Afganistan 2010 - ostatnie dni

03afganistan2010

5 sierpnia - ostatni dzień w bazie. Wszyscy się pakują. Z gór schodzą jeszcze Ela Kamińska i Rafał Sieradzki. Wczoraj próbowali zdobyć szczyt, ale niestety zapadające ciemności i bardzo trudne warunki śniegowe zmusiły ich do odwrotu. Dzisiaj o 8 rano informowali przez radio, że będą w bazie około 14.

 

Ostatnie dni były intensywnie wykorzystane w eksploracji gór. Tomek Rojek i Piotr Kłosowicz (KW Warszawa) przeszli dwie piękne połączone granie, zdobywając dwa szczyty (jeden dwu wierzchołkowy) o wysokości 5211 m oraz wierzchołek wschodni 5550 m i 5560 m. Cała akcja zajęła 25 godzin.

 

Afganistan-smocza gran

Droga Piotrka i Tomka - Smocza Grań

 

1 sierpnia dwa zespoły w składzie Ela Kamińska (KW Warszawa), Sławek Korytkowski (KW Warszawa) oraz Jacek Kierzkowski (KW Warszawa) i Rafał Sieradzki o 20:30 wyruszyli pod szczyt, który według radzieckich map ma wysokość 5420 m. 2 sierpnia rano, po noclegu w bardzo trudnych warunkach śniegowych (stromizna stoku około 60-70 stopniu), mimo pięknego słońca dotarliśmy na wysokość 5390 m, gdzie utknęli na dobre. Najlżejsza Ela próbowała jeszcze walczyć, ale półgodzinna mordęga w sypkim śniegu i tylko 15 m drogi uświadomiła nam, że w tych warunkach wejście na szczyt (zostało około 100 m) jest bez szans. Musieliśmy się wycofać.

 

Afganistan-szczyt5420

Ela, Rafał, Kierzu i Gonzo (Sławek) w drodze na szczyt 5420

 

Zresztą wejście na wysokość 5390 też kosztowało nas dużo sił. Zapadaliśmy się po pas, nie mając żadnego oparcia dla nóg czy rąk. Momentami wyglądało to jak próby płynięcia kraulem. Techniki stosowane, żeby się nie zapadać były przeróżne z przewagą jednej - czekan, łokieć, biodro, kolano, stopa na żabkę i zaklęcia może teraz wytrzyma... Sławek wpadł do szczeliny między serakami ukrytymi pod sypkim śniegiem. Wisiał oparty na plecaku z nogami w powietrzu. Próby wyjścia kończyły się głębszym zapadaniem. Na szczęście, po którymś z kolei uderzeniu dziaba spotkała się z twardym serakiem i udało mu się wydostać. Najtrudniej miał Rafał - najcięższy z nas (oczywiście bez przesady). Co krok zjeżdżał niżej, nie mając punktu zaczepienia. Jacek asekurował go z ciała, potem pomogła mu Ela, bo Rafał ciągnął go w dół, a na koniec musieliśmy założyć stanowisko ze śrub w rozsypującym się seraku. W końcu jakoś wyszedł na śnieżną półkę.

Tomek Klimczak (KW Warszawa) i Maciek Ostrowski (KW Warszawa) 1 sierpnia wyruszyli o godzinie 23:50 na lekko (bez namiotu, śpiworów) na szczyt liczący 5625 m. Około 3 nad ranem wbili się w ścianę. Próbowali poprowadzić trudną (V) i długą drogę. Do zdobycia wierzchołka zabrakło około 50 m. Powodem odwrotu były bardzo trudne warunki śniegowe (bardzo ciężki, zapadający się śnieg na dużym nastromieniu) oraz krucha skała. Sytuacja zagrażała ich życiu i w związku z tym podjęli decyzję o odwrocie -  po 21 godzinach byli w bazie.

 

Afganistan-szczyt5625-maciek

Maciek pod szczytem 5625

 

Rankiem 4 sierpnia słońce wygoniło wszystkich z namiotów. Czuć atmosferę oczekiwania na powrót. Jutro mają się pojawić Kirgizi ze zwierzętami do karawany, ale okazało się, że jutro to oni dopiero wracają z wesela. "Samolociarze" są trochę zaniepokojeni, czy zdążą na samolot z Duszanbe. Czeka nas przecież przeszło 100 km powrotnej karawany, co zajmie nam około 5-6 dni. A potem jeszcze jazda dwoma jeepami w 13 osób przez coś, co trudno nazwać drogami. Nic to... jakoś sobie poradzimy.

Powoli kończy się jedzenie. Tylko limfy jakoś się ostały w dużej ilości, ale niestety niektórzy z nas na sam ich widok dostają odruchów wymiotnych. Na szczęście mamy obiecany chleb u Kirgizów...

 

Sławek Korytkowski

 

 

Źródło: www.wspinanie.pl

Powiązane artykuły