W dniach 11-14 października zespół Tomasz Klimczak (KW Warszawa) i Damian Granowski (KW Kraków) przeszli drogę Desmaisona (Gousseaulta) na północnej ścianie Grandes Jorasses. Jest to prawdopodobnie pierwsze polskie przejście i nie wiadomo, czy były w ogóle jakieś polskie próby na tej drodze.
29 grudnia o godz. 15:45 na szczycie Mount Vinson (4892 m n.p.m.) na Antarktydzie stanęło osiem osób w tym sześciu Polaków: Arkadiusz Babij, Szczepan Brzeski, Łukasz Stebelski, Sławomir Krok, Paweł Prasula i Monika Witkowska. Wkrótce dołączył do nich Piotr Głowacki, Eileen Bistrisky i Samuel Short. Szczyt należy do tzw. Korony Ziemi, czyli siedmiu, a właściwie 9 najwyższych szczytów kontynentów. Warto dodać, że Monika Witkowska tym wejściem skompletowała swoją Koronę Ziemi, a Sczepanowi Brzeskiemu została do kompletu Denali, Mt. Everest i Góra Kościuszki.
Masyw Vinsona. Fot. lehigh.edu
Niedawno był opublikowany news o nowej polskiej drodze w Syczuanie. Tym razem zamieszczam sprawozdanie ze strony PZA: Marcin Rutkowski, Wojtek Ryczer i Rafał Zając zdobył dziewiczy 6-tysięczny szczyt w chińskiej prowincji Syczuan. Hard Camping ma trudności ED2, M7, WI5, R, ok 1600 m.
Hard Camping ED2, M7, WI5, R, ok. 1600m długości. Fot. Rafał Zając
2015.10.16 przylecieliśmy do stolicy prowincji Syczuan, Chengdu. Tu dopełniliśmy formalności związanych z zezwoleniem na wspinaczkę oraz zrobiliśmy zakupy spożywcze. Następnego dnia pojechaliśmy autobusem do Moxi, kurortu będącego bramą do Parku Narodowego Hailuogou na terenie którego znajduje się nasz wspinaczkowy cel.
2015.10.19 transportem dostępnym na terenie Parku (autobus + kolej linowa) dostaliśmy się do granicy dolnej części lodowca (ok. 3400m) spływającego spod Minya Konka. Około godziny czekaliśmy na posterunku milicji na akceptację naszego permitu. Dlatego marsz z tragarzami rozpoczęliśmy dopiero przed dwunastą w południe i nie dotarliśmy do miejsca, gdzie chcieliśmy założyć bazę. O ustalonej wcześniej godzinie nasi tragarze zaczęli schodzić pozostawiwszy nasze bagaże na 3850m, a więc około 300m niżej niż zakładaliśmy. Następne 2 dni spędziliśmy na przenoszeniu bagaży i urządzaniu bazy na wys. 4150m.
W ciągu kilku kolejnych dni wynieśliśmy namiot, sprzęt oraz większość jedzenia na skraj lodowca spływającego spod San Lian (ok. 4400m), skąd mogliśmy obserwować naszą górę i okalający ją lodowiec.
Znalezienie bezpiecznej drogi przejścia przez ogromny i popękany lodowiec było – obok aklimatyzacji – naszym podstawowym zadaniem na tym etapie wyprawy. Ponieważ lodowiec był narażony na częste obrywy seraków z sąsiadującego na lewo (patrząc w górę lodowca) szczytu Longshan (6400m) zdecydowaliśmy się na podejście długim trawersem z prawej strony.
Wybór okazał się trafny i 2015.10.28 udało nam się pierwszy raz dotrzeć pod ścianę w okolicy planowanego startu naszej drogi (ok. 5260m). Podejście lodowcem zajmowało ok. 7-8 godzin. Zależało nam na próbie wymarzoną przez nas linią na ścianie wschodniej. Alternatywą była linia ścianą północną, która wyglądała na nieskomplikowaną wspinaczkę lodową, o wiele mniej atrakcyjną choć pewniejszą jeśli chodzi o panujące warunki. Zdecydowaliśmy się na ścianę wschodnią, pomimo że ściana północna wydawała się oferować większe szanse powodzenia. 2
Po drugiej rundzie transportu sprzętu pod ścianę odpoczęliśmy w bazie 2 dni.
Wschodnia ściana San Lian, wierzchołki 6368, 6468 i 6684 m, masyw Minya Konka. Fot. Rafał Zając
2015.11.05 podeszliśmy po raz trzeci pod ścianę. 2015.06.11 Wojtek poprowadził i zaporęczował pierwszy skalny wyciąg (ok. M7). Wybraliśmy taką taktykę, by uniknąć startu w trudności skalne po ciemku następnego dnia.
