TNF Nanga Parbat Expedition w C1

Jak informuje na swoim Twitterze Emilio Previtali, Simone Moro i David Goettler dotarli dziś do obozu pierwszego na wysokości 5100 m n.p.m i jeżeli pozwolą na to warunki jutro ruszą dalej.

Simone Moro. Fot. The North Face

Ostatnie kilka dni członkowie The North Face Nanga Parbat Expedition spędzili w bazie i poświęcili je na odpoczynek oraz... naukę pilotowania drona pozostawionego w Pakistanie przez Marka Klonowskiego. Efektem tych prób jest krótki film pt. "Is it on?" udostępniony przez Emilio.

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Relacja Oli Dzik z Duszanbe - Noszak 2014

Dotarliśmy szczęśliwie do Duszanbe. Na lotnisku przywitała nas prawdziwa śnieżna zima. Zaraz po przylocie polska ekipa (Robert, Hubert i ja) spotkała się z Olegiem z Rosji.

Noszak. Fot. kolosy.org

Miasto bardzo się zmieniło na plus odkąd byłam tu ostatni raz 5 lat temu. Choć nadal nawet tu w stolicy widać, ze Tadżykistan jest krajem niezamożnym, a zimowe warunki ukazują, jak niełatwe bywa tu życie (nieprzystosowane do niskich temperatur domy jednorodzinne nie sposób ogrzać, miejskie ogrzewanie nie działa od wojny domowej w latach 90-tych, wskutek masowego używania grzejników elektrycznych czasem "siada" sieć elektryczna w mieście, przy temp. -7  -8 stopni zamarza w rurach woda), to jednak na każdym kroku widać, ze jest dużo lepiej: powstają nowe osiedla solidnych domów, galerie handlowe, ekskluzywne sklepy zachodnich sieci odzieżowych i kosmetycznych, a na obrzeżach miasta właśnie kończy się budowa wielkiej elektrowni.

My czekamy obecnie na wizę afgańska. Okazało się, ze właśnie teraz zmieniły się przepisy i konieczne jest uzyskanie zaproszenia, które właśnie organizujemy za pośrednictwem afgańskiego touroperatora.

Zdrowie i atmosfera w zespole dopisują, choć trochę nie w smak nam siedzenie w mieście i chcielibyśmy jak najszybciej jechać w góry.

Pozdrawiam,
Ola Dzik

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Zimowa wyprawa na Noszak

Dnia 10 stycznia 2013 wyrusza zimowa wyprawa na Noszak (7492 m n.p.m.). Ten leżący w paśmie Hindukuszu szczyt jest pierwszym wierzchołkiem powyżej 7000m zdobytym zimą przez człowieka.

Wejścia tego dokonali w 1973 roku Polacy Tadeusz Piotrowski i Andrzej Zawada, rozpoczynając tym samym erę zimowych wspinaczek na najwyższe góry świata (więcej znajdziecie tutaj: "40 lat temu zdobyto zimą Noszak"). W czterdziestą pierwszą rocznicę ich wyczynu chcielibyśmy go powtórzyć i zarazem przypomnieć. Jednocześnie wejście na szczyt przez uczestniczkę wyprawy Aleksandrę Dzik byłoby pierwszym zdobyciem siedmiotysięcznika zimą przez kobietę z Polski.

Noszak. Fot. kolosy.org

Ekspedycja działać będzie w terminie od ok. 10 stycznia do ok. 20 lutego. Decyzja o wyborze początkowego okresu sezonu zimowego podyktowana jest dokonywanymi w ubiegłych latach obserwacjami pogody, które wskazują, iż właśnie wtedy w rejonie przeważnie mają miejsce długie okresy wyżowej pogody. Ta specyfika klimatyczna w połączeniu z faktem, iż Noszak leży stosunkowo dalej na południe niż pozostałe siedmiotysięczniki Centralnej Azji, daje relatywnie duże szanse na sukces wyprawy przy względnie niskim jak na ekspedycję zimową poziomie ryzyka.

