Robert Jasper - wywiad

jasper1-malyRobert Jasper to jeden z najwszechstronniejszych wspinaczy na świecie. Ma na swoim koncie wyprawy w najodleglejsze zakątki kuli ziemskiej, a także niezwykłe, często solowe i pierwsze klasyczne przejścia w Alpach (w tym wiele na północnej ścianie Eigeru). Jednak najbardziej kojarzony jest z trudną wspinaczką lodową i mikstową. To on co roku eksploruje nowe rejony, wytyczając wielowyciągowe linie stające się od razu najsłynniejszymi klasykami (wystarczy wspomnieć choćby słynny Flying Circus).

 

jasper1

Rober Jasper (fot. Frank Kretschmann)

Rozmawiał: Maciek Ciesielski

Jesteś jednym z najwszechstronniejszych wspinaczy, jakich znam, jednak mimo wszystko najbardziej kojarzysz mi się ze wspinaczką mikstową i lodową. Czy rzeczywiście najbardziej lubisz zimę?


Tak naprawdę lubię wszystkie odmiany alpinizmu. Lubię różnorodność i zmiany, dlatego staram się robić najwięcej, jak to możliwe. Lubię się również wspinać sportowo do 5.14b (8b w skali francuskiej red.), lecz traktuję to jako przygotowanie do wypraw, podobnie wygląda sprawa z pokonywaniem krótkich, trudnych lodów i dróg mikstowych. Jednak to alpinizm jest moją największą pasją, w której po prostu wykorzystuję sprawność uzyskaną w skałach i na drogach mikstowych.


Kilka dni temu dokonałeś wraz z Robertem Schäli pierwszego klasycznego przejścia znajdującej się na Eigerze Direttissimy Harlina. Linia ta uchodzi za jedną z najniebezpieczniejszych na tej ścianie. Wszyscy pamiętamy o tragedii samego Harlina. Jakie były twoje odczucia po przejściu tej drogi? Jaka to była wspinaczka? Jak porównasz trudności i klasę tej drogi do twoich dwóch wcześniejszych wielkich odhaczeń na tej ścianie, na przykład Japanese Direttissima.


Moim głównym celem było uklasycznienie drugiej drogi w centralnej części ściany Eigeru. Uklasycznienie Japanese Direct to była wielka przygoda i nasz ogromny sukces. Przez sześć lat podejmowaliśmy wiele prób, ale mieliśmy pecha do rożnych nieprzewidzianych sytuacji, niebezpiecznych i złych warunków w ścianie oraz złej pogody. Dzisiaj myślę, że to dla nas był duży krok w przód. Próbowałem drogę Harlina solo dwadzieścia lat temu i od tego czasu była ona moim wielkim marzeniem. Po uklasycznieniu No Siesta i Japanese Directdrogą Heckmaira (droga Klasyczna red.). Dzięki temu wszystko zrobiliśmy klasycznie. The Free Harlin Direct jest dla mnie najlepszą drogą, jaką udało mi się pokonać dotychczas.

zrealizowanie tego marzenia przybliżyło się znacznie, a tej jesieni warunki wyglądały na dobre. To była trudna, ale jednocześnie wspaniała wspinaczka. Chciałbym dodać, że dla mnie uklasycznienie tej linii było ważniejsze niż oryginalne wyjście po kruchej skale, która dodatkowo była przykryta warstwą śnieżnego puchu. Na naszą decyzję wpłynął też fakt, iż kończył się nam okres dobrej pogody. Z tych właśnie powodów zakończyliśmy naszą wspinaczkę

 

jasper_2

Robert Jasper podczas wspinaczki na Eigerze The Free Harlin Direct (fot. Frank Kretschmann)

Mało kto wie, ale masz na swoim koncie aż 16 różnych dróg na Eigerze. Znasz tę ścianę oraz panujące w niej warunki jak mało kto na świecie, a klasyczną drogę robiłeś kilka razy. Jak osoba tak dobrze znająca realia tej ściany postrzega wyczyn Ueli Stecka, jakim jest „przebiegnięcie” drogi klasycznej w tak rekordowym tempie?