2015.10.07 po poręczy weszliśmy w ścianę. Droga była wymagająca od samego początku. Od trzeciego stanowiska rozpoczęły się trudności w lodzie, które prowadzili Rutek z Waldorfem. Zdecydowana większość wyciągów wymagała sztywnej asekuracji, lód był bardzo niepewny i odspojony od skały, wypalony przez słońce – wschodnia wystawa. Trudności w wielu miejscach oscylowały wokół WI5. Po zmroku zboczyliśmy w lewo z planowanego przebiegu drogi, długo szukaliśmy miejsca na biwak i zjechaliśmy do śnieżnego kuluaru, gdzie niemałym nakładem sił i czasu wyrąbaliśmy półkę pod namiot.
2015.10.08. Rano jednym wyciągiem w górę oraz jednym zjazdem wróciliśmy na właściwą linię. Kolejnymi wyciągami lodowymi i mikstowymi, z pewną dozą kluczenia i trawersów udało nam się dostać do śnieżnej rynny, która miała nas doprowadzić do wierzchołka. Znaleźliśmy tam przyzwoitą półkę na siedzący biwak dla trzech i skwapliwie z niej skorzystaliśmy.
2015.10.09. Trzeciego dnia wspinaczki niezwykle eksponowaną, psychiczną, śnieżną rynną podeszliśmy pod stromą skalną grań przykrytą luźnym śniegiem. Grań przysporzyła nam sporo problemów – oferowała odcinki bulderingu na dziabach z plecakiem na wysokości 6000m, asekuracja w śniegu sprowadzała się do aspektów wyłącznie moralnych, skała była potrzaskana i krucha. Wspinanie było wymagające psychicznie i często zmienialiśmy się na prowadzeniu. W pewnym miejscu, w związku z większą ilością śniegu na grani, zdecydowaliśmy się na jej obejście kruchym skalnym terenem o trudnościach około M5. Tam zastał nas zmierzch.
Biwakowaliśmy na siedząco, Rutek i Waldorf na jednej półce, Wojtek kilkanaście metrów powyżej na dwóch małych półeczkach. Około 23-ej wskutek nieuważnego ruchu Wojtek stracił śpiwór. Całą noc spędził zawinięty w namiot, ale na szczęście temperatury były sprzyjające i nie wiało.
2015.10.10. Skalnym wyciągiem (około M6) dotarliśmy w okolice grani. Kilkoma następnymi eksponowanymi i słabo asekurowanymi wyciągami dostaliśmy się do głównej grani szczytowej, na której stanęliśmy około 14ej. Widoki były oszałamiające. Szybko ruszyliśmy śnieżną granią w kierunku wierzchołka wschodniego (6368m) a następnie dalej do przełęczy (6180m) dzielącej go od wierzchołka centralnego (6468m).
Zdjęcie szczytowe. Fot. Marcin Rutkowski
Z przełęczy około 15-toma zjazdami z abałakowów kręconych przez Rutka zjechaliśmy w dół północną ścianą. Około 1 w nocy dotarliśmy do śnieżnego pola, które w miejscu zmiany nachylenia mocno się uszczeliniło. Schodziliśmy związaniu.
Około 3:00 Waldorf, schodzący jako pierwszy, wpadł do pokaźnej szczeliny. Pechowiec zawisł na linie po ok. 15 metrowym wolnym locie. W związku z udarem drugi na 3 linie (Wojtek), na kilka minut stracił przytomność. Po zbudowaniu kotwic śnieżnych przez partnerów Waldorf bez szwanku wymałpował na powierzchnię o własnych siłach. Po tej przygodzie zespół postanowił zabiwakować po raz czwarty, w namiocie rozstawionym przy ścianie seraka.
2015.11.11. Piątego dnia nie bez trudności znaleźliśmy drogę przez labirynt szczelin i seraków, następnie kilkoma zjazdami prowadzącymi między skalnym filarem a serakami dostaliśmy się na ostrogę skalną i dalej na płaską i względnie bezpieczną część lodowca. Do namiotu pod ścianą (ok. 5260m) dotarliśmy wieczorem. W ciągu kolejnych 2 dni nieprzerwanej akcji zeszliśmy do bazy na 4150m.
2015.11.14 wraz z tragarzami zeszliśmy do Moxi. Do Polski wróciliśmy 2015.11.18.
Wyprawę uznajemy za udaną. Poprowadziliśmy piękną drogę na dziewiczym szczycie, wyceniamy ją na ED2 ok. 1600m długości, M7, WI5, R. Wiele wyciągów uznajemy za estetyczne perełki. Oprócz pomocy kilku tragarzy działaliśmy zupełnie sami. Kosztowało nas to sporo wysiłku, ale dzięki temu bardziej sobie cenimy nasze osiągnięcie. Dodatkowym powodem do samozadowolenia stała się wiadomość od pracownika Sichuan Mountaineering Association wg którego nasza góra była poprzednio atakowana przez 3 lub 4 wyprawy koreańskie – bez skutku.