Zawada i Piotrowski wyruszają z Obozu 3 na szczyt

Andrzej Zawada i Tadeusz Piotrowski wyruszają na atak szczytowy z obozu 3. Fot. Benon Czechowski.

Skład wyprawy tworzą: Aleksandra Dzik (KS Kandahar), Robert Róg (KW
Jelenia Góra), Rosjanin Oleg Obrizan oraz będący wsparciem dla głównego zespołu Hubert Szczepan Krzemiński (1% for the Planet, KW Warszawa, AKS Polonia Warszawa).

Więcej o I zimowym zdobyciu Noszaka, możecie przeczytać w tym artykule "40 lat temu zdobyto zimą Noszak".

Źródło: KW Warszawa

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Zimowa eksploracja najwyższych szczytów w Himalajach trwa

W grudniu rusza The North Face Nanga Parbat Winter Expedition 2014. Simone Moro, David Goettler i Emilio Previtali to skład ekspedycji, której celem będzie pierwsze zimowe wejście na mierzący 8126 m n.p.m. szczyt Nanga Parbat. 

Zaplanowana na trzy miesiące wyprawa wyruszy w grudniu tego roku, by zmierzyć się z jednym z dwóch niezdobytych jeszcze zimą ośmiotysięczników.

Nanga Parbat, nazywana czasami „Killer Mountain”, od lat stanowi wyzwanie dla himalaistów. Od 1988 roku zorganizowanych zostało 29 zimowych ekspedycji na ośmiotysięczniki położone w Pakistanie, celem ponad połowy z nich było zdobycie Nanga Parbat. Temperatury poniżej - 40 stopni, krótkie okna pogodowe i wyjątkowo duże rozmiary masywu sprawiły, że żadna z nich nie zakończyła się sukcesem.

Najbliżej zdobycia góry zimą byli Polacy Zbigniew Trzmiel i Krzysztof Pankiewicz, którym w 1997 roku do szczytu zabrakło 300 metrów. 17 lat później najwyżej udało się dotrzeć kolejnemu Polakowi Tomaszowi Mackiewiczowi, który zeszłej zimy zawrócił z ok. 7400 m n.p.m.

Simone Moro. Fot. TNF

Dla Simone Moro będzie to kolejna próba zdobycia Nanga Parbat zimą. Ten dobrze znany w Polsce himalaista, który ma na koncie trzy pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki (Shisha Pangma z Piotrem Morawskim w 2005 roku, Makalu z Denisem Urubko w 2009 roku i Gasherbrum II z Denisem Urubko i Cory’m Richardsem w 2011 roku) ocenia, że wyprawa ma tylko 20% szans na osiągnięcie szczytu. 

Jak jednak tłumaczy - „Tak, znowu wybieram się tam w zimie. Tylko dlatego, że to moje marzenie. Tylko dlatego, że eksploracja nigdy się nie kończy.”

David Goettler. Fot. TNF

Razem z partnerem wspinaczkowym Davidem Goettlerem będą stosowali ten sam lekki alpejski styl, który zapewnił Moro sukces na Gasherbrumie II.

Emilio Previtali będzie z kolei wspierał ekipę szturmową z bazy i zadba o stały dopływ informacji na temat jej postępów.

Emilio Previtali. Fot. TNF

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Opowieść Andrzeja Bargiela o zdobyciu ośmiotysięcznika

Dlaczego Grzegorz Bargiel wycofał się z ataku na szczyt? Co skłoniło Andrzeja Bargiela do samotnej walki? Co czuje człowiek walczący o marzenia? Zapraszamy na relacje Andrzeja z najważniejszego dnia wyprawy Shishapangma Ski Challenge.

Fot. Kin Marcin/Red Bull Content Pool

Wypadek Grzegorza

Pierwszego września o 5 rano wystartowaliśmy z bratem, w pełni zmotywowani do ataku szczytowego. Po godzinie dotarliśmy do Icefallu, gdzie mieliśmy zdeponowane narty i buty narciarskie. Od samego początku wszystko nie układało się po naszej myśli ); Tuż po wejściu na Icefall pod Grześkiem zapadł się lód. Po chwili zobaczyłem go zanurzonego do połowy uda w zimnej lodowcowej wodzie. Na szczęście w depozycie były buty Marcina po które wróciliśmy i Grzesiek mógł iść dalej.

