Opowieść Andrzeja Bargiela o zdobyciu ośmiotysięcznika

Dlaczego Grzegorz Bargiel wycofał się z ataku na szczyt? Co skłoniło Andrzeja Bargiela do samotnej walki? Co czuje człowiek walczący o marzenia? Zapraszamy na relacje Andrzeja z najważniejszego dnia wyprawy Shishapangma Ski Challenge.

Fot. Kin Marcin/Red Bull Content Pool

Wypadek Grzegorza

Pierwszego września o 5 rano wystartowaliśmy z bratem, w pełni zmotywowani do ataku szczytowego. Po godzinie dotarliśmy do Icefallu, gdzie mieliśmy zdeponowane narty i buty narciarskie. Od samego początku wszystko nie układało się po naszej myśli ); Tuż po wejściu na Icefall pod Grześkiem zapadł się lód. Po chwili zobaczyłem go zanurzonego do połowy uda w zimnej lodowcowej wodzie. Na szczęście w depozycie były buty Marcina po które wróciliśmy i Grzesiek mógł iść dalej.

Rezygnacja kompanów

Wyruszyliśmy z myślą, że limit złych zbiegów okoliczności już się wyczerpał. Po 5 godzinach dotarliśmy do naszego namiotu w obozie pierwszym. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy do dwójki gdzie czekał na nas Darek. O godzinie 13 Darek przywitał nas w dwójce gorącą herbatą. Cały czas w dwójce poświęciliśmy głównie na gotowanie i przygotowania do naszego nocnego wyjścia. Bardzo mnie zmartwiło samopoczucie Grześka - nie był w formie jaką prezentował podczas całej wyprawy. O godzinie 3 w nocy, wyruszyliśmy w trójkę w kierunku szczytu. Byliśmy trochę zdziwieni, bo pogoda była wbrew prognozom bardzo nieprzyjemna, wiał silny wiatr i zalegała mgła. To właśnie ona miała największy wpływ na to co się później działo… A działo się nie najlepiej. Po dwóch godzinach od startu, Darek oznajmił przez radio, że nie czuję się najlepiej i nie ma siły na kontynuowanie ataku…to był dopiero początek… Po kolejnej godzinie, kolejny cios. Grzesiek, który był podporą wyprawy, nagle zwolnił tempo. Gdy to zobaczyłem, podszedłem bliżej i zobaczyłem jego twarz. Od razu wyczułem, że nie jest dobrze. Grzesiek był blady, ledwo stał na nogach. Przyczyną jego niedyspozycji był pewnie wypadek z poprzedniego dnia. Był po prostu potwornie przeziębiony. To był dla mnie bardzo ciężki moment … Gdy patrzyłem na niego i widziałem jego wyraz twarzy, i to z jakim smutkiem mówi, że nie ma siły, że to koniec , że nie pójdzie dalej… Bardzo było mi przykro. On włożył w tą wyprawę tyle energii, i pracował jak wół w trakcie całej aklimatyzacji a w najważniejszym momencie, miał tak wielkiego pecha. Przecież mieliśmy zjechać z tej góry razem… To była nasza wyprawa, nasza przygoda, chcieliśmy tego dokonać wspólnie a wszystko się posypało… Po długiej rozmowie stwierdziłem że spróbuję sam. Czułem się świetnie. Pogoda była nieprzewidywalna ale to była ostatnia szansa gdyż kolejne siedem dni zapowiadały totalne załamanie pogody. Była to jedyna chwila na jakiekolwiek marzenie o szczycie. Grzegorz zawrócił z wysokości 7250m.n.p.m. i pojechał w kierunku obozu drugiego. Patrzyłem na to z potwornym smutkiem…

Nierealny atak na szczyt

Po chwili zadumy wyruszyłem żwawym tempem w kierunku szczytu. O siódmej rano dotarłem do obozu trzeciego na wysokość 7500m.n.p.m. Ku mojemu zaskoczeniu spotkałem tam hiszpańską wyprawę Carlosa Sorio, która miała w nocy wyruszyć na szczyt. Po krótkiej rozmowie okazało się, że schodzą do bazy i kończą wyprawę… Ich Szerpowie stwierdzili, że warunki nie pozwalają na dalsza wspinaczkę. W tym momencie naprawdę już sam nie wiedziałem co mam robić. Zapytałem Szerpów co myślą o moim samotnym ataku? A oni ze zdziwieniem powiedzieli, że to nie jest wykonalne i żebym lepiej zjechał do bazy. Po krótkiej walce z własnymi myślami, stwierdziłem że spróbuję. Wyruszyłem o godzinie ósmej. Było na prawdę bardzo ciężko. Większość drogi brnąłem po pas w śniegu. Pocieszającą sprawą było to, że byłem w nieustannym kontakcie radiowym z Grześkiem, Darkiem i Marcinem. Grzesiek chyba najbardziej się obawiał mojego wyjścia, szczególnie gdy nagle przyszło załamanie pogody (zaczął bardzo intensywnie padać śnieg i przyszedł mocny wiatr z chmurami). W pewnym momencie nie było nic widać. Usiadłem na bezpiecznej skale i z nadzieją czekałem na poprawę pogody. Po pół godzinie przejaśniło się na tyle by można było kontynuować atak. Ostatnie dwieście metrów dało mi najwięcej adrenaliny. Zaczęło się robić stromo, śniegu było naprawdę za dużo, wręcz musiałem iść na czworakach po to by unosić się na powierzchni. W pewnym momencie, tuż obok mnie zeszła samoistnie lawina, co bardzo mnie zaniepokoiło. Samą drogę dojścia do szczytu wybierałem czterokrotnie. Przede wszystkim dlatego, że w każdej próbie było bardzo stromo a ja zapadałem się w śniegu ponad pas. W końcu obrałem drogę zupełnie w koło, po stromych skałach, które były najbezpieczniejszą opcją. O 13 miejscowego czasu, po 28 godzinach od wyjścia z bazy, osiągnąłem szczyt! Na samym wierzchołku nie spędziłem zbyt dużo czasu. Było to niespełna 30 min. Chwilę odpocząłem, napiłem się i przygotowywałem się do tak długo wyczekiwanego przeze mnie momentu- zjazdu ze szczytu Sziszapangmy. Jeśli chodzi o wrażenia ze szczytu, to było bardzo specyficznie. Sam wierzchołek był na tyle zaśnieżony, że stałem na nim po pas w gęstej breji. Wiało niemiłosiernie ale bardzo się cieszyłem. Reszta ekipy także była szczęśliwa z tego udanego wyjścia.

