Kto jest Kto - Artur Paszczak

Artur Paszczak to osoba, której nie trzeba przedstawiać. Łoi zimą "od zawsze", działa na rzecz środowiska wspinaczkowego. Długo można by wymieniać, więc lepiej przeczytajcie ten ciekawy wywiad z seri Kto jest Kto?

A. Paszczak

Zeznający... Fot. arch. Artur Paszczak

Damian Granowski: Data ur. i staż wspinaczkowy?

Artur Paszczak: 1968, 24 lata wspinania.

Najlepszy OS w drytoolingu, oraz lodzie (Klasycznie-zimowo)?

Powinienem teraz powiedzieć, że nie wspinam się dla cyfry, bo tak zazwyczaj mówią ci, którym tej cyfry brakuje. Nie mam się za bardzo czym chwalić, ale jak trzeba zeznać, no to trzeba. W zasadzie zimą wspinam się wyłącznie OS, typowy, „ogródkowy” drajtuling uprawiam sporadycznie, nie z powodów ideologicznych, ale z braku czasu. Tak więc zrobiłem parę siódemek, może z plusem, może nawet jakieś osiem minus. Generalnie za swoje najtrudniejsze przejście, jeśli mówimy o pojedynczym wyciągu, uważam „Alte Kameraden” na Zagonnej Turni, drogę którą wytyczyłem wspólnie z Janem Muskatem. Tam pierwszy wyciąg naprawdę daje popalić, no ale nie jest to bynajmniej wyciąg „sportowy”, tylko normalna tatrzańska dupotłucznia, rzecz jasna na własnej asekuracji.

Linia drogi Alte Kameraden na Zagonnej Turni

Linia Drogi Alte Kameraden. Fot. arch. Artur Paszczak

Jakie dziaby i raki?

Od paru sezonów Vipery BD, a raki od lat te same – Sabretooth BD. Jakoś nie umiem się przestawić na monopointy, a może po prostu lepiej umiem wykorzystać zalety dwóch zębów – nie wiem. W każdym razie przedkładam dwa zęby nad jeden.

Sponsorzy?

No, nie powiem, czasem ktoś piwo postawi, ale umowy nie chcieli podpisać.

J. Muskat w drugi okapie Direty Dzika

Jan Muskat w drugim okapie Direty Pronobisa. Fot. arch. Artur Paszczak

Najlepsze miejsce na zawodach, meetingach drytoolowych?

Kiedyś wywalczyłem 2 miejsce na Memoriale Bartka Olszańskiego. To było chyba na pierwszym w ogóle. Miałem jeszcze wtedy dziabki z pętlami, stare zresztą jakieś, ale „nowe” już szło. Pamiętam jak chłopaki przekładali sobie te powyginane dziabiska z ręki do ręki, a ja się zastanawiałem, o co w tym, cholera, chodzi?

Jak zacząłeś przygodę z dziabami? Czy najpierw wspinałeś się latem, czy zimą?

Standardowo: kurs letni – kurs zimowy. Ale zimę polubiłem od razu, bo lepiej kamuflowała moje słabości wspinaczkowe. Dość szybko tez zorientowałem się, że drajtuling to nie dewiacja, ale trwały trend i postanowiłem tego próbować. Choć w latach 90-tych przeważały głosy, że to się nie przyjmie, to ja byłem pewien, że właśnie tak. Zresztą napisałem gdzieś, że młode pokolenie będzie miało wielką frajdę, wielką okazję zrobić to samo, co zrobiło pokolenie lat przełomu 70/80 na Kotle i Kazalnicy – tj. uklasyczniać wielkie drogi. I tak się dokładnie dzieje. Począwszy od 2000r, tj. od wytyczenia „W samo południe”, starałem się już wspinać zimowo-klasycznie z założenia. Wymyśliłem wtedy zresztą określenie „wspinaczka narzędziowa”, które się nawet przyjęło. W 2003 r. wytyczyłem 3 drogi na Kotle i na wszystkich staraliśmy się maksymalizować tę „narzędziówkę”. Nieprzypadkowo są to dziś 3 klasyki zimowo-klasyczne, każdy w innym przedziale trudności („Cień..”, „Orzeł..”, „Innominata”). Również na Hobrzańskim, w tym samym roku, udało mi się przejść całe wyciągi klasycznie, dzięki czemu również czas był niezły, chyba nawet do dziś nie poprawiony. To były, jak mi się zdaje, absolutne początki drajtulingu w Moku. Mówię „w Moku”, bo nie zapominajmy, że Jan Muskat wytyczał drogi klasyczne w Tatrach Zachodnich już od początku lat 80-tych. Ostatnio robiłem Wyżni Kominek (przejście klasyczne 1982, jak pamiętam) i solidność jego wyceny naprawdę mnie zaskoczyła, tam się trzeba było porządnie powyginać.