Rezygnacja kompanów

Wyruszyliśmy z myślą, że limit złych zbiegów okoliczności już się wyczerpał. Po 5 godzinach dotarliśmy do naszego namiotu w obozie pierwszym. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy do dwójki gdzie czekał na nas Darek. O godzinie 13 Darek przywitał nas w dwójce gorącą herbatą. Cały czas w dwójce poświęciliśmy głównie na gotowanie i przygotowania do naszego nocnego wyjścia. Bardzo mnie zmartwiło samopoczucie Grześka - nie był w formie jaką prezentował podczas całej wyprawy. O godzinie 3 w nocy, wyruszyliśmy w trójkę w kierunku szczytu. Byliśmy trochę zdziwieni, bo pogoda była wbrew prognozom bardzo nieprzyjemna, wiał silny wiatr i zalegała mgła. To właśnie ona miała największy wpływ na to co się później działo… A działo się nie najlepiej. Po dwóch godzinach od startu, Darek oznajmił przez radio, że nie czuję się najlepiej i nie ma siły na kontynuowanie ataku…to był dopiero początek… Po kolejnej godzinie, kolejny cios. Grzesiek, który był podporą wyprawy, nagle zwolnił tempo. Gdy to zobaczyłem, podszedłem bliżej i zobaczyłem jego twarz. Od razu wyczułem, że nie jest dobrze. Grzesiek był blady, ledwo stał na nogach. Przyczyną jego niedyspozycji był pewnie wypadek z poprzedniego dnia. Był po prostu potwornie przeziębiony. To był dla mnie bardzo ciężki moment … Gdy patrzyłem na niego i widziałem jego wyraz twarzy, i to z jakim smutkiem mówi, że nie ma siły, że to koniec , że nie pójdzie dalej… Bardzo było mi przykro. On włożył w tą wyprawę tyle energii, i pracował jak wół w trakcie całej aklimatyzacji a w najważniejszym momencie, miał tak wielkiego pecha. Przecież mieliśmy zjechać z tej góry razem… To była nasza wyprawa, nasza przygoda, chcieliśmy tego dokonać wspólnie a wszystko się posypało… Po długiej rozmowie stwierdziłem że spróbuję sam. Czułem się świetnie. Pogoda była nieprzewidywalna ale to była ostatnia szansa gdyż kolejne siedem dni zapowiadały totalne załamanie pogody. Była to jedyna chwila na jakiekolwiek marzenie o szczycie. Grzegorz zawrócił z wysokości 7250m.n.p.m. i pojechał w kierunku obozu drugiego. Patrzyłem na to z potwornym smutkiem…