Ciężki zjazd z Sziszapangmy

W końcu zapiąłem narty i ruszyłem. Byłem bardzo zmęczony, więc w trakcie zjazdu co kilka minut musiałem robić przerwy, szczególnie w górnych partiach. Podczas zjazdu musiałem być bardzo ostrożny, bo śniegu było naprawdę dużo, a do tego był on przewiany. Często podcinałem lawinki które płynęły jak potoki wokół mnie. Po dojechaniu do wysokości obozu trzeciego, czułem się już bezpieczny. Bardzo szybko pojechałem do dwójki gdzie czekali na mnie chłopaki. Zjazd trwał 40 min. Nie odpinając nart, padłem ze zmęczenia przy obozie drugim, wypiłem herbatę, pogadałem chwilę z nimi. Grzegorz w między czasie przygotował mi ładunek. Zwinęli namiot i jego zawartość. Wstałem na nogi, wrzuciłem ciężki plecak na plecy i pojechałem w kierunku bazy. Zjazd z wierzchołka do Icefallu zajął mi półtorej godziny. Gdy usiadłem pod górą i pomyślałem sobie, że chwilę temu byłem na ośmiotysięczniku, poczułem się niesamowicie. Narty naprawdę są niezwykłe- po raz kolejny sobie to uświadomiłem. Przypomniałem sobie moje początki na wsi kiedy jeździłem z okolicznej górki na drewnianych nartach. Poczułem bardzo dużą satysfakcję z tego co zrobiłem. To było moje marzenie i spełniło się; to znaczy- sam je spełniłem ;) Przykro mi tylko, że nie zrobiłem tego z Grzegorzem, bo to było bardzo ważne dla mnie. Wielka szkoda… Ale w końcu jesteśmy tacy młodzi ;) Sunt Leones zakłada takie wyprawy cyklicznie i może następnym razem wybierzemy się na wyprawę z Grześkiem i najmłodszym bratem Bartkiem, który rośnie w siłę ;) ?

Bezcenna kolacja Renzziego

Następnie Darek z Grześkiem zwinęli obóz pierwszy. Marcin przyszedł z naszym kuchcikiem do Icefallu, po to by pomóc znieść cały sprzęt do bazy. O 20 dotarliśmy do niej. Czekał tam już na nas Renzzi, który przygotował pyszną kolację. Byliśmy bardzo głodni ;) Marcin opowiadał, że Renzzi bardzo przeżywał mój atak. Po sukcesie tańczył i śpiewał z radości. Podczas ataku rozwieszał flagi modlitewne na górze obok bazy… Jeśli chodzi o wszystkich wspinaczy w bazie, to z szacunkiem przychodzili gratulować sukcesu. Do końca nie mogli uwierzyć, że dokonałem tego samotnie. Przecież mam dopiero 25 lat ;)

W bazie nareszcie mogłem się wykąpać ;) Śmieszną sprawą było to, że gdy zobaczyłem mój duży palec u nogi, okazało się, że mam duży bąbel od spodu i jest to o dziwo oparzenie od wkładek podgrzewających stopy ;) Przeliczyłem przy okazji wszystkie palce u rąk i u nóg ;) Gdy naliczyłem dwadzieścia, spokojnie położyłem się spać ;)

Fot. Kin Marcin/Red Bull Content Pool

Dalsze plany

Dwa dni czekamy na jaki, które karawaną przetransportują nasz sprzęt w kierunki bazy dolnej, z której samochodem przemieścimy się z Tybetu do Nepalu. 10 października wylatujemy z Nepalu do Polski, w której będziemy 11 października.

Dziękuję wszystkim sponsorom i osobom, które pomagały przy organizacji naszej wyprawy. Do samego końca była ryzykowna dlatego tym większe należą się brawa firmom, które w nią uwierzyły. Pierwszą z nich jest CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym przedsięwzięcia. Kolejnymi jest LOTTO, Sony, TTcomm. Sprzętowo wspierali nas Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodawał Red Bull.

Dziękuje również partnerom medialnym czyli National Geographic, Maleman, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM, Spotkania z Filmem Górskim oraz agencji Joy Ride.