Chcielibyśmy podziękować naszym sponsorom sprzętowym:
producentowi absolutnie niezawodnych rękawic Monkey’s Grip
producentowi namiotów turystycznych Marabut
producentowi odzieży outdoorowej HiMountain
oraz firmom, które udzieliły rabatów na zakupy:
– producentowi pysznych liofilizatów LyoFood
– sklepowi outdoorowemu Skalnik z Wrocławia
– sklepowi z naturalnymi batonami energetycznymi ZmianyZmiany.pl
Dziękujemy też imć Krasnalowi z Opola za trafne prognozy pogody. Jednak wyprawa nie odbyła by się bez dofinansowania z Funduszu Zawady przyznanego przez Fundację Kukuczki oraz, przede wszystkim, bez dofinansowania z Komisji Wspinaczki Wysokogórskiej Polskiego Związku Alpinizmu, który był naszym największym mecenasem.
Specjalne podziękowania kierujemy do Piotra Xięskiego i Janusza Majera za ich bezinteresowne wsparcie i społeczną pracę na rzecz rozwoju polskiej wspinaczki wysokogórskiej.
Z karkonosko-mazowieckim pozdrowieniem
Marcin Rutkowski
Wojtek Ryczer
Rafał Zając
Źródło: PZA
Specyficzne (czyt. bardzo dobre) warunki na Eigerze wykorzystał po raz kolejny, kustosz północnej ściany, Ueli Steck. Tym razem 16 listopada pobił po raz trzeci rekord przejścia drogi Heckmaira wykręcając czas 2 godziny 22 minuty i 50 sekund. Warto wspomnieć, że poprzedni rekord (2001) należał do Daniego Arnolda (2 godzin 28 minut).
Ueli Steck przy Trudnej Rysie. Warto zwrócić uwagę na buty, a właściwie (chyba) rakobuty... Fot. fb. Stecka
Przypomnijmy, że w 2007 roku Steck przeszedł ścianę w 3 godziny i 54 minuty. Nie był jednak usatysfakcjonowany i wrócił ponownie zimą, aby urwać godzinę (2 godziny i 47 minut).
W tym roku Steck przeszedł ścianę już wcześniej z Nicolasem Hojac'iem. Notabe pobili rekord przejścia zespołowego czasem 3 godziny 46 minuty (wcześniej rekord 4 godziny 25 minut - Roger Schaeli i Simon Gietl).
Jak sam Ueli przyznaje - Nie da się porównać poszczególnych czasów przejść, ponieważ w alpinizmie dużo zależy od warunków w danym dniu. Poniżej jeszcze film podsumowujący przejście:
Źródło: profil fb Ueli Stecka
Zespół Marcin Rutkowski, Wojciech Ryczer, Rafał Zając wytyczyli nową drogę na dziewiczym sześciotysięczniku San Lian East (6368 m) w Syczuanie (masyw Minya Konka). Hard Camping biegnie wschodnią ścianą i proponowana wycena to ED2 (M7, WI5, R, 1600 m + kilkaset metrów trawersu granią do szczytu).
Fot. pza.org.pl
Miło mi poinformować, że w zeszłym tygodniu padła oprócz północnej Eigeru również północna Matterhornu i północna Aiguille du Midi. Obie drogi padły w stylu OS. Poniżej relacja Grześka Kukurowskiego z przejścia.
Grzegorz Kukurowski na podejściu pod kluczowe trudności Eugstera. Fot. Łukasz Chrzanowski
Małgorzata Jurewicz i Józef Soszyński wykorzystali "warun" na północnej ścianie Eigeru i przeszli wielki alpejski klasyk, jakim jest Droga Heckmaira.
Gosia Jurewicz w Rysach Wyjściowych. Fot. Józef Soszyński
Wystartowali 12 listopada o 4.00. O 16-tej założyli biwak obok Kruchych Półek. W nocy mieli chwile zawahania, ponieważ temperatura zaczęła wzrastać i z Pająka zaczął się regularny ostrzał kamieniami. Na szczęście rano przyszedł lekki mróz i mogli kontynuować wspinanie. Wystartowali o 7.00, by stanąć na wierzchołku o godz. 15-tej.
Warunki w ścianie ogólnie były dobre. Dół ściany był bardzo dobry, ale już góra była dość sucha i w Rysach Wyjściowych asekuracja stała się bardziej wymagająca.
Boje o przejście północnej ściany Eigeru trwały długo. Udało się to dopiero czteroosobowemu zespołowi w 1938 roku. Historię tych prób możecie przeczytać w tym artykule: Eiger. Aktualnie jest to wspaniała droga, o której marzy niemalże każdy wspinacz zimowy.
Ostatnie polskie przejścia miały miejsce wiosną (Tadeusz Grzegorzewski i Maciej Bedrejczuk oraz Adam Ryś i Marcin Rutkowski).
- Kolejna nowa droga Polaków w Dolinie Lachit
- Obóz GWW PZA na Kaukazie
- Zdobyty dziewiczy wierzchołek w Dolinie Tagas
- Bad to the Bone na Alasce
- Filar Cassina dla Polaków
- Hansjörg Auer i Much Mayr na Alasce
- Eiger i Matterhorn północnymi ścianami
- Droga Heckmaira na płn. Eigeru dla Polaków GALERIA
- Ginat na Les Droites dla Warszawiaków
- Marcin Wernik samotnie na Desce Szwajcarskiej