Nierealny atak na szczyt

Po chwili zadumy wyruszyłem żwawym tempem w kierunku szczytu. O siódmej rano dotarłem do obozu trzeciego na wysokość 7500m.n.p.m. Ku mojemu zaskoczeniu spotkałem tam hiszpańską wyprawę Carlosa Sorio, która miała w nocy wyruszyć na szczyt. Po krótkiej rozmowie okazało się, że schodzą do bazy i kończą wyprawę… Ich Szerpowie stwierdzili, że warunki nie pozwalają na dalsza wspinaczkę. W tym momencie naprawdę już sam nie wiedziałem co mam robić. Zapytałem Szerpów co myślą o moim samotnym ataku? A oni ze zdziwieniem powiedzieli, że to nie jest wykonalne i żebym lepiej zjechał do bazy. Po krótkiej walce z własnymi myślami, stwierdziłem że spróbuję. Wyruszyłem o godzinie ósmej. Było na prawdę bardzo ciężko. Większość drogi brnąłem po pas w śniegu. Pocieszającą sprawą było to, że byłem w nieustannym kontakcie radiowym z Grześkiem, Darkiem i Marcinem. Grzesiek chyba najbardziej się obawiał mojego wyjścia, szczególnie gdy nagle przyszło załamanie pogody (zaczął bardzo intensywnie padać śnieg i przyszedł mocny wiatr z chmurami). W pewnym momencie nie było nic widać. Usiadłem na bezpiecznej skale i z nadzieją czekałem na poprawę pogody. Po pół godzinie przejaśniło się na tyle by można było kontynuować atak. Ostatnie dwieście metrów dało mi najwięcej adrenaliny. Zaczęło się robić stromo, śniegu było naprawdę za dużo, wręcz musiałem iść na czworakach po to by unosić się na powierzchni. W pewnym momencie, tuż obok mnie zeszła samoistnie lawina, co bardzo mnie zaniepokoiło. Samą drogę dojścia do szczytu wybierałem czterokrotnie. Przede wszystkim dlatego, że w każdej próbie było bardzo stromo a ja zapadałem się w śniegu ponad pas. W końcu obrałem drogę zupełnie w koło, po stromych skałach, które były najbezpieczniejszą opcją. O 13 miejscowego czasu, po 28 godzinach od wyjścia z bazy, osiągnąłem szczyt! Na samym wierzchołku nie spędziłem zbyt dużo czasu. Było to niespełna 30 min. Chwilę odpocząłem, napiłem się i przygotowywałem się do tak długo wyczekiwanego przeze mnie momentu- zjazdu ze szczytu Sziszapangmy. Jeśli chodzi o wrażenia ze szczytu, to było bardzo specyficznie. Sam wierzchołek był na tyle zaśnieżony, że stałem na nim po pas w gęstej breji. Wiało niemiłosiernie ale bardzo się cieszyłem. Reszta ekipy także była szczęśliwa z tego udanego wyjścia.

Ciężki zjazd z Sziszapangmy

W końcu zapiąłem narty i ruszyłem. Byłem bardzo zmęczony, więc w trakcie zjazdu co kilka minut musiałem robić przerwy, szczególnie w górnych partiach. Podczas zjazdu musiałem być bardzo ostrożny, bo śniegu było naprawdę dużo, a do tego był on przewiany. Często podcinałem lawinki które płynęły jak potoki wokół mnie. Po dojechaniu do wysokości obozu trzeciego, czułem się już bezpieczny. Bardzo szybko pojechałem do dwójki gdzie czekali na mnie chłopaki. Zjazd trwał 40 min. Nie odpinając nart, padłem ze zmęczenia przy obozie drugim, wypiłem herbatę, pogadałem chwilę z nimi. Grzegorz w między czasie przygotował mi ładunek. Zwinęli namiot i jego zawartość. Wstałem na nogi, wrzuciłem ciężki plecak na plecy i pojechałem w kierunku bazy. Zjazd z wierzchołka do Icefallu zajął mi półtorej godziny. Gdy usiadłem pod górą i pomyślałem sobie, że chwilę temu byłem na ośmiotysięczniku, poczułem się niesamowicie. Narty naprawdę są niezwykłe- po raz kolejny sobie to uświadomiłem. Przypomniałem sobie moje początki na wsi kiedy jeździłem z okolicznej górki na drewnianych nartach. Poczułem bardzo dużą satysfakcję z tego co zrobiłem. To było moje marzenie i spełniło się; to znaczy- sam je spełniłem ;) Przykro mi tylko, że nie zrobiłem tego z Grzegorzem, bo to było bardzo ważne dla mnie. Wielka szkoda… Ale w końcu jesteśmy tacy młodzi ;) Sunt Leones zakłada takie wyprawy cyklicznie i może następnym razem wybierzemy się na wyprawę z Grześkiem i najmłodszym bratem Bartkiem, który rośnie w siłę ;) ?