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Andrzej Bargiel samotnie zdobywa szczyt Sziszapangmy

Dzisiaj o godzinie 08:30 podczas ataku szczytowego nastąpiło załamanie pogody. Wszystkie wyprawy zawróciły. Na polu walki został tylko dwudziestopięcioletni narciarz Andrzej Bargiel. Po godzinie walki samotnie zdobył szczyt ośmiotysięcznika.

Wczoraj Grzegorz i Andrzej Bargielowie wyruszyli na atak szczytowy. O świcie dotarli do obozu numer II (6900m.n.p.m) gdzie przebrali się w kombinezony i ruszyli po szczyt omijając obóz numer III. Atak przebiegał planowo aż do 06:30 naszego czasu, kiedy nastąpiło załamanie pogody. Silny wiatr i opady śniegu zmusiły do odwrotu wszystkie wyprawy zdobywające Sziszapangme. Zawrócił również towarzysz Andrzeja – jego brat Grzegorz. Młody Zakopiańczyk został na polu bitwy sam. Pozostało mu 200 metrów do szczytu. Andrzej postanowił przeczekać załamanie pogody. Kiedy wiatr ustał ruszył do ataku. Torując sobie drogę w śniegu sięgającym jego wzrostu po kilkugodzinnej heroicznej walce osiągnął cel. O 13:12 czasu lokalnego, Andrzej Bargiel jako pierwszy Polak w historii samotnie zdobył na nartach skitourowych wierzchołek centralny (8013m.n.p.m) góry Sziszapangma.

O godzinie 10:00 naszego czasu Andrzej zjechał do trzeciego obozu. Warto pokreślić że wyjście z obozu trzeciego na szczyt zajęło 8 godzin, zjazd 34 minuty! Obecnie kontynuuje zjazd do drugiego obozu gdzie spotka się z Grzegorzem oraz Darkiem Załuskim i wspólnie przemieszczą się w dolne partie gór gdzie czeka na nich fotograf Marcin Kin.

Zdobycie szczytu nie miałoby miejsca gdyby nie pomoc firm, które uwierzyły w wyprawę Shishapangma Ski Challenge. Pierwszą z nich jest firma CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym wyprawy. Kolejnymi jest LOTTO, sprzęt elektroniczny Sony, oraz łączność satelitarna TTcomm. Ekipę wspierają sprzętowo Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodaje im Red Bull.

Najnowsze informacje z ekspedycji są publikowane na blogu Andrzejbargiel.com, fanpage’u (https://www.facebook.com/pages/Andrzej-Bargiel/170845269678769?fref=ts) oraz na platformach partnerów medialnych czyli National Geographic, Malemen, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM i Spotkania z Filmem Górskim. O oprawę PR’ową akcji dba firma JoyRide.

***

Grupa CTL Logistics jest międzynarodowym koncernem logistycznym działającym od 1992 roku na rynku polskim i w krajach europejskich. Swoim klientom oferuje kompletny produkt logistyczny obejmujący transport kolejowy towarów masowych (tj. węgiel, koks, kruszywa, złom i inne), kontenerów, paliw i chemii, transport samochodowy, spedycję, dzierżawę wagonów oraz obsługę bocznic. Oferta obejmuje towarowy transport kolejowy, przewozy intermodalne, spedycję, usługi przeładunkowe, doradztwo celne, obsługę i utrzymanie taboru infrastruktury kolejowej oraz usługi na terminalach przeładunkowych. CTL Logistics wykonuje przewozy międzynarodowe, będąc tym samym logistycznym pomostem łączącym Wschód z Zachodem oraz Północ z Południem.

 

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Wypadek Andrzeja Bargiela podczas wejścia na ośmiotysięcznik

Wybity bark, tragiczna historia Alex’a Lowe i wyjście na 7500 m.n.p.m – miniony tydzień był kluczowy dla narciarskiej wyprawy Shishapanga Ski Challenge. Teraz pozostał tylko atak na szczyt!

Andrzej i Grzesiek podczas aklimatyzacji. Fot. Kin Marcin/Red Bull Content Pool

Wybity bark Andrzeja

W dniach 19-20 września, Andrzej nie najlepiej się czuł (spędził 2 dni bez jedzenia w bazie). Prawdopodobnie efektem tego osłabienia był groźny wypadek jaki przydarzył mu się 21 września, idąc do góry w stronę Grzegorza, Marcina i Darka. Podczas przekraczania lodowcowego potoku, jeden z kijków zablokował się skutecznie pośród skał i szarpnął do tyłu ciałem Andrzeja. W wyniku tego upadku wypadł mu bark ze stawu. Zachowując zimną krew, podkładając kijek turystyczny pod ramię, samemu nastawił sobie uszkodzony staw. Ta dramatyczna okoliczność, oraz niezwykle bolesne ale szybkie wyratowanie się z niej, spowodowały, że pozostawił swoje szanse na udział w wyprawie (najbliższy szpital jest oddalony o ok. 40 km od Shishapangmy). Na szczęście wszystko jest dobrze z jego ramieniem.

