak zwykle z Pawłem Zioło, jak zwykle na drugiego ;). Po pierwszym wyciągu, a w zasadzie dwóch pod rząd byłem gotowy zjechać do podstawy, tak byłem nabity. Kolejne mają już łatwiejszą cyfrę, ale cały czas trzeba się wspinać, a narastające zmęczenie sprawia, że każdy kolejny z pozoru łatwy ruch wydaje się być twoim limesem. Paweł poprowadził wszystkie wyciągi OS, ja często azerowałem, aby tylko nie opóźniać tempa. Po skończeniu drogi byliśmy tak zmordowani, że nasze mózgi kompletnie się wyłączyły, myślałem że spotyka to tylko himalaistów. Obaj jesteśmy instruktorami, jednak totalne zmęczenie ma to gdzieś i okazało się, że ikonę „lawiniasto” zinterpretowaliśmy jako „linia zjazdów” pakując się w Monolit. Od tego momentu przez 5 godzin, telefonicznie wspomagani przez TOPR, doświadczaliśmy, że „Lezeni to neni zabawa, Lezeni to je boj o Żiwot”. W zjazdach została jedna pensja, a ze 120 metrów liny mam pętle stanowiskową ;) Droga z pewnością warta powtórzenia, ale warto też sobie wrysować zjazdy, samo pamiętanie którędy nie zawsze wystarcza.

P. Zioło na Sprężynie w Kotle Kazalnicy

Paweł Zioło na Sprężynie w Kotle Kazalnicy. Fot. Marcin Tasiemski

Jaka jest według Ciebie najlepsza rada dla początkujących (i nie tylko) łojantów zimowych.

Nigdy nie lekceważ drogi w górach, nawet tej kursowej. Zdarzyło mi się kilka razy zabrać minimum szpeju – bo ma być łatwo i iść bez znajomości drogi i zejścia – bo ma być łatwo. Rzadko kiedy wspinacz jest jasnowidzem, a że umie się wspinać to lezie na wprost (gdzie wola, tam droga) i potem okazuje się, że pakuje się w trudności większe jak planowane robiąc prostowanie, albo nowy wariant, nie mówiąc o zjazdach wyżej wspominanych. Pokora – TAK, rutyna – NIE.

Co sądzisz o wycenach zimowych w Polsce. Czy uważasz, że trzeba by coś w nich zmienić?

Myślę, że byłoby to niezmiernie trudne, ja wyceniając swój rejon drytoolowy pojechałem na Zakrzówek, aby przejść tam wszystkie drogi i przenieść wyceny do siebie. Było to o tyle łatwe, że obydwa rejony są czysto skalne. W górach nie jest już tak prosto, trudności drytoolowe są oczywiście do zweryfikowania, ale jak sensownie wycenić lodospad, który rano jest za WI5, a po południu jest tak zadziabany że ma ledwo III+, czy wycenić śnieg w ścianie – rewelacyjny beton, szadź która wszystko oblepia czy cukier w którym buksujesz, czy trawę która w północnej ścianie potrafi być twarda jak skała a w nasłonecznionym miejscu serce bije Ci jak oszalałe ;) Należy jeszcze dodać, że ta sama droga pokonywana w Rambo 4 i Nomic’u, będzie o stopień łatwiejsza jak w Cassin formula i rakach paskowych. Jednym słowem warunki są tak zmienne, a co za tym idzie trudności dla tej samej drogi tak diametralnie mogą się różnić, że nie traciłbym czasu na tego typu rozważania.

Zima się już skończyła. Wrzucisz szpej do szafy i wrócisz w skałki. Czy może nie poddajesz się i jeszcze będziesz gdzieś szukał warunków do łojenia?

Człowiek składa się głównie z wody i powinien się zachowywać jak ona. Jak jest zima to zamarza i napiera w lody, jak jest lato, to paruje i ulatnia się w baldery.

M. Tasiemski w Chironico

Marcin na balderach w Chironico. Fot. arch. Marcin Tasiemski


Seria "Kto jest Kto?"

Maciek  Ciesielski

Marcin  Księżak

Jan  Kuczera

Artur  Paszczak

Marcin "Flower"  Poznański

Jakub  Radziejowski

Krzysztof  Rychlik

Marcin  Tasiemski

Powiązane artykuły

Wywiad z Ines Papert

Wywiad z Magdą Waluszek