Hajzer i Kaczkan na Gaszerbrumach

Działamy. Zaczęliśmy od Gaszerbruma I mamy go zupełnie dla siebie a nawet na GII działa tylko jeden zespół – wyprawa Amical pod kier. Thomasa Laemmle. Reszta wypraw się schodzi, ale zwyczajowo należy się spodziewać, że GI będą atakowały jako drugi po GII, więc na GI będziemy najprawdopodobniej sami aż do końca naszej na nim działalności.

Wysokość 6000m, w tle Gasherbrum II. Fot. polskihimalaizmzimowy.pl

22 czerwca otworzyliśmy sobie icefall (wytyczenie i obstawienie traserami drogi). 25go wyruszyliśmy ponownie i po nocy na 6000 udało nam się przejść plateau i drugi icefall na przełęcz Gasherbrum Saddle 6500 m gdzie spędziliśmy kolejną noc. Choć prognozy sugerowały lekką czujność, to 27go ruszyliśmy w górę do poręczowania kuluaru japońskiego. Mieliśmy ze sobą 200 m własnej liny, 50 znaleźliśmy na przełęczy, 100 nowej, ładnie zdeponowanej w kuluarze. Sporo wyrwaliśmy starych spod śniegu. Niektóre stare w dobrym stanie wisiały na swoich miejscach. Trzeba było przetarcia zastąpić węzłami, wyciąć bardzo stare fragmenty, sztukować, poręczować nowymi linami te miejsca, gdzie lin nie było w ogóle. Prace kończyliśmy bardzo późno i przy złej pogodzie ale efekt jest taki, że kuluar jest zaporęczowany – jak nowy i, co ważne, osiągnęliśmy wysokość 7000 m. Przed wieczorem wróciliśmy do obozu II na 6500. Rano nie chciało nam się kiwnąć palcem, więc cały dzień spędziliśmy w namiocie, ale i pogoda nie nadawała się na zejście – zadymka. 29go nie było lepiej ale słabiej wiało, no i należało schodzić. Najgorszy był brak widoczności. Było bardzo trudno znaleźć drogę z góry w dół, najpierw przez icefall poniżej przełęczy, potem przez lodowiec Gaszerbrum i przez kolejny icefall (razem 16,5 km lodowcowego terenu). Kluczenie i błądzenie były najgorsze, choć trochę pomagał GPS, zapadanie się w śnieżnej brei i wpadanie do szczelin spowalniały nas jednak bardzo. Nie chcieliśmy postojować grzecznościowo w cudzych namiotach, czy to w c1 czy w abc, parliśmy więc do oporu totalnego. Nastąpił on już niedaleko od bazy, ale nastąpił: Hajzer wpadł do stawiku do połowy ud i nabrał wody, zapadał zmrok, po raz kolejny nie wiedzieliśmy, gdzie dalsza droga i trzeba było kluczyć. Choć przetarło się i widzieliśmy światła bazy, to zawisło nad nami widmo biwaku… Poprosiliśmy więc o pomoc. Thomas Laemmle i 3 Pakistańczyków wyszło nam na przeciw, przetarli i wskazali drogę. A jak bardzo smakowała gorąca herbata!! Dzięki temu o 22 byliśmy już w bazie – dzięki Thomas!

Dzięki Amical!!

Nasz proces aklimatyzacji uważamy za zakończony. Wypatrujemy teraz dobrej prognozy, by zaatakować szczyt Gaszerbrum I.

Pozdrawiamy
Artur i Marcin

Powiązane artykuły

Nanga Parbat Snowboard Expedition 2010

5 x 8000