Recenzja „Biec albo umrzeć”

Kilian Jornet był zawsze dla mnie fascynującą osobą. Śledziłem jego poczynania, odkąd pierwszy raz o nim usłyszałem, zwłaszcza gdy zaczął ustanawiać rekordy szybkościowe na kultowe szczyty (np. na Mont Blanc - news). Gdy tylko dowiedziałem się, że pojawi się autobiografia, to wiedziałem, że prędzej, czy później ją przeczytam.

Nie zrozumcie mnie źle, Kilian nie jest dla mnie idolem, nie lubię biegania jako takiego. Fascynuje mnie jednak sposób, w jaki osiągnął te rekordy. Genetyka, siła woli, praca, wsparcie rodziny. Zapewne wszystko po trochu...

Książka wydawnictwa SQN to 246 stron w miękkiej oprawie. Wzbogacona jest o zdjęcia z archiwum Kiliana.

„Biec albo umrzeć” należy do gatunku biografii sportowych i w sumie mamy wszystko czego należy się spodziewać. Opis początku kariery, przełomowe momenty, itp.. Niby szablonowo, ale... diabeł tkwi w szczegółach. Jest to książka osoby, która w dziedzinie biegów górskich osiągnęła w sumie wszystko. Jornet wygrał wszystkie ważniejsze wyścigi. W sumie mógłby na tym zakończyć karierę. „Problem” w tym, że miał wtedy 20 kilka lat. Cóż trochę mało jak na emeryturę :-). Postanowił się rozwijać i zacząć wyznaczać rekordy szybkościowe na najwyższych górach (projekt Summits Of My Life). Zdecydowanie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Kiss or kill. Pocałuj albo zabij. Pocałuj chwałę albo zgiń podczas próby. Porażka to śmierć, zwycięstwo to emocje. Walka jest tym co wyróżnia zwycięstwo".

Powyższe słowa Kiliana pokazują, że cel jest jeden... Ważne jest zwycięstwo, lecz nie tylko nad innymi uczestnikami wyścigu, lecz przede wszystkim nad własnymi słabościami, niemocą. Pokonywanie barier mentalnych i fizycznych.

Ten utalentowany Katalończyk jest takim samym człowiekiem jak my. Może ma lepszą genetykę, może miał lepszy start - mieszkał od małego w schronisku górskim, a rodzice byli fanami gór. Lecz tak naprawdę to sam w sobie musiał odnaleźć coś, co pozwoliło mu poświęcić się całkowicie swojej pasji, latami ciężko pracować na sukces.

Musisz wytrzeć łzy, żeby biec dalej, widzieć kamienie, ściany czy niebo. Musisz zrezygnować z imprezy, z lepszej oceny, powiedzieć „nie” dziewczynie. Trzeba być odważnym, wyjść na deszcz, nawet jeśli nogi będą ci krwawić, gdy upadniesz na ziemię, w błoto, a ty podniesiesz się na nowo, aby dalej się wspinać...”.

Autobiografia Jorneta opisuje etap jego kariery zawodniczej od małego brzdąca (pierwszy wyścig w wieku 3 lat) po dwukrotnego zwycięzcę prestiżowego Ultra-Trail du Mont-Blanc. Książka klamrą spina ten okres.

Czy jest dobra? Mnie czytało się całkiem ok, a myślę, że miłośnikom biegów, podwójnie będzie się podobało. Mimo tego, że za bieganiem nie przepadam (łagodnie mówiąc), to czytając tę książkę, miałem ochotę wyjść i pobiec ku górom. Co też parę razy uczyniłem :-).

Więcej o autorze przeczytacie tutaj: Kilian Jornet.

Damian Granowski

Powiązane artykuły