Tragiczna historia znalezionych nart

Pojawiły się przypuszczenia do kogo mogą ewentualnie należeć znalezione narty przez Andrzeja i Darka kilka dni temu. Znana kanadyjska pisarka (autorka wielokrotnie nagradzanej książki „Freedom Climbers” o złotej erze polskiego himalaizmu) Bernadette McDonald (która przez 20 lat była dyrektorką Banff Mountain Film Festival), usłyszawszy historię odnalezienia nart, natychmiast skojarzyła to znalezisko z tragiczną śmiercią Alexa Lowe’a w lawinie pod Shishapangmą 5 października 1999 roku. Alex Lowe, Conrad Anker i David Bridges, w ramach American Shishapangma Ski Expedition, mieli zamiar zjechać południowo ścianą, tzw. drogą polsko-szwajcarską. To było marzenie Alexa, by dokonać tego zjazdu. Niestety, podczas przekraczania płaskiej części lodowca przy podejściu, ogromny serak, ok. 1800 metrów ponad nimi runął w dół. Początkowo himalaiści wręcz robili zdjęcia temu zjawisku jakie daleko od nich się wydarzyło. Niestety. Masy śniegu nabrały prędkości ok. 100 km/h. Szybko się okazało, że są na linii „strzału” i nie zdążą uciec. Zginął Alex Lowe i David Bridges (dwukrotny Mistrz USA w paraglidingu). Anker został szczęśliwie „zdmuchnięty” przez falę uderzeniową i z licznymi obrażeniami, przeżył ten wypadek. Czy odnalezione narty są pozostałością po wyprawie Alexa?

Udana aklimatyzacja

Po odzyskaniu sił i minięciu bólu spowodowanego kontuzją barku, uczestnicy polskiej wyprawy konsekwentnie realizowali zamierzone cele. Wyprawa założyła obóz I na wysokości 6400 m.n.p.m. Udało się także założyć obóz II na wysokości 6900 m.n.p.m, oraz w ramach wyjścia aklimatyzacyjnego Andrzej i Grzegorz osiągnęli 7500 m.n.p.m. To bardzo ważne, że udało się osiągnąć tą wysokość. Obecnie wszyscy uczestnicy zjechali do bazy i odpoczywają. Ich jedynym celem jest obecnie atak szczytowy, który na przełomie września i października przeprowadzą. Oprócz osiągów wysokościowych, swoje limity podciągnął Marcin Kin, wychodząc na nartach na 6400 m.n.p.m. Darek Załuski, najbardziej doświadczony himalaista, oprócz bycia „dobrym duchem” wyprawy, intensywnie filmuję dokonania swoich kolegów. Marcin także pracowicie fotografuję o czym można się przekonać oglądając wysyłane przez niego przepiękne zdjęcia publikowane na stronie redbull.pl (http://www.redbull.com/pl/pl/adventure) oraz w serwisie mediowym Red Bull Content Pool (wwwredbullcontentpool.com).

Andrzej i Grzesiek w najwyższym osiągniętym punkcie. Fot. Grzegorz Bargiel

Okno pogodowe z widokiem na szczyt

-Tym co obecnie stanowić będzie o sukcesie wyprawy jest przede wszystkim pogoda. Wynika z relacji, że uczestnicy ekspedycji są w dobrych nastrojach i osiągnęli sukces aklimatyzacyjny. Z obiektywnych zagrożeń jakie mogą ich spotkać, są szczeliny lodowcowe, pękające seraki, niska temperatura i wiatr. Jeśli wyeliminują do minimum te czynniki, choćby przez „wstrzelenie się” w okno pogodowe, to są skazani na sukces. Widać to po ich motywacji i przygotowaniu-mówi ratownik TOPR Jakub Brzosko. Pozostało nam wszystkim trzymać kciuki za powodzenie wyprawy i ich bezpieczne zdobycie szczytu oraz zjazd do bazy. Parafrazując znaną reklamę pewnego banku, można powiedzieć „Uśmiech kucharza Renzziego w bazie, gratulującego zjechania ze szczytu- bezcenny”.

Przyjaciele wyprawy

Realizacja tak ekstremalnych marzeń to nie tylko wyzwanie fizyczne i psychiczne, ale również finansowe. Na szczęście są w naszym kraju firmy, które są gotowe poprzeć nawet najbardziej ryzykowne przedsięwzięcia. Pierwszą z nich jest firma CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym wyprawy. Kolejnymi jest LOTTO, sprzęt elektroniczny Sony, oraz łączność satelitarna TTcomm. Ekipę wspierają sprzętowo Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodaje im Red Bull.

Najnowsze informacje z ekspedycji są publikowane na blogu Andrzejbargiel.com, fanpage’u (https://www.facebook.com/pages/Andrzej-Bargiel/170845269678769?fref=ts) oraz na platformach partnerów medialnych czyli National Geographic, Malemen, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM i Spotkania z Filmem Górskim. O oprawę PR’ową akcji dba firma JoyRide.

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Wyprawa Andrzeja Bargiela dociera na 6400 m.n.p.m

Andrzej i Grzegorz Bargielowie, Darek Załuski oraz Marcin Kin kontynuują swoją narciarską wyprawę na ośmiotysięcznik Shishapangma. Po wycieńczającym podejściu dotarli do kluczowej bazy numer jeden.