Tak to prawda, północną ścianę Eigeru pokonałem wiele razy, robiąc przy okazji wiele dróg solo. Na przykład zrobiłem solo drogę Heckmaiera w 8 godzin i 45 minut w zimie i jako pierwszy przeszedłem solo Spit Verdonesque Edente o trudnościach 8-, A1 w czasie 4 godzin, co jak na rok 1991 było naprawdę niezłym osiągnięciem. Na Grandes Jorasses pokonałem solo Le Liceule* w 2 godziny i 20 minut bez znajomości drogi. Moim celem wcale nie było pobicie rekordu szybkości. W tamtym czasie wspinałem się szybko, by w zależności od sytuacji uniknąć nadchodzącego załamania pogody, nocy czy też obrywów skalnych. Zawsze też starałem się, by moja szybkość nie wynikała z rezygnacji z zachowania podstaw bezpieczeństwa. Także na Jorassach moim celem było zrobienie tego bezpiecznie w jeden dzień, nie spieszyłem się więc, aby pobić rekord. W dzisiejszych czasach wspinanie na czas to zupełnie inna dyscyplina i wydaje mi się, że to jest w porządku. Jednak musisz się wspinać szybciej niż pozwala ci na to bezpieczeństwo. Musisz biec przed siebie, by pokonać rekord, co oczywiście wcale nie jest już bezpieczne i to nie jest w moim stylu. To co robi Uli i inni wspinacze szybkościowi jest wspaniałym wyczynem, ja jednak nie chcę podejmować takiego ryzyka. Lubię robić nowe rzeczy, pierwsze przejścia klasyczne, jeździć na wyprawy. Kolejna różnica polega na tym, że obecnie wielu wspinaczy sprawdza i przygotowuje swoje „tory wyścigowe” do pobicia rekordu. W większości nie robią tych dróg w stylu on sight, tak jak my to kiedyś robiliśmy.


A zatem nie myślisz już o biciu „rekordów” Stecka?


Obecnie już nie, mam inne cele. Dwadzieścia lat temu „szybkość” – jak wcześniej powiedziałem – też była ważna. Obserwowałem przejścia solowe oraz czasy Christopha Profita i Slavco Sveticitca. Miałem szczęście i udało mi się zrobić szybciej północne ściany: Les Droites i Linceul na Grandes Jorasses. Jednak zawsze głównym celem było „przeżycie” przygody i zrobienie tych dróg solo przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa.

„Czas” przejścia jest dla mnie tylko małym elementem czegoś, co składa się na całą wspinaczkowa przygodę i jeżeli ograniczymy postrzeganie alpinizmu tylko do tego małego punktu, będzie to jedynie pogoń za rekordem. Dla mnie alpinizm to wielka przygoda, pasja i walka z własnym strachem. Poszukuję więc czegoś więcej, bo to naprawdę nie tylko sport i bicie rekordu!


Miałeś w swoim życiu okres, kiedy bardzo dużo wspinałeś się w Alpach Francuskich. Dokonałeś wielu ciekawych przejść, również solowych. Wytyczyłeś wiele nowych dróg, w tym Vol de Nuit – symbol zmian – była to pierwsza trudna droga mikstowa wytyczona od razu klasycznie. Czy któraś z tych linii szczególnie zapadła ci w pamięci?


Tak, dla mnie wytyczenie w 1997 roku Vol de Niut było przeniesieniem klasycznej wspinaczki

mikstowej w wysokie góry. W 1999 udało mi się znowu podnieść poprzeczkę we wspinaczce mikstowej i lodowej na Flying Circus. W 2003 wytyczyłem pierwsze M13 w Europie i równolegle jako pierwszy zrobiłem klasycznie w stylu on sight M8 na No Siesta, na północnej ścianie Grandes Jorasses. Na tym przykładzie możesz idealnie zobaczyć, w jaki sposób „trenowanie na małych formach mikstowych i drytoolowych” łączy się z moją pasją, jaką jest alpejskie wspinanie mikstowe!