Wyjście w Wyżniego Kominka

Wyjście z Wyżniego Kominka. Fot. arch. Artur Paszczak

Niektórzy zimą wspinają się z musu, bo jest to dla nich alternatywa od sklejki, inni po prostu to lubią. A jaki jest twój ulubiony rodzaj wspinu? Co cię przy nim trzyma?

Trzyma mnie wyzwanie i potrzeba wolności. Wiele czasu strawiłem zastanawiając się, dlaczego właściwie chodzimy w te góry. Sprawa ma wiele warstw, ale myślę, że te 2 elementy są najważniejsze. Potrzeba sprostania wyzwaniu, od którego nie ma ucieczki. I poczucie wolności, jakie dają góry, jakie daje również obcowanie z wyzwaniem, z niebezpieczeństwem. Człowiek wolny to człowiek świadom swego życia, jego wartości, również tych wartości, które w górach objawiają się najsilniej: jak strach, radość, jak przyjaźń. Dzięki górom wkracza się do świata, w którym proste słowa nabierają na powrót swoich pierwotnych, szlachetnych znaczeń. Opadają maski, kończy się udawanie i ludzie pokazują się takimi, jacy są naprawdę. I to daje im poczucie wolności, jakiego nie zaznają nigdzie indziej, i do którego potem tęsknią. Często nie uświadamiają sobie, że właśnie o to tu chodzi i dziwią się, kiedy nie znajdują tego gdzie indziej. I dlatego wracają, czasem po latach, ale jednak w większości wracają, widziałem to nie raz.

Więc ten rodzaj wspinania, który lubię najbardziej, jest taki właśnie – dający to poczucie. Niezbędnym jego składnikiem jest partnerstwo i jest wyzwanie. Piękny cel, odludne miejsce, trudna droga (dająca jednak szanse na szybkie przejście, bo tak lubię, żeby za dużo nie nosić i móc się wyspać) a do tego sprawdzeni partnerzy, koniecznie z poczuciem humoru, bo nie znoszę ponuractwa i naprężenia – to jest mój ideał wspinaczki.

Prawe Warianty na Wielkiej Turni

Prawe Warianty na Wielkiej Turni. Fot. arch. Artur Paszczak

Co jest dla Ciebie najważniejsze we wspinaczce zimowej? Chęć przeżycia przygody, trudności, klimat zimy, czy może sława i kobiety;) ?

Uznanie przyjaciół i pomruk niechęci malkontentów! Oto co lubię! Ale dziś, jako człowiek nie pierwszej już młodości, sławy nie szukam, zresztą nie mnie jej szukać. Niech walczą o nią ci, którzy wnoszą coś do wymiaru sportowego. Byleby tylko nie chodziło wyłącznie o sławę! Byleby sława wynikała z własnych przymiotów i osiągnięć, a nie z deprecjonowania innych. Dziś pęd do sławy, głównie dzięki internetowi, jest czymś dusząco przytłaczającym. Odnosi się wrażenie, że to główna sprężyna poczynań znacznej części środowiska. Każdy musi być sławny i to zaraz. I do tego ta nieznośna internetowa hipokryzja. Z drugiej strony nie potępiam potrzeby uznania, bo jest to jednak motor rozwoju, ale niech to będzie walka o tę sławę wynikającą z autentycznego uznania kolegów, a nie ze wspinaczkowej publicystyki.