Fot. Kin Marcin/Red Bull Content Pool

W dniach 14 -16 września, uczestnicy wyprawy Shishapangma Ski Challenge przedostali się do bazy na lodowcu Yebokangal Glacier. 15 września wieczorem, wyprawa dotarła do bazy głównej (Base Camp, w skrócie BC) na wysokości 5 000 m.n.p.m. Tam spotkali się z czekającym na nich z całym ładunkiem zapasów, kucharzem Renzzim. Wspólnie z nim, 16 września, transportując sprzęt i ekwipunek na jakach, wyprawa przedostała się dalej do wysuniętej bazy na wysokości 5600 m.n.p.m. Zastali tam 5 innych wypraw. 17 września, po zaaranżowaniu obozu, wyprawa spotkała się z lamą, który odprawił rytualną pudżę (mszę) za powodzenie wyprawy. 18 września postanowili dojść do obozu I, już na nartach ski tourowych. Czekał ich kilkugodzinny, trudny marsz, poprzez skomplikowane formacje lodowcowe, w tym barierę lodowcową- tzw. Icefall. Po pokonaniu trudności, kontynuowali podejście już na nartach, do obozu pierwszego na wysokości 6400 m.n.p.m. Po odpoczynku i uzupełnieniu płynów, zjechali do bazy, w której regenerowali się przed sobotnim (20.09.) wyjściem aklimatyzacyjnym. Jego celem jest poprzez obóz pierwszy, dotarcie do obozu II oraz założenie obozu III. Wg. wstępnych założeń obóz II ma stanąć na wysokości 6700 m.n.p.m.. Obóz III już na 7500 m.n.p.m. Po dotarciu do obozu III, wyprawa zejdzie na noc do obozu II, skąd w dół do bazy. Dla wyprawy, to aklimatyzacyjne wyjście jest kluczowe w całym przebiegu wyprawy. Podczas zejścia z obozu I (6400 m.n.p.m.) Andrzej Bargiel i Darek Załuski, próbując skrócić trasę przez lodowiec, odnaleźli stare narty pochodzące z innej wyprawy. Znany jest fakt, że Jerzy Kukuczka- zdobywając swój ostatni ośmiotysięcznik- właśnie Shishapangmę (18.09.1987 r.), użył w powrocie nart. Szczyt zdobył z Arturem Hajzerem, który niechętny zjeżdżaniu w dół, schodził na piechotę. Czy stare narty należą do wyprawy Kukuczki i Hajzera? Być może dowiemy się wkrótce.

Fot. Kin Marcin/Red Bull Content Pool

Shishapangma Ski Challenge 2013 jest wydarzeniem inicjującym projekt „Hic sunt leones”. Pod łacińską sentencją oznaczającą „nieznane kraje” – skrywa się wielki narciarski plan, zakładający zjazdy z najwyższych szczytów Ziemi. Narty skracają wielogodzinne wędrówki w rozrzedzonym powietrzu, ułatwiają poruszanie się w głębokim śniegu. Celem „Hic sunt leones” będzie pokazanie, że narciarstwo to sport radosny, nawet na dachu świata - tłumaczy Bargiel.

Realizacja tak ekstremalnych marzeń to nie tylko wyzwanie fizyczne i psychiczne, ale również finansowe. Na szczęście są w naszym kraju firmy, które są gotowe poprzeć nawet najbardziej ryzykowne przedsięwzięcia. Pierwszą z nich jest firma CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym wyprawy. Kolejnymi jest LOTTO, sprzęt elektroniczny Sony, oraz łączność satelitarna TTcomm. Ekipę wspierają sprzętowo Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodaje im Red Bull.

Dodatkowe zdjęcia z wyprawy można znaleźć na stronie redbull.pl (http://www.redbull.com/pl/pl/adventure) oraz w serwisie mediowym Red Bull Content Pool (wwwredbullcontentpool.com). Najnowsze informacje z ekspedycji będą publikowane blogu Andrzejbargiel.com, fanpage’u (https://www.facebook.com/pages/Andrzej-Bargiel/170845269678769?fref=ts) oraz na platformach partnerów medialnych czyli National Geographic, Malemen, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM i Spotkania z Filmem Górskim. O oprawę PR’ową akcji dba firma JoyRide.

***

Grupa CTL Logistics jest międzynarodowym koncernem logistycznym działającym od 1992 roku na rynku polskim i w krajach europejskich. Swoim klientom oferuje kompletny produkt logistyczny obejmujący transport kolejowy towarów masowych (tj. węgiel, koks, kruszywa, złom i inne), kontenerów, paliw i chemii, transport samochodowy, spedycję, dzierżawę wagonów oraz obsługę bocznic. Oferta obejmuje towarowy transport kolejowy, przewozy intermodalne, spedycję, usługi przeładunkowe, doradztwo celne, obsługę i utrzymanie taboru infrastruktury kolejowej oraz usługi na terminalach przeładunkowych. CTL Logistics wykonuje przewozy międzynarodowe, będąc tym samym logistycznym pomostem łączącym Wschód z Zachodem oraz Północ z Południem.

