Poradnik dla wspinaczy. Jak zdobyć sławę?

Przepraszam czy mogę sobie zrobić zdjęcie z Panem.
Ja i koleżanka, niedźwiedź , Zakopane.

- Kazik, Artyści

Belgijskie trio na kfg

Na festiwalowej scenie dziewiątego KFG szalone trio: Sean Villanueva, Nicolas i Olivier Favressse Fot. Adam Kokot / KFG

Czego może pragnąć wspinacz, gdy udało mu się wspiąć na najwyższą, najtrudniejszą, najbardziej pionową i najbardziej niedostępną górę. Co ma dalej począć? Przecież nikt go w tych przepaścistych zerwach nie widział. Nikt nie ma pojęcia o odwadze, jaką się wykazał. Nikt tak naprawdę go nie podziwia, a jeśli już to nie wiadomo co jest warte uznania. Cóż więc z tym fantem zrobić? Spróbuję znaleźć odpowiedź na to niezwykle ważkie pytanie. Przede wszystkim w czasie wyprawy należy więc zrobić zdjęcia. Warto zainwestować w aparat pozwalający na publikowanie w czasopismach. Jeśli ktoś ma możliwość to nie od rzeczy jest nakręcenie filmu. Tu porada techniczna – zdecydowanie należy materiał filmowy ubogacić o wypowiedzi uczestników wyprawy na przykład na temat egzystencji, albo kobiet jako czynnika ograniczającego/motywującego (niepotrzebne skreślić) wspinanie. Wzbogacimy w ten sposób arsenał środków przybliżających nas do bycia bardzo znanym alpinistą. Następnie musimy napisać opowieść, którą później trzeba sprzedać się mediom.

Należy przygotować kilka wersji, bo być może uda się je sprzedać nie tylko do prasy wspinaczkowej, ale także do pism kobiecych. Jedno takie kierowane jest przez dwumetrowego mężczyznę, można więc po cichu liczyć na solidarność plemników. Warto też celować w męskie pisma typu Hustler, czy CKM, bo jak wiadomo alpinizm jest sexy. W przypadku posiadania zdolności fotograficznych lub odpowiednio dużej karty pamięci aparatu można szukać szczęścia w miesięczniku z żółtą ramką. Trzeba jednak pamiętać, że same publikacje w czasopismach nie zagwarantują kariery celebryty, więc oprócz pisania należy też bywać. Może nie od razu w komercyjnych telewizjach, ale trzeba od czegoś zacząć. Dobrym sposobem na rozpoczęcie kariery są prelekcje. Tu mogą pojawić się wątpliwości, bo zamiast gadać do publiki, która nie ma pojęcia o wspinaniu człowiek woli zrobić kolejny interwał. Ażeby wskazać właściwą drogę, odkrytą blisko 50 lat temu pozwolę sobie zacytować wieloletniego redaktora naczelnego Taternika:

Publiczne odczyty na tematy taternickie stały się ostatnio nie tylko powszechną formą popularyzacji naszego sportu, ale również dla wielu – wcale dobrą profesją. Znamy kilku, którzy przekroczyli już dwie lub trzy setki odczytów w domach kultury, klubach robotniczych i świetlicach wiejskich. Kwitnie też coraz bujniej życie odczytowe w kołach Klubu Wysokogórskiego. Wstęp do artykułu Taternik przed audytorium, Józef Nyka, Taternik 1966 (3-4)

Zawsze taka prelekcja jest okazją do otrzaskania się z tremą, swoim głosem, no i z publicznością. Mnie zdarzały się prelekcje i w przedszkolach, i w domach starców, a gdy wspomnę swoje początki to włos mi się jeży na głowie. Z pierwszej publicznej prezentacji nie pamiętam pierwszych trzydziestu minut. A po zakończeniu jeszcze kilkanaście godzin trzymała mnie febra. Trzeba jednak umieć sobie poradzić z przeciwnościami wynikającymi z publicznej prelekcji. Zatrwożonych perspektywą występów publicznych pocieszę, że podobnie jak we wspinaniu trening czyni mistrza. Należy jednak pamiętać, że pod żadnym pozorem nie wolno występować charytatywnie. Dlaczego? O tym bliżej Zbigniew Jurkowski w cytowanym już Taterniku:

Wygłaszanie odczytów o alpinizmie jest pracą dostatecznie ciężką, by traktować ją najzupełniej poważnie. Ponieważ praca ta jest w dodatku niewdzięczna, przed przystąpieniem do odczytu należy koniecznie ustalić wysokość honorarium. Mówienie za darmo mija się z celem, nie tylko z punktu widzenia korzyści prelegenta. Słuchacze bowiem lekceważą mówcę, który męczy się dla nich, nic w zamian, oprócz wdzięczności nie żądając. (Z.J.)

Trzeba przy tym wiedzieć, żeby poza fotkami ze wspinania wrzucić kilka zdjęć z buziami małych dzieci, z zabytkami napotkanymi w drodze pod ścianę, no i może jakieś małe zwierzątko – najlepiej futrzaka. Do pokazu można dobrać adekwatną do tematu muzykę i efekt jest zagwarantowany. Słusznie możemy się spodziewać, że po prelekcji ustawi się kolejka fanek po autografy. Może się jednak zdarzyć, że nasze osiągnięcia są tak mało znane, że jedynymi odbiorcami mogą być koledzy z macierzystego i z zaprzyjaźnionych klubów. Tu trzeba bardzo uważać, bo jest to wyższa szkoła jazdy. Kładę na to nacisk, gdyż byłem świadkiem jak pustoszała sala w czasie prelekcji bardzo znanego alpinisty. Słuchacze – w większości wspinacze z uznanym dorobkiem nie byli w stanie słuchać opowieści o największych trudnościach, których nikt inny nie byłby w stanie pokonać. Ażeby zapobiec podobnemu zgrzytowi radzę skorzystać z kolejnej instrukcji Zbigniewa Jurkowskiego:

Zupełnie osobny problem stanowią odczyty dla taterników. Jeżeli chcemy, ażeby pochlebnie wyrażano się o naszej prelekcji, powinniśmy w ciągu jej trwania wpoić we wszystkich zgromadzonych na Sali wspinaczy, iż w odróżnieniu od nich – pojęcie o wspinaczce mamy raczej mętne, i tylko dzięki godnemu pożałowania nieporozumieniu my, a nie oni, atakowaliśmy wielkie ściany zagranicznych gór.

Warto wiedzieć, że gdy osiągniemy perfekcję w prelekcjach dla znajomych i zdobędziemy sławę sprawnych spikerów to możemy liczyć na zaproszenie na jeden z licznych w naszym nizinnym kraju festiwali górskich. A to już prosta droga do wielkiej kariery, na festiwalach czają się dziennikarze, bywa, że również telewizja. Prędzej, czy później - zgodnie regułą, iż najbardziej lubimy piosenki, które już słyszeliśmy - uda nam się wychodzić znajomości na salonach. Jeśli tylko wysławiamy się w miarę poprawnie i mamy odpowiednią motywację to prędzej czy później wypijemy kawę, czy herbatę. Na koniec pragnę zastrzec, że nie odpowiadam za skutki uboczne niniejszego poradnika. Zwłaszcza za niezamierzoną rezygnację z kariery wspinacza, na rzecz bycia celebrytą, który jak wiadomo znany jest z tego, że jest znany. Gdyż po zdobyciu sławy Dyżurnego Alpinisty Rzeczypospolitej będą z nas się śmiali koledzy (byli?) ze środowiska wspinaczkowego. Czego Wam szczerze nie życzę.

Bogusław Kowalski

Tekst ukazał się w BUKA nr 14, Biuletynie Uniwersyteckiego Klubu Alpinistycznego

Powiązane artykuły

Kawały wspinaczkowe

Wspinaczka na Marsa