Zimą na świętej górze Fuji-san

Ubiegłej zimy na najwyższy szczyt Japonii Fuji-san (3776 m) weszli Michał Apollo i Marek Żołądek, doktoranci geografii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Latem na świętą górę Japonii wchodzą tysiące turystów i pielgrzymów, natomiast zimą wejście na ten stratowulkan jest ambitnym celem i podejmują go zazwyczaj alpiniści i wytrawni turyści wysokogórscy.

alt

Michał Apollo i Marek Żołądek na szczycie Kengamine Peak (3776 m), Fot. archiwum wyprawy

Szczyt ten był celem ostatniego etapu projektu naukowo-wspinaczkowego "Pedagogical University World Tour 2010/11", w ramach którego odbyło się 5 wypraw na 6 kontynentów. Ich uczestnicy przemierzyli odległość przekraczającą czterokrotnie długość równika od afrykańskiej sawanny, przez malezyjską dżunglę, po andyjskie lodowce. Japonię odwiedzili już wcześniej - w czasie wyprawy do Nowej Zelandii, ale powrócili tam po 10 miesiącach.

Fuji-san leży na terenie Pacyficznego Pierścienia Ognia, na największej japońskiej wyspie Honsiu, w odległości ok. 100 km na południowy-zachód od Tokio. Ten aktywny stratowulkan, który od setek lat absorbował ludzi, znajduje się na styku 3 płyt tektonicznych - amurskiej, ochockiej i filipińskiej. Co prawda ostatnia erupcja miała miejsce na przełomie 1707 i 1708 roku, kiedy to ówczesne Tokio zostało pokryte grubą warstwą popiołów i pyłów wulkanicznych, ale nadal prawdopodobieństwo wybuchu oceniane jest jako bardzo wysokie. Według przekazów pierwszą osobą, która osiągnęła wierzchołek, był mnich buddyjski Enno Ozune w 663 roku. Fuji-san jest dla wyznawców shinto jedną z trzech świętych gór Japonii, na której do 1868 roku obowiązywał zakaz wstępu dla kobiet.

Pozostałe święte góry to Mount Tate i Mount Haku. Szczyt dla turystów, a głównie dla pielgrzymów, jest otwarty tylko przez 2 miesiące letnie - lipiec i sierpień, kiedy ze względu na brak lub małą ilość śniegu w partiach szczytowych jest najłatwiej dostępny. W tym czasie wchodzi na niego około ćwierć miliona osób, a w 2009 roku weszło nawet 300 tys. Turyści podchodzą na szczyt jedną w 6 dobrze wydeptanych ścieżek i mają po drodze do dyspozycji kilka obozów, w których za opłatą mogą zanocować, a także zjeść posiłek. W tym okresie istnieje ścisły zakaz ustawiania namiotów w masywie góry.

W okresie zimowym góra jest oficjalnie zamknięta dla ruchu turystycznego, a okres od października do maja uważa się za szczególnie niebezpieczny do podejmowania wejść szczytowych ze względu na niskie temperatury i huraganowe wiatry, a także trudne warunki śniegowe. W tym okresie wchodzą na Fuji-san zwykle alpiniści i wytrawni turyści górscy. Podejście w sprzyjających warunkach trwa około 3 dni i wymaga przejścia całej trasy, od podnóża góry. W warunkach letnich można bowiem dojechać busem do wysokości 2400 m. Punktem wyjścia są miasta leżące na północnych stokach góry: Kawaguchi-ko oraz Fuji-Yoshida.

Michał i Marek posiadają duże doświadczenie górskie, nabyte górach lodowcowych, więc postanowili zmierzyć się z tą kultową górą właśnie w warunkach zimowych. Udali się do Japonii w drugiej dekadzie grudnia. Kiedy samolot podchodził do lądowania na lotnisku Narita, dzięki dobrej widzialności mogli dostrzec stożek Fuji-san, oddalony o mniej więcej 150 km. W Tokio uzupełnili brakujące elementy ekwipunku, ponieważ sprzęt wspinaczkowy i turystyczny jest w Japonii tańszy niż w Polsce, i dokupili również żywności. Do Fuji-Yoshida, leżącego u podnóża góry, dojechali autobusami z przesiadką w Kawaguchi-ko.