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Niezwykły Nepal – pierwszy przystanek wyprawy Shishapangma Ski Challenge

Wyprawa Andrzeja i Grzegorza Bargielów mająca na celu zjazd na nartach z ośmiotysięcznika dotarła do urokliwego Kathmandu. Sielankowy odpoczynek nie potrwał długo ponieważ już następnego dnia ruszyli w stronę granicy, gdzie nie obyło się bez problemów…

5 września wyruszyła w Himalaje wyprawa pod przewodnictwem ekstremalnego narciarza i ski alpinisty- Andrzeja Bargiela. Celem jest zdobycie w jak najkrótszym czasie szczytu Shishapangmy (8013 m. n. p. m.) oraz zjazd na nartach  z samego wierzchołka góry. W wyprawie biorą udział z Andrzejem, jego brat Grzegorz - międzynarodowy przewodnik wysokogórski i narciarski IVBV, ratownik TOPR. Darek Załuski - filmowiec, maratończyk, himalaista. Zdobywca 5 ośmiotysięczników, w tym K2. Marcin Kin - fotograf i freerider.

6 września wyprawa dotarła do pierwszego przystanku czyli Kathamandu w Nepalu. Andrzej, Grzesiek, Darek i Marcin przez kilka godzin mieli okazje przekonać się jak wygląda życie w głównym ośrodku przemysłowym kraju. Korzystając z uroków lokalnej kuchni i rozmów z sympatycznymi tubylcami relaksowali się przed nadchodzącymi treningami aklimatyzacyjnymi. Zgodnie z założonym celem następnego dnia wyprawa ruszyła do Kodari, małej wioski oddalonej o 1 km z granicą Tybetu- okupowanego przez Chiny. Po trudnościach z przekroczeniem granicy (strażnikom chińskim nie odpowiadały polskie książki- niejako mogącymi być narzędziem propagandy anty chińskiej, czy telefon satelitarny oraz logotyp projektu „Sunt Leones”- słoneczny lew na tle gór), wyprawa dotarła do miejscowości Nyalam. Tam rozpoczęły się pierwsze treningi uczestników wyprawy. Celem aklimatyzacyjnym, przed zdobyciem Shishapangmy, był pięćdziesięcio kilometrowy trekking wokół góry Mount Kailash (6714 m.n.p.m.). Jest ona traktowana z szacunkiem przez środowisko wspinaczy z całego świata i uważa się ją jako „niedostępny szczyt”, ponieważ wg. Hindusów jest to siedziba Boga Śiwy. Dla wyznawców 4 religii: hinduizmu, buddyzmu, dżinizmu i bön, Mount Kailash (Dewanagari) to święta góra. Obecnie wyprawa przemieszcza się w stronę głównej bazy pod Shishapangmę. Po drodze mogą wystąpić problemy z łącznością.

Shishapangma Ski Challenge 2013 jest wydarzeniem inicjującym projekt „Hic sunt leones”. Pod łacińską sentencją oznaczającą „nieznane kraje” – skrywa się wielki narciarski plan, zakładający zjazdy z najwyższych szczytów Ziemi. Narty skracają wielogodzinne wędrówki w rozrzedzonym powietrzu, ułatwiają poruszanie się w głębokim śniegu. Celem „Hic sunt leones” będzie pokazanie, że narciarstwo to sport radosny, nawet na dachu świata - tłumaczy Bargiel.

Realizacja tak ekstremalnych marzeń to nie tylko wyzwanie fizyczne i psychiczne, ale również finansowe. Na szczęście są w naszym kraju firmy, które są gotowe poprzeć nawet najbardziej ryzykowne przedsięwzięcia. Pierwszą z nich jest firma CTL Logistics kompleksowy operator logistyczny, który jest sponsorem strategicznym wyprawy. Kolejnymi jest LOTTO, sprzęt elektroniczny Sony, oraz łączność satelitarna TTcomm. Ekipę wspierają sprzętowo Salomon, Sunnto, Atomic, Pajak, a skrzydeł dodaje im Red Bull.

Dodatkowe zdjęcia z wyprawy można znaleźć na stronie redbull.pl (http://www.redbull.com/pl/pl/adventure) oraz w serwisie mediowym Red Bull Content Pool (wwwredbullcontentpool.com). Najnowsze informacje z ekspedycji będą publikowane blogu Andrzejbargiel.com, fanpage’u (https://www.facebook.com/pages/Andrzej-Bargiel/170845269678769?fref=ts) oraz na platformach partnerów medialnych czyli National Geographic, Maleman, Art. & Business, Teleexpress, RMF FM i Spotkania z Filmem Górskim. O oprawę PR’ową akcji dba firma JoyRide.

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Relacja z wyprawy „Marks Engels 2013”

Wyjazd wyprawy Marks Engels 2013 do Tadżykistanu miał miejsce 22 lipca, ostateczny powrót do Polski nastąpił 16 sierpnia, z czego pobyt w górach trwał 17 dni.

Na przełęczy, centralnie w oddali widoczny Pik Marks. Fot. arch. Arek Pawłowski

Skład wyprawy

Aleksander Kosicki, Tomasz Kosicki (KW Warszawa), Arek Pawłowski (KW Warszawa).

Cel wyprawy

Wyjazd miał na celu wejście na szczyt Karola Marksa oraz eksplorację pobliskiego terenu. Głównego celu niestety nie udało się zrealizować. Z kolei część eksploracyjną można uznać za udaną. Podczas wyprawy dobrze rozpoznaliśmy obszar kilku dolin, zarówno pod szczytem K. Marksa, jak również Piku Tadżykistan i Leningrad.

