Gdy nie są w górach…
Źródło Pixabay

Gdy nie są w górach…

Marek Kamiński, wybitny polski polarnik i pierwszy zdobywca obu biegunów w jednym roku, powiedział kiedyś w wywiadzie prasowym: “nie pytaj polarnika, czemu ciągnie go w biel”. Po prostu podróżnicy wszelkiej maści tak mają. Podobnie jest z alpinistami czy himalaistami - nie ma większego sensu pytać ich, dlaczego idą w góry, bo - mówiąc górnolotnie - właśnie tam czują, że żyją.

Ale nie da się spędzić całego roku zdobywając szczyty, choć brzmi to jak piękny sen. Pomiędzy jednym, a drugim wejściem trzeba zejść na ziemię, aby wymienić sprzęt, skompletować zespół i - przede wszystkim - zarobić na te wyprawy, czy to poprzez pracę, czy spotkania ze sponsorami. Wszyscy to znamy. Poza wspinaczką wszyscy mamy rodzinne obowiązki i prowadzimy normalne życie. Bywa jednak, że to codzienne życie wcale takie zwykłe nie jest.

Tak było w przypadku wielu najznamienitszych i najbardziej znanych polskich wspinaczy. Na początek należy wymienić Antoniego Malczewskiego, którego uznaje się za pierwszego polskiego alpinistę. Urodzony jeszcze w osiemnastym wieku, w sierpniu 1818 roku jako pierwszy człowiek wszedł na Aiguille du Midi. Kilka dni później, jako pierwszy Polak i ósmy człowiek w historii, wszedł na szczyt Mont Blanc. Jak sam powiedział, do dokonania tych czynów popchnęły go “ciekawość i pochlebna chęć dokonania tych rzeczy, których na co dzień dopełnić nie podobna”.

Ale gdy schodził z gór i odkładał na bok sprzęt, chwytał za pióro i... pisał poezję. Był prekursorem romantyzmu w polskiej literaturze. Jest twórcą jednej z pierwszych, jeśli nie pierwszej, polskiej powieści poetyckiej “Maria”, która to ostatecznie sprowadziła na niego klęskę. Nie otrzymał za nią oczekiwanych pieniędzy - powieść nie cieszyła się powodzeniem wśród czytelników - co doprowadziło do jego śmierci w nędzy i samotności. Fakt, że wśród polskich wspinaczy był poeta, nie wydaje się być tak niezwykły, gdyż ludzie uwielbiający ośnieżone szczyty często wybierają na co dzień spokojny tryb życia. Tak, jak choćby Marcin Horecki, który był zmuszony zostawić narciarstwo i zdecydował się na życie przy stoliku, grając w karty.

Ale historia polskiego alpinizmu zna przynajmniej jeszcze jeden przypadek, gdy znany wspinacz poza górami słynął z czegoś innego. Pod koniec dziewiętnastego wieku dwóch polskich braci należało do ścisłej czołówki wspinaczy alpejskich. Mieli na koncie szesnaście nowych wejść na szczyty i turnie. Wyznaczali nowe trasy. Promowali bardzo aktywnie narciarstwo górskie. Przodowali w wejściach na szczyty bez przewodników, gdy większość wypraw odbywała się w towarzystwie alpejskich górali. Mowa tu o Marianie i Tadeuszu Smoluchowskich. Obaj byli naukowcami.

Jeśli ich nazwisko brzmi znajomo, to z powodu dokonań pierwszego z braci. Marian Smoluchowski był bowiem fizykiem, którego prace w powszechnej świadomości są nieco zapomniane, ale żal spowodowany jego śmiercią wyraził nawet sam Albert Einstein. Marian Smoluchowski stworzył bowiem nową gałąź fizyki - fizykę statystyczną. Na jego pracach bazowali najwięksi fizycy dwudziestego wieku, także ci, którzy za swoje odkrycia dostawali Nagrodę Nobla. Dodatkowo Smoluchowski był w bardzo wąskiej grupie osób, które przekonywały świat o istnieniu atomów na wiele lat zanim możliwe było ich dostrzeżenie. Smoluchowski, poza zapisaniem się w annałach fizyki, jest też pierwszym Polakiem, który wszedł między innymi na Matterhorn.

Jeśli przyjrzeć się dokładnie sylwetkom polskich alpinistów czy himalaistów, można znaleźć wiele przykładów tego, że po odłożeniu na bok sprzętu wysokogórskiego można znakomicie realizować się w swoich pasjach i zawodach, osiągając równie dużo, co w świecie wspinaczki. Przeglądając listy ludzi gór, pojawią się tam filozof, lekarze, chemicy czy też taka postać, jak Jan Pawlikowski - prekursor ekologii i działacz społeczny, który był jednym z pionierów taternictwa. Jednocześnie wszyscy oni - i to od czasów braci Smoluchowskich - byli uznanymi na świecie wspinaczami. Bowiem Polacy w tej dziedzinie, zwłaszcza jej zimowej odmianie, nie mają sobie równych na świecie, a ich wyczyny przyćmiewają nawet skoki z granicy atmosfery. Dlatego podziwiając ich dokonania w górach, warto też czasem pochylić się nad ich codziennym życiem. Zdarza się, że jest ono równie, jeśli nie bardziej, fascynujące.

 

 

Powiązane artykuły