Bezcenna kolacja Renzziego

Następnie Darek z Grześkiem zwinęli obóz pierwszy. Marcin przyszedł z naszym kuchcikiem do Icefallu, po to by pomóc znieść cały sprzęt do bazy. O 20 dotarliśmy do niej. Czekał tam już na nas Renzzi, który przygotował pyszną kolację. Byliśmy bardzo głodni ;) Marcin opowiadał, że Renzzi bardzo przeżywał mój atak. Po sukcesie tańczył i śpiewał z radości. Podczas ataku rozwieszał flagi modlitewne na górze obok bazy… Jeśli chodzi o wszystkich wspinaczy w bazie, to z szacunkiem przychodzili gratulować sukcesu. Do końca nie mogli uwierzyć, że dokonałem tego samotnie. Przecież mam dopiero 25 lat ;)

W bazie nareszcie mogłem się wykąpać ;) Śmieszną sprawą było to, że gdy zobaczyłem mój duży palec u nogi, okazało się, że mam duży bąbel od spodu i jest to o dziwo oparzenie od wkładek podgrzewających stopy ;) Przeliczyłem przy okazji wszystkie palce u rąk i u nóg ;) Gdy naliczyłem dwadzieścia, spokojnie położyłem się spać ;)

Fot. Kin Marcin/Red Bull Content Pool

Dalsze plany

Dwa dni czekamy na jaki, które karawaną przetransportują nasz sprzęt w kierunki bazy dolnej, z której samochodem przemieścimy się z Tybetu do Nepalu. 10 października wylatujemy z Nepalu do Polski, w której będziemy 11 października.

Dziękuję wszystkim sponsorom i osobom, które pomagały przy organizacji naszej wyprawy. Do samego końca była ryzykowna dlatego tym większe należą się brawa firmom, które w nią uwierzyły. Pierwszą z nich jest CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym przedsięwzięcia. Kolejnymi jest LOTTO, Sony, TTcomm. Sprzętowo wspierali nas Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodawał Red Bull.

Dziękuje również partnerom medialnym czyli National Geographic, Maleman, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM, Spotkania z Filmem Górskim oraz agencji Joy Ride.

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Andrzej Bargiel samotnie zdobywa szczyt Sziszapangmy

Dzisiaj o godzinie 08:30 podczas ataku szczytowego nastąpiło załamanie pogody. Wszystkie wyprawy zawróciły. Na polu walki został tylko dwudziestopięcioletni narciarz Andrzej Bargiel. Po godzinie walki samotnie zdobył szczyt ośmiotysięcznika.

Wczoraj Grzegorz i Andrzej Bargielowie wyruszyli na atak szczytowy. O świcie dotarli do obozu numer II (6900m.n.p.m) gdzie przebrali się w kombinezony i ruszyli po szczyt omijając obóz numer III. Atak przebiegał planowo aż do 06:30 naszego czasu, kiedy nastąpiło załamanie pogody. Silny wiatr i opady śniegu zmusiły do odwrotu wszystkie wyprawy zdobywające Sziszapangme. Zawrócił również towarzysz Andrzeja – jego brat Grzegorz. Młody Zakopiańczyk został na polu bitwy sam. Pozostało mu 200 metrów do szczytu. Andrzej postanowił przeczekać załamanie pogody. Kiedy wiatr ustał ruszył do ataku. Torując sobie drogę w śniegu sięgającym jego wzrostu po kilkugodzinnej heroicznej walce osiągnął cel. O 13:12 czasu lokalnego, Andrzej Bargiel jako pierwszy Polak w historii samotnie zdobył na nartach skitourowych wierzchołek centralny (8013m.n.p.m) góry Sziszapangma.

O godzinie 10:00 naszego czasu Andrzej zjechał do trzeciego obozu. Warto pokreślić że wyjście z obozu trzeciego na szczyt zajęło 8 godzin, zjazd 34 minuty! Obecnie kontynuuje zjazd do drugiego obozu gdzie spotka się z Grzegorzem oraz Darkiem Załuskim i wspólnie przemieszczą się w dolne partie gór gdzie czeka na nich fotograf Marcin Kin.

Zdobycie szczytu nie miałoby miejsca gdyby nie pomoc firm, które uwierzyły w wyprawę Shishapangma Ski Challenge. Pierwszą z nich jest firma CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym wyprawy. Kolejnymi jest LOTTO, sprzęt elektroniczny Sony, oraz łączność satelitarna TTcomm. Ekipę wspierają sprzętowo Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodaje im Red Bull.

