P. Strzelecki i M. Ostrowski - Alpy 2011

Streszczenie sprawozdania z wyjazdów alpejskich w rejon Mont Blanc, lato 2011 - Paweł Strzelecki i Maciej Ostrowski

Do Chamonix dotarłem kilka dni później niż Paweł. Pogoda w tym okresie pozwoliła Pawłowi jedynie na rekonesans w dolinie Leschaux. Po moim przyjeździe postanowiliśmy od razu wjechać na Aiguille du Midi, żeby przyzwyczajać się do wysokości. Ósmego lipca po południu rozstawiliśmy namioty na Valee.

Następnego dnia około 10 rano pojawiliśmy się pod Pyramide du Tacul - jedną z turni pod wschodnią ścianą. Naszym celem była łatwa droga na "rozwspinanie się w alpejskim granicie" - Arerte Est, którą pokonaliśmy w ciągu trzech godzin. Podczas przejścia towarzyszył nam drugi zespół w składzie Magdalena Nowak i Jarosław Gryczka.

Maciek na szczycie Pyramide du Tacul. Fot. P. Strzelecki

Maciek na szczycie Pyramide du Tacul. Fot. Paweł Strzelecki

Kolejną drogą była polecana w wielu przewodnikach Voie Marylene na Pointe Lachenal. Wyceniana na 6a ( a w przewodniku Pioli jedynie na 5c ) okazała się dla nas dość wymagająca, zwłaszcza że pokonywaliśmy ją z cięższymi plecakami, załadowanymi sprzętem do poruszania się po lodowcu.

Jedenastego lipca, ze względu na prognozowany silny wiatr, postanowiliśmy spędzić w namiotach regenerując się i planując kolejne wspinaczki. Rozważaliśmy jedną z dwóch dróg Rebuffata na Aiguille du Midi i na Epron des Cosmiques - obie wycenione na 6a - padło na Epron des Cosmiques.

Kolejnego dnia, w pełnym słońcu podeszliśmy pod ścianę i na lekko zaczęliśmy wspinaczkę planując powrót zjazdami. Siłowy okap na kluczowym wyciągu który miałem przyjemność prowadzić, okazał się dla nas znacznie łatwiejszy niż techniczne wspinanie na Voie Marylene. Niestety w połowie ściany zauważyliśmy, że zjazdy mogą być problematyczne ze względu na biegnące w poprzek ściany przewody wysokiego napięcia. I tak też było - przewody wisiały w odległości około 3 metrów od ściany i podczas ściągania liny po wykonaniu drugiego zjazdu, lina po prostu na nie spadła, owijając się końcem. Na chwilę wstrzymaliśmy oddech w oczekiwaniu co stanie się dalej. Na szczęście po chwili ujrzeliśmy jak lina odwija się pod własnym ciężarem i spada. Wszystko skończyło się szczęśliwie ale zdecydowanie nie polecamy zjazdów linią drogi Rebuffata na Epron des Cosmiques.

Paweł Strzelecki na ostatnim wyciągu Voie Marylene. fot. M. Ostrowski

Paweł Strzelecki na ostatnim wyciągu Voie Marylene. Fot. Maciej Ostrowski/ www.maciekostrowski.pl

Kolejne dni z załamaniem pogody spędziliśmy w Chamonix.

Piętnastego lipca, rankiem wjechaliśmy na Plan de l'Aiguille. Po krótkiej drzemce (w oczekiwaniu na słońce) udaliśmy się z Magdą i Jarkiem pod Arete de Papillons. Kilka zespołów wspinało się już daleko na grani, ale nasze tempo było znacznie szybsze. Niestety, nie wszystkich wspinaczy dało się wyprzedzić i musieliśmy czekać na stanowiskach na swoją kolej co bardzo wydłużyło czas przejścia. Wspinaczkę skończyliśmy jak większość zespołów w miejscu, w którym do grani dochodzi droga Lepidopteres.

Następnego dnia zaplanowaliśmy wspinaczkę Filarem Frendo na Aiguille du Midi. Ok. 3-ciej rano, po szybkim śniadaniu rozpoczęliśmy podejście pod ścianę. Okazało się, że byliśmy dopiero czwartym, a może piątym zespołem. W kilka minut po piątej, po przejściu łatwej dolnej części związaliśmy się liną i dalej już szliśmy z lotną asekuracją. Dopiero w dwóch trzecich wysokości filara, gdzie zaczyna się wspinanie w litych płytach i spionowanych kominach, zmieniliśmy buty na lekkie i nasze tempo wzrosło na tyle, że zaczęliśmy doganiać poprzedzających nas wspinaczy. Kilka minut przed dziesiątą stanęliśmy na przełączce kończącej skalną część filara. Lodowy odcinek postanowiliśmy pokonać inaczej niż wszyscy - z prawej strony szczytowego bastionu skalnego. Droga ta okazała się o około trzy wyciągi dłuższa i z racji tego że cały czas była w cieniu - trochę bardziej wymagająca, bo lód był bardzo zmrożony. W stacji kolejki zameldowaliśmy się o godzinie 13.

Śnieżna grań powyżej przełączki kończącej skalną część Filara Frendo. fot. M. Ostrowski

Śnieżna grań powyżej przełączki kończącej skalną część Filara Frendo. Fot. Maciej Ostrowski/ www.maciekostrowski.pl

Ze względu na niekorzystną prognozę na najbliższe dni postanowiliśmy wrócić do Polski, zakładając ewentualny powrót we wrześniu.

