Zima dla zuchwałych!

Spójrz za okno i wyobraź sobie kilkumetrowe warstwy śniegu na chodnikach, słupek rtęci zbliżający się do dolnej granicy termometru i potworny wiatr, który nie pozwala złapać oddechu. Chce Ci się opuścić ogrzewane pomieszczenie? Bo niektórym tak.

W końcu grudnia wyruszyła w najwyższe góry świata wyprawa Polskiego Związku Alpinizmu w ramach programu sportowego Polski Himalaizm Zimowy. Cel jest jasny: pierwsze zimowe wejście na Broad Peak (8047 m). Położony w Karakorum ośmiotysięcznik jest 12. pod względem wysokości szczytem świata. O tej porze roku panują tam mrożące krew w żyłach warunki atmosferyczne.

Kierownikiem wyprawy i pomysłodawcą programu sportowego, mającego na celu pokonanie przez Polaków niezdobytych dotąd zimą szczytów Korony Himalajów, jest Artur Hajzer. Swoją przygodę z górami rozpoczął jako 12-latek. Dziś ma na koncie sześć szczytów ośmiotysięcznych (w tym trzy nowymi drogami). W 1987 roku wraz z Jerzym Kukuczką dokonał pierwszego zimowego wejścia na Annapurnę (8091 m). Prócz spektakularnych osiągnięć górskich może pochwalić się własną firmą produkującą sprzęt turystyczny – HiMountain. Tuż przed wyjazdem w Karakorum Artur Hajzer rozmawia z nami o górach, życiu i... szyciu.

Ultramaryna: Imię i nazwisko? Artur Hajzer.

Zawód? Krawiec.

Jesteś kierownikiem wyprawy i spiritus movens całego zamieszania funkcjonującego pod nazwą Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015. Skąd pomysł? W latach 70. Andrzej Zawada wymyślił dyscyplinę: himalaizm zimowy. W swojej wizji praktycznie wyprzedził epokę o dwie dekady. Wówczas prawie nikt nie podejmował tego wyzwania. Dopiero niedawno świat się zorientował, że osiem szczytów zimą w Himalajach zdobyli Polacy, następnie jeden w 2009 roku Denis Urubko z Kazachstanu i Włoch Simone Moro. Z tego rachunku wynika, że pozostało ich już tylko pięć i zrobił się ruch. Tej zimy działać będzie aż pięć wypraw z całego świata, w tym nasza. Polskich wypraw zimowych odbyło się w historii przeszło 30, osiem zakończyło się sukcesem. Polacy napierali znacznie bardziej niż jakakolwiek inna nacja. Podejrzewam, że wszystkie zimowe wyprawy innych krajów razem wzięte nie dadzą liczby 30.

Brałem udział w kilku wyprawach zimowych w Karakorum i Himalajach, za czasów komuny i w XXI wieku. Na podstawie tych dwóch grup doświadczeń wyrobiłem sobie opinię, co trzeba zrobić, żeby wejść w Karakorum na 8000 metrów. Zasadniczą trudność stanowi spora różnica w warunkach pogodowych między Karakorum a Himalajami i szczytami w Nepalu czy Tybecie.



Zimowa wyprawa na Broad Peak (2009), II obóz na 6200 m


Co zatem trzeba zrobić? Po pierwsze, doświadczenia ostatnich lat nauczyły mnie, że dobrej pogody nie będzie. Trzeba się nastawić na atak w niepogodzie, gdzie największym wrogiem jest wiatr. Przez cały okres zimy do Karakorum przyklejony jest tzw. jet stream, czyli ruch masy powietrza wynikający z obrotu kuli ziemskiej. Mówiąc krótko: nie przestaje wiać. Przy prędkości powyżej 120 km/h temperatura odczuwalna na ciele wynosi minus 70 stopni. Trudno coś takiego wytrzymać w warunkach arktycznych, a co dopiero w wysokogórskich. Zakładam jednak, że musimy sobie z tym poradzić. Dla porównania standardowe wyprawy letnie nie podejmują akcji przy wietrze o sile 60 km/h. Dla naszej wyprawy to będzie najsłabszy wiatr, jaki może się przytrafić.

W zimie jest znacznie mniej czasu na atak, zamiast 15 godzin ma się od sześciu do ośmiu. Dlatego ogromną wagę przywiązuję do szybkości. Ukułem na tę okazję termin „atletyka wysokogórska”. Duży wysiłek wkładamy w trening, nasz trener lekkoatleta wyciska z nas siódme poty.

Kolejna sprawa: program może być zrealizowany tylko przez nowe pokolenie alpinistów, specjalnie w tym celu przygotowane. Może to zabrzmieć okrutnie, ale nie widzę tu miejsca dla weteranów. To samo się tyczy wspinaczy zagranicznych, którzy moim zdaniem są niezdolni do działania w zespole i niejednokrotnie w historii byli czynnikiem skutecznie rozmontowującym wyprawy.

Jest jeszcze element, o którym myślę, ale na razie go nie wprowadziłem. Mianowicie na wyprawy powinny jeździć dwie nowe kategorie osób: psycholog sportu i kucharz. Pakistańczycy niestety nie mają elementarnego pojęcia o sztuce kulinarnej, zabijają każdą potrawę. Im dłużej ktoś to wytrzyma, tym lepszym jest zawodnikiem.