Szczyt Karola Marksa 6723 m n.p.m. to najwyższa góra wschodniego pasma Gór Sachadryjskich w południowo-zachodnim Pamirze. Pod względem wysokości plasuje się on na szóstym miejscu tego regionu górskiego. Pierwsze udokumentowane wejście miało miejsce 6 września 1946 r., dokonała tego ekspedycja radziecka pod przewodnictwem Jewgienija Beleckiego.

Droga do bazy

Z Warszawy do stolicy Tadżykistanu (Duszanbe) dotarliśmy samolotem. Następnie wynajętym jeepem, po prawie 20-godzinnej podróży, dotarliśmy do Khorog - stolicy Górskobadachszańskiego Okręgu Autonomicznego. Stamtąd ruszyliśmy w dalszą drogę wzdłuż rzeki Pandż do Nishgar, wioski, z której planowaliśmy ruszyć w góry.

Widok na Hindukusz. Fot. arch. Arek Pawłowski

Kiedy wieczorem 24 lipca dotarliśmy na miejsce, musieliśmy zmienić nasz pierwotny plan, który zakładał dotarcie pod górę Doliną Nishgar. Droga, którą planowaliśmy podejście, jak dowiedzieliśmy się z relacji miejscowych, była niedostępna. W związku z tym zdecydowaliśmy się podjąć akcję z sąsiedniej doliny, do której ścieżkę wskazali nam tubylcy. Wynajęliśmy dwa osiołki do pomocy przy wnoszeniu bagaży i rankiem 25 lipca wyruszyliśmy z karawaną do góry. Tego dnia dotarliśmy do obozowiska "Pamirców", które położone jest na wysokości ok. 3950 m, stamtąd nie biegnie już żadna droga, zatem ładunki do naszej bazy docelowej musieliśmy wnieść sami. 27 lipca założyliśmy bazę główną na wysokości ok. 4500 m, a kolejne dwa dni zajęło nam przeniesie tam całego bagażu.

Przebieg akcji górskiej

30 lipca wyruszyłem samotnie na rekonesans wzdłuż doliny w kierunku wschodniego lodowca Nishgar. Przy okazji zabrałem część sprzętu, wynosząc go do góry. Niestety, z powodu nagłego pogorszenia się warunków pogodowych (burza), zdecydowałem się na odwrót. Nie dotarłem do przełęczy, z której chciałem ocenić możliwość zejścia na lodowiec.

Następnego dnia, tym razem już w komplecie, ponownie udaliśmy się na “zwiady” w tym samym kierunku. Gdy doszliśmy do przełęczy ukazała się przed nami fantastyczna panorama gór wznoszących się nad lodowcem. Niestety zejście tamtędy było w zasadzie “jednokierunkowe”, w związku z czym nie zdecydowaliśmy się na kontynuowanie tej drogi. Postanowiliśmy jednak zostać na miejscu i przenocować na przełęczy (5300 m), w celach aklimatyzacyjnych.

W związku z zaistniałą sytuacją i zbliżającym się powrotem Olka do kraju, postanawialiśmy spróbować wspiąć się na pobliski szczyt Leningrad (6222 m).

Pik Leningrad (6222 m n.p.m.). Fot. arch. Arek Pawłowski

1 sierpnia zeszliśmy do bazy i przygotowaliśmy się do ponownego wyjścia w górę. Kolejny dzień przyniósł jednak załamanie pogody i wstrzymał nasze plany. Po dniu odpoczynku, 3 sierpnia, wyszliśmy w kierunku Piku Leningrad. Po kilku godzinach wspinaczki nieprzyjemnym zboczem, dotarliśmy w okolice grani szczytowej, namiot rozbiliśmy na wysokości 5500 m, z którego rano ruszyliśmy w kierunku szczytu. Mniej więcej w dwie godziny po wyjściu, z powodu złego samopoczucia, z dalszej wspinaczki rezygnował Tomek. Razem z Olkiem kontynuowaliśmy wejście, jednak w niedługim czasie również i on zrezygnował z dalszego podchodzenia. Zdecydowałem się na samodzielną próbę, ale dość szybko, z racji dużej kruszyzny skały, podjąłem decyzję o odwrocie. Nasze wejście zakończyło się na wysokości ok. 5900 m, tego dnia wszyscy wróciliśmy do bazy głównej.

5 sierpnia zwinęliśmy nasz obóz i zaczęliśmy zejście do wioski, dla Olka był to koniec wyprawy. My zaś planowaliśmy przedostać się do sąsiedniej doliny i tam szukać jakiejś odpowiedniej trasy pod górę. Zejście po stromych piargach okazało się uciążliwe (schodziliśmy nową drogą), zwłaszcza z ciężkimi plecakami. Do wioski dotarliśmy dopiero następnego dnia rano.

Nieoczekiwanie na wyjazd razem z Olkiem zdecydował się również Tomek. Pomimo tego zdecydowałem się zostać w górach. Jeszcze tego samego dnia zrobiłem szybkie przepakowanie, wydzieliłem jedzenie na 6 dni i pozbyłem się zbędnych rzeczy. Depozyt udało mi się zostawić w domu u jednego z miejscowych gospodarzy. Wieczór spędziłem na analizowaniu mapy, a następnego dnia skoro świt ruszyłem ponownie w góry. Bezpieczne zejście do doliny Nishgar znalazłem dopiero nazajutrz. Czas szybko uciekał, a mi do wyjazdu zostało go zdecydowanie za mało, żeby myśleć o samotnej próbie wejścia na szczyt. Na taki krok i tak bym się pewnie nie zdecydował, ze względu na konieczność podejścia kilku kilometrów rozszczelnionym lodowcem. Postanowiłem zatem wykorzystać ten czas na rozpoznanie terenu i wykonanie dokumentacji fotograficznej.