altStamtąd rozpoczyna się zimą podejście na Fudżi. W rejonie tym znajduje się 5 jezior pochodzenia wulkanicznego oraz kompleks parkowo-rozrywkowy, będący miejscem rekreacyjnym dla Japończyków. Obwód podstawy stożka Fuji-san ma długość 126 km, stoki u podnóża są łagodniejsze, natomiast w partiach szczytowych dochodzą do 45 st. nachylenia. Na szczyt wyruszyli z punktu Yoshidaguchi, znajdującego się na wysokości 800 m n.p.m., zatem do pokonania było przed nimi 3000 m deniwelacji. Przy wejściu na szlak minęli kompleks świątyń, podobne budowle towarzyszyły im aż do partii szczytowych. Poniżej "Stacji 5" las stopniowo zanikał, a ścieżka prowadziła wydeptanym przez turystów wąwozem. Po kolejnych godzinach marszu dotarli do "Stacji 8". O odległości do szczytu informowały szczegółowo, prawie co do minuty, umieszczone na trasie tablice. Wyżej znajdowały się zabezpieczenia zapobiegające osuwaniu się na stoku luźnych skał wulkanicznych. Przed zmrokiem dotarli do miejsca obok nieczynnej stacji turystycznej, gdzie rozłożyli niezawodnego "Marabuta". Latem turyści mogą na tej stacji zaopatrzyć się w butle z tlenem, z którego mogą potem korzystać przy wchodzeniu na szczyt.

Marek i Michał tak opisali wejście na szczyt: "Poranek był bardzo mroźny, na szczęście niebo było błękitne, a rozległa panorama rozciągała się od Alp Japońskich, przez aglomerację Tokio, aż po wybrzeże Oceanu Spokojnego. Cała kopuła szczytowa Fuji-san pokryta była warstwą lodoszreni, dlatego finalny etap musieliśmy pokonywać w rakach, z czekanem w dłoni. Po minięciu kolejnej bramy Tori oraz dwóch charakterystycznych posągów, doszliśmy do północnego obrzeża krateru. Znajduje się tu kilka zabudowań zamkniętych w okresie zimowym. Postanowiliśmy okrążyć cały krater. W warunkach zimowych wszechobecny spokój bywa co jakiś czas zakłócony przez pasażerskie odrzutowce, lecące z Tokio do portów lotniczych całego świata, oraz przez samoloty japońskich sił zbrojnych, często pojawiające się nad Fuji-san". Krater tej góry ma 500 m średnicy i ok. 250 m głębokości. Na jego obrzeżu wznosi się kilka kulminacji - "osiem płatków Fudżi", z których najwyższy to Kengamine Peak (3776 m).

"Po mniej więcej 40 minutach w południowej części obrzeża krateru, doszliśmy do niego. Wybudowano na nim stację meteorologiczną, czynną cały rok. Naukowcy przebywają tutaj tylko w czasie korzystnych warunków pogodowych w okresie letnim. Jest to automatyczna stacja sterowana komputerowo. W dowolnej chwili można sprawdzić za pomocą połączenia internetowego, jakie są aktualne warunki pogodowe na szczycie. Głęboki krater robi wrażenie, a wiedza, że tylko 56 km pod nami znajduje się komora magmowa, mrozi krew w żyłach. Mimo błękitnego nieba wiał huraganowy wiatr, przekraczający w porywach 100 km/godz., unoszący kawałki lodu, które uderzając w twarz, powodowały uczucie bólu. Przed "bombardowaniem" mogliśmy się na chwilę schować, schodząc w głąb krateru. W okresie zimowym są tu możliwości wspinaczki lodowej po efektownych soplach i nitkach lodowych. Po godzinie dotarliśmy do północnej części krateru, skąd rozpoczęliśmy zejście. Spotkaliśmy Japończyków, którzy zrezygnowali z wejścia na najwyższy punkt, a zadowolili się dojściem do krateru. Na "lotnej" asekuracji szybko zeszliśmy po lodowym stoku tysiąc metrów w dół" - piszą w swoim sprawozdaniu Michał i Marek.

O zmroku dotarli do miejsca zwanego Naka-No Chaya, gdzie spędzili bezchmurną, wygwieżdżoną noc tylko w śpiworach, nie rozkładając namiotu. Po dojściu do stacji kolejowej Kawagouchi-ko zakończyli przygodę z wulkanem Fuji-san.

W Japonii odwiedzili jeszcze tereny nawiedzone tsunami 11 marca ubiegłego roku, po czym powrócili do kraju, ale nie na długo, gdyż już są w Ameryce Północnej, gdzie realizują pierwszy etap kolejnego projektu "UP World Volcanic Arcs And Hotspots Expedition 2012", gdzie będą się wspinali na Mount Rainer (4392 m) i Górę św. Heleny (2550 m), o czym niebawem napiszemy.

Michał Apollo i Marek Żołądek są doktorantami geografii UP w Krakowie, prowadzą badania z dziedziny glacjologii oraz ochrony środowiska w różnych górach i regionach świata, gromadząc materiały do prac doktorskich, których promotorem jest prof. Roman Malarz z Instytutu Geografii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Dotychczas odwiedzili 50 krajów na 6. kontynentach i kilkadziesiąt różnych grup górskich na świecie.

Autor: Apoloniusz Rajwa

Źródło: 24tp.pl

Powiązane artykuły