Wspinanie, trekking w górach jest dosyć energochłonne. Często w góry bierzemy mnóstwo jedzenia, aby być w miarę sytym i nie głodnym. W teorii brzmi nieźle, w praktyce ile można jeść makaron z sosem, wcinać te same słodycze i czekać z utęsknieniem na otwarcie ostatniej puszki tuńczyka (docelowo do zjedzenia po zdobyciu szczytu)? Dobrą alternatywą może być suszone mięso wołowe, które można zrobić w domowych warunkach (w piekarniku z termobiegiem) za rozsądne pieniądze.
Artykuł o suszeniu wołowiny swoje lata już ma, ale przyszedł czas na odświeżenie go dzięki Robertowi Nejmanowi, który wrzucił na fejsa przepis na suszenie wołowiny. Mam nadzieję, że skorzystacie na nim. Stary przepis oczywiście znajdziecie po opracowaniu Kajmana.
Ok. 3 kg wołowiny bez przerostów. W tym przypadku 2/3 to ligawa, 1/3 to pierwsza krzyżowa. Fot. Robert Nejman
Dodatki w tym sól peklowa 2 opakowania (100 g). Fot. Robert Nejman
Mięso wołowe krojone na jak najcieńsze plasterki. Fot. Robert Nejman
Zalewa zrobiona z zaprezentowanych wcześniej składników. Następnie odstawione (na taras) na 3 doby. Sprawdzone wcześniej 2 doby to było za krótko. Fot. Robert Nejman
Po odczekaniu, przygotowuję rosołek - to co widać zalane wrzątkiem i rozmieszane. (kostki rosołowe 3 szt. na ok 1,5 litra). Warto dodać jeszcze wyciśnięty czosnek, ale akurat nie miałem. Fot. Robert Nejman
Moczenie ok. 5 min kolejnych porcji mięsa wyjętego z wcześniejszej zalewy peklowej. Fot. Robert Nejman
Wołowina wędruje do piekarnika. Fot. Robert Nejman
Termoobieg, 65 st C na ok 15 godz. Fot. Robert Nejman
Po wstępnym podsuszeniu, mięso pokroiłem na mniejsze kawałki. Fot. Robert Nejman
Po zakończeniu wyszedł niecały 1 kg finalnego produktu. Koledzy degustujący to dzisiaj na bunkrach stwierdzili, że świetne. Fot. Robert Nejman
Robert Nejman
Jeszcze kilka uwag czytelnika Lukas Blukas (komentarz na fejsie)
Z własnego doświadczenia:
1. Warto zwrócić uwagę na sposób krojenia plasterków - w poprzek włókien! Jeśli pokroicie wzdłuż to trzeba będzie długo żuć. Pokrojone w poprzek staną się kruche i łatwiejsze do zjedzenia. Można też kroić pod skosem, żeby uzyskać wypadkową pomiędzy kruchością, a "żujnością".
2. Nie stosuje zalewy jak kolega wyżej. Z mięsa trzeba usunąć wszystkie kawałki tłuszczu i ścięgien. Mięso kroje na cienkie plastry 3x10cm, 1-3 mm grube i nacieram mieszaniną ziół (trochę pieprzu, chili, cząbru, rozmarynu, gorczycy rozmieszane w skoku z cytryny i occie) i wkładam do plastikowego pudełka na dwa-trzy dni do lodówki, żeby "skruszało". Nie dodaje soli w ogóle, ale to kwestia smaku - wole pikantne niż słone.
3. Mięso suszę wstępnie w piekarniku, wieszając plastry na kratce. Tym sposobem co ma ścieknąć spada na dół. Warto podłożyć papier. 8h - 50-60'C z termoobiegiem i uchylonymi drzwiczkami.
4. Drugi etap suszenia trwa dłużej - mięso wieszam w kartonie przykrytym moskitiera. W kartonie mam założoną żarówkę 40W. Daje wystarczająco dużo ciepła. Bardziej chodzi o wysuszenie mięsa poprzez swobodny ruch powietrza.
5. Ostateczny etap suszenia i przechowywania polega na trzymaniu mięsa w przewiewnym miejscu w płóciennym worku. Mięso tak przygotowane traci około 70% lub więcej wyjściowej wagi. Z trzech kilogramów zostaje mniej niż kilogram. Przybiera kolor ciemnobrązowy, kruszy się bardzo łatwo. Pachnie przyprawami i jest pikantne w smaku.Można je zajadać samo, albo skruszyć do zupy.Nie wiem jak długo można je przechowywać. Zakładam, że w dobrze wentylowanym pomieszczeniu powinno spokojnie wytrzymać kilka miesięcy. Mnie się dłużej niż miesiąc nigdy nie udało go przechowywać. Każdy kto mnie odwiedził zachęcony zapachem zajadał je od razu. Sam też podjadam je bez przerwy, kiedy tylko mam.
Komentarze obsługiwane przez CComment