No właśnie. Dla mnie osobiście jedną z największych twoich wspinaczek było pokonanie w trzy dni słynnej, znajdującej się na Grand Jorrassach No Siesty. Nie dość, iż zrobiłeś pierwsze zimowe przejście to jeszcze pokonałeś całą drogę klasycznie. Jak z perspektywy czasu sam oceniasz to przejście? Czy wiesz o innych klasycznych powtórzeniach tej linii? Słyszałem tylko o jednym - słoweńskim…


Tak, w tamtych czasach No Siesta była dla mnie kolejnym dużym krokiem w kierunku przenoszenia klasyki mikstowej na duże ściany alpejskie. Wcześniejsze Vol de Niut miało 450 metrów długości..., a No Siesta to trzydniowa wspinaczka o długości ponad 1000 m i wszystko musisz zrobić on sight, bo po prostu nie ma czasu na ponowne próby. Kolejnym utrudnieniem jest własna asekuracja w większości miejsc. To sprawia, iż ta wspinaczka jest naprawdę bardzo trudna. Od włoskiego dziennikarza dostałem wykaz z którego wynika, że do 2009 roku było zaledwie jedenaście powtórzeń tej drogi – francuskich, rosyjskich, włoskich i słoweńskich, i tylko jedno jest klasyczne – z 2009 roku, autorstwa Słoweńców – Marko Lukica i Andreja Grmovseka.**


Od lat wspinasz się w najlepszych rejonach mikstowych świata. Mógłbyś polecić naszym czytelnikom te, które twoim zdaniem są najbardziej atrakcyjne? Może nawet konkretne drogi?


Wspinałem się w Stanach – w Colorado i w Utah, a także w Norwegii i Kanadzie. To są świetne miejsca. Kanada jest wspaniała, bo sezon trwa długo i zazwyczaj jest wystarczająco lodu i są niskie temperatury. Jednak najbardziej lubię Berner Oberland. To jest mój macierzysty rejon wspinaczkowy i jest w nim więcej wspinana niż w całej Kanadzie. Jednak w Alpach problem stanowią zmiany warunków z dobrych na żadne, co związane jest z wiatrem „Föhen”, który może wszystko roztopić w ciągu dosłownie paru godzin.


Od kilku lat tworzysz zgrany zespół wyprawowy z Stefanem Glowaczem, co roku odwiedzacie ciekawe i niepopularne rejony. Czy możesz nam zdradzić, jaki będzie wasz kolejny cel?


Na rok 2011 planowałem zrealizowanie moich kolejnych marzeń alpejskich, chociaż nie wiedziałem jeszcze wtedy, że uda mi się uklasycznić Harlina… Oczywiście zostało jeszcze parę niezrealizowanych planów… :). Fakt, że Stefan nie wspina się w lodzie zmusił nas do częstszego wspinania w skale, co zresztą mi się podobało, bo także lubię ten rodzaj wspinania. Jednak większość moich planów na przyszłość związana jest ze wspinaniem w mikście.


Czy według ciebie istnieje jakiś cel w górach najwyższych, który można by nazwać największym himalajskim celem XXI wieku? Mam tu na myśli coś w stylu niepokonanej grani Latoka I…


Jest oczywiście więcej „ostatnich problemów”. Latok I, czy direttissima zachodniej ściany Makalu to te najbardziej znane, ale jest także wiele nieznanych mniejszych szczytów – to są również wielkie cele! Natomiast decydujący dla osobistej satysfakcji jest styl przejścia – on także determinuje, czy pokonanie drogi stanie się wydarzeniem medialnym. Możesz zniszczyć wspinaczkę, jeżeli zrobisz ją w słabym stylu (z obozami pośrednimi, z poręczówkami, z tlenem, w dużym zespole). Mimo to wydaje mi się, że każdy ma prawo do wyboru własnego stylu.

Dokończenie wywiadu na Goryonline.com

Wywiad z serii Wywiady na szczycie - GORE-TEX.

GÓRY, nr 10 (197) październik 2010

 

Powiązane artykuły

Wywiad z Ines Papert

Wywiad z Magdą Waluszek