Andrzej Marciniak

Andrzej Marciniak na szczycie EverestuAndrzej Marciniak (ur. w Kolbudach koło Gdańska) – 24 maja 1989 roku zdobył Mount Everest. Był  uczestnikiem tragicznej wyprawy z 1989 roku, w czasie której zginęli Eugeniusz Chrobak, Mirosław Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Zygmunt Andrzej Heinrich i Wacław Otręba. Jako jedyny przezył te tragedię.

Data i miejsce urodzenia: 1959 rok, w Koolbudach koło Gdańska.

Data i miejsce śmierci: 7 sierpnia 2009, Tatry. Wielka Rywocińska Turnia

Biografia

24 maja 1989 Andrzej Marciniak wszedł wraz z Eugeniuszem Chrobakiem zachodnią granią na Everest, a następnie był jedynym, który wyszedł cało z największej polskiej tragedii himalajskiej, jaka rozegrała się w kilka dni później na przełęczy Lho La. W lawinie zginęło wówczas pięciu wybitnych himalaistów: Eugeniusz Chrobak, Mirosław Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Andrzej Heinrich i Wacław Otręba. Marciniak towarzyszył ostatnim godzinom Hainricha i Chrobaka. Nie mógł pomóc. Sam ranny i oślepiony, przez kolejne kilka dni czekał na pomoc na przełęczy Lho La (5850 m n.p.m.).

W akcję ratunkową zaangażowały się największe sławy himalaizmu m.in. Reinhold Messner, Rob Hall (zginął kilka lat później pod Everestem, bo nie chciał zostawić wycieńczonego himalaisty amatora, którego wprowadzał na szczyt) i Artur Hajzer. To Polak ostatecznie dotarł do uwięzionego na pięciu tysiącach metrów rodaka. Problemy z akcją ratunkową były tym większe, że droga od strony chińskiej była zablokowana, bo właśnie w tych samych dniach na początku czerwca na placu Thienanmen rozgrywał się dramat rozstrzeliwanych przez wojsko demonstrujących studentów. Również dyplomatyczna pomoc z Polski była znikoma, bo tu dla odmiany pierwsze wolne wybory rozstrzygały o końcu komunizmu. Marciniak przez kilka dni czekał w namiocie porozumiewając się tylko morsem przez radiotelefon z bazą. Wtedy pomoc przyszła w ostatniej chwili.

Więcej o wyprawie znajdziesz w tym artykule.

Jesienią 1996 roku Marciniak wraz z Ukraińcem Władysławem Terzeulem wszedł nową drogą północno-zachodnim filarem na Annapurnę.

Polska Droga na północno zachodnim filarze Annapurny

Polska droga na północno-zachodnim filarze Annapurny (fot. summitpost.org., topo Janusz Kurczab)

Zginął 7 sierpnia 2009 roku w Tatrach na Rywocinach, dokładnie na Wielkiej Rywocińskiej Turnii (Droga Szczepańskich) . Podczas wspinaczki odpadł z dużym blokiem skalnym.

Szczegóły tragedi

Najtrudniejsze chwile w życiu himalaisty Andrzeja Marciniaka przypadły na rok 1989, rok tragicznej wyprawy Trójmiejskiego Klubu Wysokogórskiego na Mont Everest. Szczyt atakowali zespołami. Kiedy go dosięgli, drogą radiową poinformowali bazę. Była wielka radość, która na krótko przytłumiła jeszcze większe zmęczenie. Przed nimi był powrót. Trudny. Szalała śnieżyca i narastała mgła. Znajomy teren zmienił się w labirynt.

"To był przypadek, że trafili na żleb wyprowadzający na grań Khumbutse. Mgła na mgnienie oka przerzedziła się, prześwit wskazał drogę. Zaczęło się podchodzenie. Na zmianę w głębokim śniegu wydeptywali stopnie.

Do grani brakowało 50 metrów. Prowadził Wacek, zmieniał go Mirek, gdy zaczęła obsuwać się pod nimi góra. Pojęli – ruszyła lawina. Ze zwałami śniegu przewalały się skalne bloki. Spadali tłamszeni przez śnieżną kipiel. Kilka minut i umilkł trzask spychanego śniegu. Nad świeżym lawiniskiem słychać już tylko było jęk wichury.

W bazie czekali niecierpliwie. Lada moment szóstka z Lho La powinna wyłonić się z tej strony góry. Po trzynastej w radiu, w „kenwoodzie”, rozległy się zgrzyty. Ktoś próbował się połączyć. Pół godziny później z „radmora” usłyszeli głos Andrzeja.