Do ponownego wyjazdu bardzo zmotywowały nas sukcesy naszych kolegów na Filarze Gervasuttiego oraz Filarze Freney. Dziesiątego września zawitaliśmy w Chamonix i od razu podjęliśmy decyzję o atakowaniu naszego głównego celu - grani Peuterey Integral. Następnego dnia po południu podeszliśmy do schroniska Borelli. Mimo ciężkich chmur pojawiających się na niebie postanowiliśmy następnego dnia wcześnie rano rozpocząć wspinaczkę. Ponieważ jednak o świcie jeszcze mżyło, pod ścianą znaleźliśmy się dopiero około ósmej. Około południa zupełnie się wypogodziło, a my coraz sprawniej pokonywaliśmy kolejne metry przewyższenia. Pierwsze trudne wyciągi zaczęły się powyżej Punta Welzenbach. Było już po osiemnastej, byliśmy naprawdę zmęczeni, a ciężkie plecaki bardzo utrudniały wspinanie. W pewnym momencie doszedłem do zacięcia, w którym były haki i które wyglądało na chodzone. Niestety po kilku ruchach okazało się ono zbyt trudne i po chwili walki postanowiłem azerować. Po dwóch godzinach wspinaczki w szóstkowym - jak nam się wydawało - terenie dotarliśmy w końcu na Punta Brendel, gdzie znaleźliśmy wygodne półki biwakowe. Tego dnia pokonaliśmy około 1200 metrów deniwelacji, nie licząc zjazdów.

Paweł podczas wspinaczki na Punta Bifide. fot. M. Ostrowski

Paweł podczas wspinaczki na Punta Bifide. Fot. Maciej Ostrowski/www.maciekostrowski.pl

Noc była pogodna i bezwietrzna. Problemem był jedynie brak wody w jakiejkolwiek postaci. Pierwsze połacie śniegu znaleźliśmy dopiero na przełączce poniżej Punta Ottoz następnego dnia. Po uzupełnieniu płynów czekały nas kluczowe trudności południowej grani Aiguille Noire. Zacięcie wycenione na VI+ ( przewodnik Kletterführer Alpen, Band I - Nicole Luzar, Volker Roth ) w całości poprowadził klasycznie Paweł. Potem, miejscami szóstkowym terenem dostaliśmy się na Punta Bitch i dalej na szczyt Aiguille Noire. Zjazdy na północną stronę zaczęliśmy około 15:30. Na szczęście nie sprawiły nam one większych problemów. Nasze tempo spadło znacznie kiedy zaczęliśmy trawersować Damy Angielskie. Teren był potwornie kruchy i wymagał bardzo delikatnej wspinaczki, a mimo to nie udało nam się uniknąć strącenia kilku lawin kamiennych. Z wierzchołka Punta Casati zjeżdżaliśmy już po ciemku. Postanowiliśmy zabiwakować na przełączce, na której było pod dostatkiem śniegu do gotowania.

Następnego dnia, rankiem, ominęliśmy ostatnią turnię Dam Angielskich - l'Isolee i rozpoczęliśmy wspinaczkę na Aiguille Blanche. Jej południowa grań jest bardzo rozległa, a wspinaczka wymagała kluczenia zarówno po stronie lodowca Freney jak i po stronie Brenvy w bardzo kruchym terenie. W górnej części szczytu zdarzył się nam nieszczęśliwy wypadek. Podczas poruszania się z lotną asekuracją, prawdopodobnie liną strąciłem sporych rozmiarów kamień, który spadł na Pawła. Cześć impetu uderzenia została zamortyzowana przez plecak, jednak Paweł otrzymał bardzo silne uderzenie w kark. Uderzenie to spowodowało ból w obręczy barkowej, który nie opuszczał Pawła aż do końca wspinaczki. Mimo to wspinaliśmy się dalej. Około siedemnastej zaczęliśmy pokonywać śnieżny odcinek grani szczytowej Aiguille Blanche. Eksponowaną grań musieliśmy przejść praktycznie bez asekuracji ponieważ śnieg nie był wystarczająco zmrożony by wkręcić weń śruby lodowe. O zmierzchu szczęśliwie zjechaliśmy na Col de Peuterey gdzie czekał nas kolejny biwak.

Długa i eksponowana, śnieżna grań wyprowadzająca na wierzchołek Mont Blanc de Courmayeur. fot. M. Ostrowski

Długa i eksponowana, śnieżna grań wyprowadzająca na wierzchołek Mont Blanc de Courmayeur. Fot. Maciej Ostrowski/www.maciekostrowski.pl

Następnego ranka czekało nas pokonanie spiętrzenia Wielkiego Filara Narożnego. Wybraliśmy wariant przez skalną ścianę, na prawo od kuluaru Eccles. Wysokość bardzo dawała nam się we znaki, w dodatku prawie cały czas prowadziłem ze względu na Pawła któremu wciąż dokuczał ból. Długa i eksponowana śnieżna grań wyprowadziła nas po około 7 godzinach na szczyt Mont Blanc de Courmayeur skąd już łatwo dostaliśmy się na główny wierzchołek, na którym stanęliśmy o 15:30. Czekało nas już tylko zejście do schroniska Cosmiques gdzie spędziliśmy noc by następnego dnia rano zjechać kolejką z powrotem do Courmayeur.

Następnego dnia sprawdziliśmy prognozy pogody, które zapowiadały opady śniegu już od wysokości 1600 m n.p.m. W tej sytuacji postanowiliśmy nie zostawać dłużej w Alpach. Siedemnastego września po południu wsiedliśmy do samochodu i rozpoczęliśmy powrót do Polski, by kuć formę przed sezonem zimowym.

Z taternickim pozdrowieniem
Maciej Ostrowski

Uczestnicy
Maciej Ostrowski (KW Warszawa) - Kadra Narodowa we Wspinaczce Wysokogórskiej
Paweł Strzelecki (KW Warszawa) - Kadra Narodowa we Wspinaczce Wysokogórskiej

Cele zrealizowane

Powiązane artykuły