A. Paszczak na Wariancie Paszczaków na Wielkiej Turni

Artur na Wariancie Paszczaków na Wielkiej Turni. Fot. arch. Artur Paszczak

Oczywiście nie możemy uciec od serii pytań w stylu "Naj", czyli jaki jest twój ulubiony rejon drajtulowy? Co ma takiego w sobie, że chcesz tam wracać?

Dla mnie całe Tatry Zachodnie są takim rejonem wspinaczki klasycznej o nieprawdopodobnym potencjale i pięknie. To jest rejon, o który musimy też szczególnie dbać, aby nie stał się takim samym, jak wszystkie inne. Jest jednak parę takich ogródków w dolinkach reglowych, które są po prostu kapitalne, ale nie będę ich zbytnio reklamował z powodów ściśle egoistycznych.

Abstrahując od możliwości materialnych, to na jaką górę najchętniej byś pojechał powspinać się? Co takiego ma ona w sobie?

Generalnie nie ciągnie mnie zbytnio poza Tatry, ale gdybym miał tak puścić wodze fantazji, to najchętniej pojechałbym jeszcze raz go Patagonii, na Cerro Torre, może Fitz Roya i Poincenot. To jest miejsce całkowicie nie z tej ziemi, góry są monumentalnie piękne, to taki weberowski typ idealny gór. No i chciałbym jeszcze kiedyś posiedzieć ze 2 miesiące w Szamoniksie, żeby odhaczyć w szarym zeszyciku parę zaległości ze starych lat. Może jak podrosną dzieciaki, kto wie?

Uskok laborantów, pierwsze pełne klasyczne przejście

Uskok Laborantów, pierwsze pełne klasyczne przejście. Fot. arch. Artur Paszczak

Najpiękniejsza droga którą przeszedłeś? Co złożyło się na to, że zasługuje na to miano?

Z dróg „ogródkowych” to chyba właśnie Wyżni Kominek. Może jeszcze „Chochołowski Dentysta”. Wyżni Kominek ma w sobie po prostu to coś – piękna linia, i cały czas trudności. No, tyle że nie ma spitów. Natomiast z dróg górskich to już byłaby wyliczanka, ale niewątpliwie znalazłyby się na niej takie drogi jak „Dzik-Pronobis” na Pośredniej Turni, Filar Wielkiej Turni Integrale, Filar Ganku, Motyka na wsch. Łomnicy, Łapiński i Długosz na Kazalnicy, „Ostatnie Milenium” na Czołówce, „Polak w Kosmosie” na Kotle, direta MSW i „Trawiata” oraz wiele innych. Pięknych dróg na szczęście nie brakuje.

Sprzęt wspinaczkowy cały czas ewoluuje, umiejętności wspinaczy rosną. Jak myślisz w jakim kierunku w przyszłości pójdzie wspinaczka mikstowa?

Ten kierunek jest dość jasny: coraz trudniejsze drogi, zarówno pod względem technicznym jak i psychicznym. A więc cyfra i psycha. Duże ściany, małe zespoły, do tego szybkość i elegancja. Takie będą wielkie przejścia nadchodzących lat.

Prawy Filar Ponad Kocioł Turni.

Prawy Filar Ponad Kocioł Turni. Fot. arch. Artur Paszczak

Ulubiony zestaw szpeju, który mógłbyś polecić każdemu?

No cóż, chyba nie będę oryginalny gdy powiem, że zimą zaczynam od haków. A więc Stiletto Grivela, małe fałki, miękkie rynny, do tego „zestaw ratunkowy” – czyli 2 najfy i 2 jedynki –co najmniej. Następnie 3 warthogi i 2 buldogi jeśli jest trawiasto. Potem rzecz jasna camaloty i Alieny offsety. Od niedawna małe camaloty wymieniam na link-camy, które są niesamowite. Do tego lekkie ubranie, ostatnio primaloft, i lekkie buty. Lepiej marznąć w nogi niż dźwigać po 2 kilo przy każdym kroku.