- Lawina z Khumbutse. Mirek – chyba nie żyje. Odkopuję Wacka. Nie oddycha – co robić? Pod dyktando Marka, Marciniak próbował reanimować Otrębę. Bez skutku. Potem Zygę – tak samo. – Znajduję Falka, nie żyje – usłyszeli w bazie.

Zostali tylko z Gienkiem. Chrobak miał złamaną nogę. Był w szoku. Andrzej odciągnął go w dół lawiniska. Usztywnił nogą, według rad Marka. Na usypanej platformie przeczekali do rana.

- Zeszła następna lawina. Odciągnąłem Gienka 50 metrów dalej – podał do bazy. Nad ranem zaniepokoiła go niezmieniona pozycja Gienka. Pochylił się nad nim. Sprawdził. Jego partner z Everestu nie oddychał.

Na stoku Khumbutse kolejne zwały śniegu przykryły ślady tragedii. Nic nie można było zrobić dla czwórki, która tam została. Gienkowi Chrobakowi także nie potrzebna była już pomoc. Wiadomość osamotnienia docierała do Andrzeja Marciniaka paraliżującą działanie pustką" – tak opisuje tamte chwile gdańska dziennikarka Dorota Kobierowska w wydanej w 1999 roku tj. na 10-lecie wyprawy, książce „Dosięgnąć Everestu”.

Wieść o tragedii polskich alpinistów i dramacie samotnego wśród gór Andrzeja Marciniaka obiegła świat. Przyjaciele próbowali uruchomić pomoc. Do Delhi przyjechała dziś żona, wtedy narzeczona Agnieszka. Trudno było znaleźć pilota, który w tak nieprzyjaznych warunkach pogodowych, zaryzykowałby wzniesienie się śmigłowcem powyżej 6.000 metrów. Starania komplikowała napięta sytuacja polityczna między Chinami i Indiami.

"Rozbitek na przełęczy nasłuchiwał, czy przez zawodzenie wiatru nie przebije warkot śmigłowca. Miał odwagę pomyśleć, co będzie jeśli nikt do niego nie dojdzie i będzie musiał radzić sobie sam. Wówczas potrzebne będą mu okulary. Posłużą do tego powiązane kartoniki po lekarstwach, z wyciętymi wąskimi szparami otworów. Przyszło mu to do głowy trzeciego dnia przebywania na Lho La, gdy nieco polepszył się wzrok. Mógł już odczytać napis na jednej z fiolek – wybrać właściwe krople. Przed rozkruszeniem kapsułki wziął do ręki różaniec, słonia i malutkiego żołędzia – drobiazgi podarowane na szczęście przez matkę, Agnieszkę i siostrę. Gdy chował te talizmany do kieszeni pomyślał, że dąb da siłę, słoń szczęście, a różaniec wiarę. Tak wyposażony pokona przeciwności. Wyjdę z tego lodowego więzienia – przekonywał siebie z uporem.

Obudził się o piątej. Na ostatnie gotowanie wziął resztkę zupy pomidorowej. Była nie do jedzenia, kwaśna drażniła spierzchnięte, poranione usta. O siódmej rano zaczął się zbierać. Pogoda była znośna. Przez chmury przebijało słońce. Usłyszał muzykę. Pomyślał – „złudzenie. Niedobrze ze mną, zaczynają się omamy”. Za chwilę odezwał się jakiś głos. Nie wierzył, ale musiał sprawdzić. Wychylił głowę sponad zwałów śniegu. I widzi – idzie ku niemu czwórka ludzi. To nie zjawa. Kiwają, krzyczą do niego. Zabrakło głosu, zdławiły go łzy.

Ostatni raz zdobywca Everestu obejrzał się za siebie: Zachodnie Ramię, Kuluar Hornbeina, szczyt – pierwszy raz mógł przemierzoną drogę objąć wzrokiem. Tyle wysiłku kosztowało, by dotrzeć najwyżej. Z szóstki, która sięgała po Everest, tylko jemu los podarował ten widok. Dlaczego? Nie mógł uwolnić się od tego pytania. Może właśnie po to, by miał kto donieść do bliskich opowieść o ostatniej wspinaczce himalajskich zdobywców?" – w oparciu o relacje Andrzeja Marciniaka pisała Dorota Kobierowska.

Źródło: Gazeta Kolbudzka

Dokonania górskie 

 

Himalaje

Ciekawostki

Cytaty

Zdjęcia

  • Autor: Fot. Arch. Andrzej Marciniak
  • Autor: Fot. Arch. Andrzej Marciniak

Filmy

Powiązane artykuły