Najnowsze informacje z ekspedycji są publikowane na blogu Andrzejbargiel.com, fanpage’u (https://www.facebook.com/pages/Andrzej-Bargiel/170845269678769?fref=ts) oraz na platformach partnerów medialnych czyli National Geographic, Malemen, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM i Spotkania z Filmem Górskim. O oprawę PR’ową akcji dba firma JoyRide.

***

Grupa CTL Logistics jest międzynarodowym koncernem logistycznym działającym od 1992 roku na rynku polskim i w krajach europejskich. Swoim klientom oferuje kompletny produkt logistyczny obejmujący transport kolejowy towarów masowych (tj. węgiel, koks, kruszywa, złom i inne), kontenerów, paliw i chemii, transport samochodowy, spedycję, dzierżawę wagonów oraz obsługę bocznic. Oferta obejmuje towarowy transport kolejowy, przewozy intermodalne, spedycję, usługi przeładunkowe, doradztwo celne, obsługę i utrzymanie taboru infrastruktury kolejowej oraz usługi na terminalach przeładunkowych. CTL Logistics wykonuje przewozy międzynarodowe, będąc tym samym logistycznym pomostem łączącym Wschód z Zachodem oraz Północ z Południem.

 

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Wypadek Andrzeja Bargiela podczas wejścia na ośmiotysięcznik

Wybity bark, tragiczna historia Alex’a Lowe i wyjście na 7500 m.n.p.m – miniony tydzień był kluczowy dla narciarskiej wyprawy Shishapanga Ski Challenge. Teraz pozostał tylko atak na szczyt!

Andrzej i Grzesiek podczas aklimatyzacji. Fot. Kin Marcin/Red Bull Content Pool

Wybity bark Andrzeja

W dniach 19-20 września, Andrzej nie najlepiej się czuł (spędził 2 dni bez jedzenia w bazie). Prawdopodobnie efektem tego osłabienia był groźny wypadek jaki przydarzył mu się 21 września, idąc do góry w stronę Grzegorza, Marcina i Darka. Podczas przekraczania lodowcowego potoku, jeden z kijków zablokował się skutecznie pośród skał i szarpnął do tyłu ciałem Andrzeja. W wyniku tego upadku wypadł mu bark ze stawu. Zachowując zimną krew, podkładając kijek turystyczny pod ramię, samemu nastawił sobie uszkodzony staw. Ta dramatyczna okoliczność, oraz niezwykle bolesne ale szybkie wyratowanie się z niej, spowodowały, że pozostawił swoje szanse na udział w wyprawie (najbliższy szpital jest oddalony o ok. 40 km od Shishapangmy). Na szczęście wszystko jest dobrze z jego ramieniem.

Tragiczna historia znalezionych nart

Pojawiły się przypuszczenia do kogo mogą ewentualnie należeć znalezione narty przez Andrzeja i Darka kilka dni temu. Znana kanadyjska pisarka (autorka wielokrotnie nagradzanej książki „Freedom Climbers” o złotej erze polskiego himalaizmu) Bernadette McDonald (która przez 20 lat była dyrektorką Banff Mountain Film Festival), usłyszawszy historię odnalezienia nart, natychmiast skojarzyła to znalezisko z tragiczną śmiercią Alexa Lowe’a w lawinie pod Shishapangmą 5 października 1999 roku. Alex Lowe, Conrad Anker i David Bridges, w ramach American Shishapangma Ski Expedition, mieli zamiar zjechać południowo ścianą, tzw. drogą polsko-szwajcarską. To było marzenie Alexa, by dokonać tego zjazdu. Niestety, podczas przekraczania płaskiej części lodowca przy podejściu, ogromny serak, ok. 1800 metrów ponad nimi runął w dół. Początkowo himalaiści wręcz robili zdjęcia temu zjawisku jakie daleko od nich się wydarzyło. Niestety. Masy śniegu nabrały prędkości ok. 100 km/h. Szybko się okazało, że są na linii „strzału” i nie zdążą uciec. Zginął Alex Lowe i David Bridges (dwukrotny Mistrz USA w paraglidingu). Anker został szczęśliwie „zdmuchnięty” przez falę uderzeniową i z licznymi obrażeniami, przeżył ten wypadek. Czy odnalezione narty są pozostałością po wyprawie Alexa?