Podobno poza wspinaniem istnieją inne zainteresowania... Co najbardziej lubisz robić w wolnym czasie, gdy nie wspinasz się? (odpowiedź "czytam portale wspinaczkowe" nie jest prawidłowa)

Biegam, czytam, piję wino. Aha, jeszcze biorę udział w zebraniach różnych gremiów środowiskowych, do których mnie powołano, oraz pisuję artykuły programowe z okazji kolejnych zjazdów PZA.

A. Paszczak z przyjaciółmi gdzieś na Dalekim Zachodzie

Paszczu z przyjaciółmi gdzieś na Dalekim Zachodzie. Fot. arch. Artur Paszczak

Najtrudniejsza górska droga, którą pokonałeś? Jakie czynniki składały się na jej trudności? Zachęcasz, czy odradzasz jej powtórzenie?

Ciężko powiedzieć, ale chyba byłaby to Direta Pośredniej Turni Małołąckiej, Droga Pronobisa, ze względu na bardzo wymagającą asekurację i spore trudności. Ale może chodzi po prostu o to, że mam ją świeżo w pamięci. Niezła dupotłucznia, ale piękna, odważna linia. Sporo się tam nabałem, więc polecam tylko tym z dużą psychą i twardym tyłkiem, podobnie zresztą jak „Alte Kameraden”. Równie wysoko cenię filary Rumanowego i Ganku, ze względu na ogólną powagę, „Ruską Ruletę” na Kieżmarskim oraz większość dróg na Kotle, szczególnie Stefko-Szmeję i „Siwy Dym”. Oczywiście wszystkie drogi zimą.

Schemat Direty Dzika

Schemat Direttissima Pronobisa. Topo Artur Paszczak

Jaka jest według Ciebie najlepsza rada dla początkujących (i nie tylko) łojantów zimowych.

Wyrabiać metry i zbytnio nie myśleć o cyfrze, tylko o klasie drogi. Wspinać się dużo i również od czasu do czasu z dobrymi partnerami, od których można się uczyć. To jest kluczowa sprawa.

Lewy Filar Rumanowego Szczytu

Lewy Filar Rumanowego Szczytu. Fot. arch. Artur Paszczak

Co sądzisz o wycenach zimowych w Polsce. Czy uważasz, że trzeba by coś w nich zmienić?