Swoją bazę w Dolinie Nishgar ostatecznie zwinąłem 11 sierpnia, a pięć dni później byłem już w kraju.

Podsumowanie i plany na przyszłość

Wyprawę, pomimo faktu, że nie udało się nam osiągnąć głównego celu, uważamy za udaną. Wyjazd ten umożliwił nam zdobycie cennego doświadczania podczas prowadzenia akcji w terenie rzadko uczęszczanym. Ze względu na niewielką ilość dostępnych informacji na temat obszaru, nasza działalność miała w wysokim stopniu charakter eksploracyjny.

Cel na kolejny wyjazd jest zatem ustalony, mamy tylko nadzieję, że podczas ponownej próby będziemy mieli nieco więcej szczęścia.

Podziękowania

Uczestnicy wyprawy serdecznie dziękują wszystkim, którzy zechcieli wesprzeć nasz projekt, Klubowi Wysokogórskiemu Warszawa oraz firmie Yeti. Szczególne zaś podziękowania chcielibyśmy złożyć sklepowi górskiemu Weld.pl za pomoc przy dostarczeniu sprzętu.

Galeria zdjęć

  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski
  • Autor: Fot. arch. Arek Pawłowski

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Andrzej Bargiel - Shishapangma Ski Challenge

Andrzej Bargiel zamierza zjechać na nartach z Shishapangmy. Najpierw jednak będzie musiał tam wejść. Najniższy i zarazem najpóźniej zdobyty ze wszystkich ośmiotysięczników czeka na 25-letniego Zakopiańczyka, który już jest w drodze w Himalaje. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, na przełomie września i października Polak pobije rekord w najszybszym wejściu na górę leżącą na terytorium Tybetu, a następnie zjedzie z jej wierzchołka.

Andrzej podczas biegu w Tatrach. Fot. Marcin Kin

Andrzej Bargiel jest doświadczonym skialpinistą. To trzykrotny mistrz Polski w narciarstwie wysokogórskim. Najwyżej był trzeci w klasyfikacji generalnej pucharu świata. Był także w pierwszej dziesiątce Pierramenta – „Tour de France” skialpinizmu. Jego największym sukcesem jest rekord świata w biegu na Elbrus (w czasie 3h i 23 m). Pobiciem wyniku Denisa Urubki o 32 minuty, Polak zyskał wielkie uznanie w świecie alpinizmu. Właśnie wtedy postanowił zdobywać wyższe góry.

Do tej pory Andrzej zaliczył dwa zjazdy na dużych wysokościach w Himalajach. Uczestniczył w wyprawie na Manaslu, jednak niesprzyjające warunki zmusiły go do zjazdu z 7600 do bazy na wysokości 4800 m. Podczas drugiej na Lhotse plany także pokrzyżowała pogoda oraz wypadek jednego z Szerpów. Wtedy zjechał z 7900 do bazy na 5900 m n.p.m. Zdobył cenne doświadczenie. Upewnił się, że poruszanie się na nartach na tak dużych wysokościach, nie tylko nie sprawia mu większych problemów, ale jest całkowicie w zasięgu jego możliwości.

Wyprawa ma być początkiem większego projektu, którego celem są zjazdy z najwyższych szczytów ziemi. Andrzej pragnie udowodnić, że himalaista nie musi być „męczennikiem”, a narty nie tylko skracają długie wędrówki w rozrzedzonym powietrzu, ale dają też radość z jazdy. W ekipie oprócz Andrzeja znajdują się: Grzegorz Bargiel (brat Andrzeja, doświadczony TOPR-owiec), Dariusz Załuski (filmowiec) i Marcin Kin (fotograf).

Po raz pierwszy Shishapangmę zdobyli w 1964 roku Chińczycy. Dopiero we wrześniu 1987 roku Wanda Rutkiewicz z Ryszardem Wareckim oraz Artur Hajzer z Jerzym Kukuczką zostali pierwszymi Polakami, którzy tam weszli. Na pierwsze wejście zimowe Shishapangma czekała do 2005 roku. Wtedy na jej szczycie stanęli Piotr Morawski i Simone Moro. Po raz pierwszy na nartach w 1985 roku zjechał stamtąd Austriak Peter Woergoetter, choć nie ma pewności, czy udało mu się to z głównego wierzchołka.

Źródło: redbull.com

Napisz komentarz (0 Komentarzy)

Damian Granowski instruktor taternictwa PZACześć! Jestem Damian – założyciel bloga drytooling.com.pl . Na mojej stronie znajdziesz opisy czy schematy dróg wspinaczkowych oraz artykuły poradnikowe. Teksty są tworzone z myślą o początkujących, jak i bardziej zaawansowanych wspinaczach. Mam nadzieję, że i Ty znajdziesz coś dla siebie.
Jeśli potrzebujesz dodatkowego szkolenia z operacji sprzętowych, technik wspinaczkowych czy umiejętności orientacji w górach, zapraszam na moje kursy.

Używamy ciasteczek

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.