Zapraszamy na pierwsze wieści z wyprawy Kingi Baranowskiej na Lhotse. Miłej lektury.
Lhotse, ściana północna, Fot. Kinga Baranowska
Kathmandu
Kathmandu ponownie. Dla mnie nic się tu nie zmienia, czuję się trochę tak, jakbym wracała do drugiego domu. Mimo, że rozgardiasz tu straszny i tak lubię to miejsce. Czeka nas mnóstwo sprawunków i spraw organizacyjnych do pozałatwiania. Tak więc z długą listą co trzeba załatwić, latamy pomiędzy agencją i innymi sklepami. Moim partnerem wspinaczkowym na tej wyprawie jest Paweł Michalski. Wielkanoc będziemy spędzać właśnie w Kathmandu :-)
Wielkanoc w Kathmandu
Dziś Wielkanoc. Pierwszy raz byłam w tym czasie w Kathmandu, a nie w drodze (inna sprawa, że nie chciałam też być w ten dzień w jakimś biegu) i mieliśmy okazję pocelebrować je niespiesznie i radośnie. By choć trochę wczuć się w klimat tego Święta, wybraliśmy się do Kościoła, chyba jedynego w całym Kathmandu. Trzeba przyznać, że było międzynarodowo, mnóstwo różnych nacji i kolorów skóry, przeważali jednak Nepalczycy, którzy w niewielkim bardzo procencie są katolikami. Zamiast krzeseł zastaliśmy na podłodze poduszki, zaś chór wraz z muzykami stanowił około 40 osób, no i mówiąc wprost: dali ostro czadu! Miałam wrażenie, że wręcz przeważają rytmy afrykańskie, a to pewnie za sprawą kilku bębnów w orkiestrze.
W Kathmandu, standardowo, prąd reglamentowany. Godziny „podawania” prądu chyba się co roku skurczają i ciężko naładować nawet telefon. Nie jest też specjalnie ciepło, co wieczór pada deszcz.
Nasze przygotowania dobiegły końca, jutro o 4.30 rano pobudka i wylot do Lukla, gdzie ląduje się na słynnym już niedługim pasie startowym. Stamtąd od razu ruszamy dalej, doliną Khumbu. Jestem bardzo ciekawa czy kwitną już po drodze magnolie.
wielkanoc w Kathmandu, Fot. archiwum wyprawy
Trekking do bazy
Dziś bardzo krótki (na trasie) dzień, doszliśmy do wioski Phakding (2610 m), jednakże dzień bardzo intensywny. Tak jak wspominałam, pobudka już o 4:30, krajowe lotnisko wypełnione po brzegi tobołkami, beczkami, tak, że przejść się nie da i wielki harmider. Wreszcie udało nam się wsiąść do samolotu, by za pół godziny wylądować w Lukla. Pisałam Wam już kiedyś jak wygląda lądowanie na tym krótkim pasie startowym. Generalnie trzeba mieć nerwy ze stali, by bez przyspieszonego bicia serca tam wylądować. Mimo, że cały czas jest dość zimno, po drodze dostrzegłam pierwsze białe magnolie. Tak więc lany poniedziałek spędziłam już w dolinie Khumbu, w drodze do bazy pod Lhotse. Po drodze sporo trekkersów, dla których często to ta jedyna wymarzona wyprawa do stóp najwyższej góry świata - Mount Everest. A my? Dość zmęczeni, padamy wcześnie spać...
trecking do bazy, Fot. archiwum wyprawy
Namche Bazar
Namche Bazar (3440 m). To jest wioska, którą niesamowicie lubię. Dotarłam tu zaledwie w 3 godziny z Phakding w bardzo przyjemnym towarzystwie Valeriego Babanova, z którym stałam na szczycie Dhaulagiri w 2008 roku. Trochę też Palaków przewija się na trasie i co chwilę wymieniami się jakimiś pozdrowieniami. Jest tu chociażby Robert Szymczak oraz Wojtek Kukuczka, którzy potem zamierzają się wspinać na Everest od strony północnej. Mam niesamowicie piękny widok z okna z Kongde Lodge, czujemy się też świetnie.
Namche bazar, Fot. archiwum wyprawy
Źródło: kingabaranowska.com