Udana aklimatyzacja

Po odzyskaniu sił i minięciu bólu spowodowanego kontuzją barku, uczestnicy polskiej wyprawy konsekwentnie realizowali zamierzone cele. Wyprawa założyła obóz I na wysokości 6400 m.n.p.m. Udało się także założyć obóz II na wysokości 6900 m.n.p.m, oraz w ramach wyjścia aklimatyzacyjnego Andrzej i Grzegorz osiągnęli 7500 m.n.p.m. To bardzo ważne, że udało się osiągnąć tą wysokość. Obecnie wszyscy uczestnicy zjechali do bazy i odpoczywają. Ich jedynym celem jest obecnie atak szczytowy, który na przełomie września i października przeprowadzą. Oprócz osiągów wysokościowych, swoje limity podciągnął Marcin Kin, wychodząc na nartach na 6400 m.n.p.m. Darek Załuski, najbardziej doświadczony himalaista, oprócz bycia „dobrym duchem” wyprawy, intensywnie filmuję dokonania swoich kolegów. Marcin także pracowicie fotografuję o czym można się przekonać oglądając wysyłane przez niego przepiękne zdjęcia publikowane na stronie redbull.pl (http://www.redbull.com/pl/pl/adventure) oraz w serwisie mediowym Red Bull Content Pool (wwwredbullcontentpool.com).

Andrzej i Grzesiek w najwyższym osiągniętym punkcie. Fot. Grzegorz Bargiel

Okno pogodowe z widokiem na szczyt

-Tym co obecnie stanowić będzie o sukcesie wyprawy jest przede wszystkim pogoda. Wynika z relacji, że uczestnicy ekspedycji są w dobrych nastrojach i osiągnęli sukces aklimatyzacyjny. Z obiektywnych zagrożeń jakie mogą ich spotkać, są szczeliny lodowcowe, pękające seraki, niska temperatura i wiatr. Jeśli wyeliminują do minimum te czynniki, choćby przez „wstrzelenie się” w okno pogodowe, to są skazani na sukces. Widać to po ich motywacji i przygotowaniu-mówi ratownik TOPR Jakub Brzosko. Pozostało nam wszystkim trzymać kciuki za powodzenie wyprawy i ich bezpieczne zdobycie szczytu oraz zjazd do bazy. Parafrazując znaną reklamę pewnego banku, można powiedzieć „Uśmiech kucharza Renzziego w bazie, gratulującego zjechania ze szczytu- bezcenny”.

Przyjaciele wyprawy

Realizacja tak ekstremalnych marzeń to nie tylko wyzwanie fizyczne i psychiczne, ale również finansowe. Na szczęście są w naszym kraju firmy, które są gotowe poprzeć nawet najbardziej ryzykowne przedsięwzięcia. Pierwszą z nich jest firma CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym wyprawy. Kolejnymi jest LOTTO, sprzęt elektroniczny Sony, oraz łączność satelitarna TTcomm. Ekipę wspierają sprzętowo Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodaje im Red Bull.

Najnowsze informacje z ekspedycji są publikowane na blogu Andrzejbargiel.com, fanpage’u (https://www.facebook.com/pages/Andrzej-Bargiel/170845269678769?fref=ts) oraz na platformach partnerów medialnych czyli National Geographic, Malemen, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM i Spotkania z Filmem Górskim. O oprawę PR’ową akcji dba firma JoyRide.

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Damian Granowski instruktor taternictwa PZACześć! Jestem Damian – założyciel bloga drytooling.com.pl . Na mojej stronie znajdziesz opisy czy schematy dróg wspinaczkowych oraz artykuły poradnikowe. Teksty są tworzone z myślą o początkujących, jak i bardziej zaawansowanych wspinaczach. Mam nadzieję, że i Ty znajdziesz coś dla siebie.
Jeśli potrzebujesz dodatkowego szkolenia z operacji sprzętowych, technik wspinaczkowych czy umiejętności orientacji w górach, zapraszam na moje kursy.

Używamy ciasteczek

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.