W kwestii wycen to kiedyś się tym nieco emocjonowałem, dziś już patrzę na to z dystansu. Niewątpliwie przejawia się tu jakiś nasz polski kompleks, żeby tylko nikt się broń boże źle o naszych "cyfrach" nie wypowiedział, a już na pewno nie obniżał, bo to przecież obciach. Ja sam natomiast wielokrotnie wyceny podnosiłem, bo uważam, że jest całkowicie nieodpowiedzialnym podawać wycenę "od czapki" po to tylko, aby zaznaczyć swoje mistrzostwo. Wycena ma służyć innym i powinna byc jak najbliższa uczciwemu odczuwaniu oraz relacji do innych dróg - to kluczowa sprawa. Piątka powinna być podobna do piątki i tyle. Z kolei kilka moich wycen zimowych obniżano z sugestią, że "zawyżam", jakby nie rozumiejąc, że olbrzymia część dróg drajtulowych po prostu z czasem się ułatwia, bo powiększają się "miejscówki" na dziabki, poprawiane są stopnie itd. Tak np było na "Bruce Lee", gdzie byłem zdziwiony, jak wiele nowych "miejscówek" pojawiło się od czasu mojego prowadzenia. Wielu ludzi nie potrafi też obiektywnie odnieść się do kwestii warunków zimą - a przecież potrafią one zmienić odczuwanie trudności nawet o 2 stopnie! Tak było na "Cieniu Wielkiej Góry", gdzie seria przejść w doskonałych warunkach i przy suchej skale zaowocowała przekrzykiwaniami że to nie sześć, tylko pięć, a jeden kolega, niesiony zapałem i, jak mi się zdaje, chęcią podkreślenia własnej mocy, zaproponował nawet wycenę cztery! Cała ta gadanina zirytowała mnie na tyle, że wróciłem do starej skali rzymskiej i nowe drogi wyceniam teraz w większości tak - daję "stare VI" i niech się inni martwią. Tak zrobiłem np na "Derwiszu i Aniele" - było trudno, przeszliśmy czysto, ale co do numeru się nie wypowiadam.
Generalnie wydaje mi się, że ludziom trudno było przyswoić sobie drobny fakt, że skala zimowa powstawała w Polsce stopniowo od roku 1982 za sprawą Jana Muskata. Była to po prostu nasza, zimowa skala tatrzańska, która różniła się od skali "M" o jakieś pół stopnia, może stopień, i nie był to, przynajmniej dla mnie, żaden problem. Tymczasem w Moku koniecznie chciano wprowadzić skalę "M" no i zaczęły funkcjonować dwie skale - nawet z grubsza geograficznie się to dzieliło pomiędzy Moko i Zachodnie. W pewnym momencie podjęliśmy nawet wysiłek jakiejś unifikacji, Kuba Radziejowski zaproponował nawet zapis tej "naszej" skali cyframi arabskimi, który to pomysł uważałem (i nadal uważam) za bardzo dobry, i się do niego przez dłuższy czas stosowałem. No, ale teraz znowu dominuje skala "M", która wcale nie jest taka jednoznaczna jak się to wielu osobom wydaje, choć w Zachodnich mamy wciąż sprawę otwartą. Dobra wiadomość jest taka, że jednak wiele dróg zostało już wielokrotnie powtórzonych i trudności skali Muskata okazały sie bardzo bliskie skali "M", toteż te skale coraz bardziej się zbliżają i myślę, że za parę lat zapanuje jednak jakiś ład. Nigdy jednak skala zimowa nie będzie na tyle jednoznaczna co letnia, i to jest po prostu kwestia, którą należy przyjąć jako "stałą zmienną".

Jan Muskat na paradzie Jedynek

Jan Muskat na Paradzie Jedynek. Fot. arch. Artur Paszczak

Zima się już skończyła. Wrzucisz szpej do szafy i wrócisz w skałki. Czy może nie poddajesz się i jeszcze będziesz gdzieś szukał warunków do łojenia?

Wrzuciłem z ulgą. Powspinałem się trochę tej zimy, trochę też ponadstawiałem dupska i szczerze mówiąc miałem już dość. Choć muszę powiedzieć, że bardzo żałowałem, że przegapiliśmy najlepsze od dekady warunki na Rumanowym. Prawdę mówiąc, to nawet nie chodziło o przegapienie – byliśmy już umówieni, spakowani – ale Rokowi wypadło jakieś szkolenie w Betlejemce, którego nie zdołał przesunąć. I tak sprawa się rypła. Widocznie już tak musi być, że w „Kaczaczej” czekać nas będzie lód, szadź i za przeproszeniem, że zacytuję górskiego klasyka: „inne górskie chujstwa”.

Dla spragnionych tatrzańskich klimatów i metafizyki wspinania polecamy 2 krótkie filmiki:

Dlaczego tak Kochamy Góry? film autorstwa Artura Paszczaka

Walking On The Moon

Seria "Kto jest Kto?"

Maciek  Ciesielski

Marcin  Księżak

Jan  Kuczera

Artur  Paszczak

Marcin "Flower"  Poznański

Jakub  Radziejowski

Krzysztof  Rychlik

Marcin  Tasiemski

Powiązane artykuły

Wywiad z Ines Papert

Wywiad z Magdą Waluszek