Jaką funkcję miałby pełnić psycholog sportu? Mieliśmy zajęcia z treningu mentalnego, które prowadziła psycholog sportu – Aleksandra Piechnik. Taki trening ma na celu wyrobienie we wspinaczach umiejętności samokontroli. Mówiąc językiem taternickim chodzi o to, żeby zawodnik widział, że psycha siada nie tylko u kolegi, ale też u niego samego. Wszystkie obiektywne okoliczności (wiatr, potencjalne zagrożenia) są odczuwane subiektywnie – to, co dla jednego bezpieczne, drugiemu może wydawać się groźne.

Bardzo często czynnikiem, który rozkłada wyprawy na łopatki, są prognozy pogody. Zawodnik, któremu aktualnie siada psycha, dostrzega w danej prognozie tylko sygnały do niepodejmowania akcji, podczas gdy ktoś inny interpretuje ją jako bardzo korzystną. Mieliśmy taką sytuację podczas tegorocznej wyprawy na Nanga Parbat. Dwa zespoły przebywały w obozie szturmowym. Na podstawie tej samej prognozy pogody jeden zespół się wycofał, a drugi – Ola Dzik i Marcin Kaczkan, podjął decyzję o ataku. No i Kaczkan finalnie stanął na wierzchołku.

Z takimi decyzjami bywa bardzo trudno, bo brak tu obiektywnego klucza. Jest parę zasad takich jak „po opadzie większym niż 20 cm przez 24 godziny nie wychodzimy”, jednak jest ich bardzo niewiele. W treningu mentalnym chodzi o to, aby subiektywną barierę przesunąć jak najdalej.




Wyprawa na Nanga Parbat (2010), płaskowyż Nanga Bazin podczas powrotu z IV obozu do bazy


Kto ma szansę stanąć na wierzchołku? Zakładam, że kiedy na Broad Peaku wyjdziemy na grań, zacznie się prawdziwa rozgrywka. Tam jak dmuchnie, to jesteś w Chinach. Więc jak już będziemy na grani, to trzeba po prostu iść na całość. Zawodnicy z takim zacięciem mają szansę.

Zespół jest młody, za rok lub dwa będzie można wystawić jeszcze lepszy skład. Ale jeśli nie osiągniemy celu w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat, to trzeba się będzie zastanowić czy zdobycie ośmiotysięcznika zimą w Karakorum jest w ogóle możliwe dla homo sapiens.

Rozumiem, że zasada „no risk, no fun” ma w przypadku himalaizmu zimowego szerokie zastosowanie? Obecnie jest odwrót od tego, aby ponosić w górach jakiekolwiek ryzyko, a przecież w fundamentach alpinizmu leży fakt, że człowiek coś tam ryzykuje. Przyszła mi na myśl wypowiedź Reinholda Messnera, który dokonał na własny użytek podziału alpinizmu na epoki. Lata 80. określa epoką przygody, natomiast to, co mamy teraz, nazywa epoką utartej ścieżki. Na ośmiotysięczniki wchodzi się już nie nowymi drogami, a chodnikiem wydeptanym przez wyprawy komercyjne.

Polacy odnosili zimowe sukcesy przeszło 20 lat temu, niejednokrotnie szli ostro po bandzie, balansując na krawędzi ryzyka. Paradoksalnie wychodzi jednak na to, że himalaizm zimowy jest bezpieczniejszy od letniego, ponieważ zimą np. zagrożenie lawinowe jest o wiele niższe. Podczas 30 polskich wypraw zimowych zginęły dwie osoby (zerwana lina i obrzęk płuc). Zimowe wspinanie w samym Karakorum jest jednak znacznie trudniejsze – średnia temperatura jest o 10 stopni niższa niż w Nepalu, do tego dochodzi wspomniany jet stream. Negatywną rolę odgrywa też bliskość morza, Zatoki Perskiej. Stąd nad Karakorum napływają ciepłe masy powietrza i pogarsza się gradient ciśnieniowy, co wpływa na tę miażdżącą siłę huraganów.

Wojtek Kurtyka określił himalaizm zimowy Sztuką Cierpienia, która daje mało satysfakcji, a dużo bólu. Dlaczego to robisz? Dla powodzenia u kobiet i sławy. I żeby żona mnie bardziej kochała.

 

Dalsza część wywiadu znajdziecie tutaj

Wywiad otrzymany dzięki uprzejmości Marty Nędzy z magazynyu Ultramaryna.

Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015

Program sportowy opracowany przez Artura Hajzera, zatwierdzony i współfinansowany przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Program wspiera także Fundacja im. Jerzego Kukuczki.

Polska ma pozycję światowego lidera w dziedzinie himalaizmu zimowego. Od 1980 roku do tej pory zimą zostało zdobytych dziewięć z 14 ośmiotysięczników, w tym osiem przez Polaków (jeden w składzie polsko-włoskim). Monopol przełamał dopiero w 2009 roku kazachsko-włoski duet zdobywając Makalu.

Niezdobyte zimą pozostają: K2 (8611 m), Nanga Parbat (8126 m), Gasherbrum I (8080 m), Gasherbrum II (8034 m) i Broad Peak (8051 m). Ich zdobycie to główny cel programu. Wszystkie wymienione wierzchołki położone są na terenie Pakistanu – w Karakorum i w Himalajach Zachodnich.

Program zakłada wyłonienie i przygotowanie osób, które w najbliższych latach będą zdolne zdobyć kolejny ośmiotysięcznik zimą. W 2010 roku odbyła się letnia wyprawa treningowa na Nanga Parbat (na wierzchołku stanęli Artur Hajzer, Marcin Kaczkan i Robert Szymczak), a w końcu grudnia wyruszyła ekspedycja na Broad Peak.

Powiązane artykuły

Wywiad z Ines Papert

Wywiad z Magdą Waluszek